Dnia 8 listopada 2016 roku, w Teatrze Variete, odbyły się dwa Jubileuszowe koncerty Andrzeja Poniedzielskiego pod tytułem „Live?”, organizowane przez Stowarzyszenie Promocji Sztuki Kabaretowej. Publiczność zjawiła się tłumnie, mimo złej pogody. Zarówno przed występem, jak i po, można było zakupić książki i płytę Jubilata, co też zgromadzeni bardzo chętnie czynili, zachęceni zapewne świetnym marketingiem Pana Poniedzielskiego. I choć przed rozpoczęciem występu wydawało mi się, że za chwilę sceną zawładnie kabaret Neo-Nówka, powolnym krokiem wszedł na nią Andrzej Poniedzielski i to było bardzo dobre rozpoczęcie występu!
Przechodząc już do samego występu Pana Andrzeja, całość miała charakter przeplatany monologami, które były po części wstępem do piosenek, a po części opowieściami z życia artysty z piosenkami, które cechowały się melodyjnością i lekkością, a przy tym były przyjemne. Przy wykonywaniu utworów, akompaniował Andrzej Pawlukiewicz.
Jubilat zaczął od wprowadzenia publiczności w całość występu, który nie miał sztywnych ram, bowiem, jak sam oznajmił, „co sobie przypomni, to opowie”. Oczywiście nie zabrakło także żartów o wieku, artysta przyznał, że jest w okresie memopauzy (od angielskiego słowa memory), która cechuje się pamięcią napadową: wtedy kiedy nie trzeba, przychodzi, a wtedy kiedy trzeba, nie ma jej. Pan Poniedzielski opowiadał także o swojej młodości, którą spędził w Kielcach, przy Dworcu PKS, gdzie często słyszał zapowiedzi autobusów, które nazywał konferansjerką dworcową. W pamięci zapadła mu jedna taka zapowiedź, która brzmiała: „Autobus pospieszny relacji Kielce-Staszów, planowy odjazd godz. 10:30, nie odjedzie… (perfekcyjna pauza pani konferansjerki dworcowej) …bo go nie ma”.

Fot. Karina Kąsek
Dalej kontynuował monolog o swoim wieku, temperamencie, który podczas występu sięgał zenitu i organizmie, z którym żyje w zgodzie, ale tworzą dwa byty. Oczywiście mają parę rzeczy wspólnych, jak dowód osobisty, lecz czasem zdarza się tak, że wychodzą razem, a wracają osobno. „Trudny związek”- tak krótko Jubilat skwitował tę relację. Następnie Pan Poniedzielski opowiedział o swojej karierze, która zaczęła się w 1977 roku na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie, o przygodzie z nagrywaniem piosenek w TVP. I w tym miejscu nastąpiło wykonanie piosenki „Chyba już można iść spać” (do posłuchania tu), która mnie urzekła, zwłaszcza wersy:
Chyba już można iść spać
Dziś pewnie nic się nie zdarzy
Chyba już można się położyć
Marzeń na jutro trzeba namarzyć
Po małym wstępie, mówiącym o byłym ustroju politycznym, troszkę wplątując w to kulturę, zaznaczając przy tym, że kultura i polityka to dwa odmienne środowiska, bowiem „jak ktoś poszedł w politykę, to znaczy, że poszedł za potrzebą”, nastąpił, jak to określił Jubilat, „montaż słowno-muzyczny”, o zabarwieniu politycznym, historycznym i patriotycznym.
Następnie Pan Poniedzielski opowiadał o kobietach i mężczyznach, gdzie wysunęły się dwie tezy. Myślę, że można je nazwać tezami. Pierwsza z nich to: „Kobieta i mężczyzna różnią się, ale kobieta bardziej”, a druga: „Kobiety nie zmienisz, możesz zmienić kobietę, ale to i tak niczego nie zmieni”. Od wątku kobiecego, artysta przeszedł do szczęścia (przypadek?) i do składania życzeń. Publiczność dowiedziała się, że tak naprawdę składamy życzenia nieodpowiedzialnie. Sam artysta miał taką sytuację, gdzie znajomi życzyli mu zdrowia, na co on odpowiadał: „To teraz?!”, gdzie istotny jest fakt, że byli to znajomi, z którymi to zdrowie tracił. W tym momencie rozbrzmiała na sali „Elegancka piosenka o szczęściu”, do posłuchania tutaj.
Po tej radosnej piosence, artysta opowiadał o swojej rodzinie, a dokładniej o córce, która miała dość ciekawe zdarzenie z lekarzem ginekologiem. Córka Pana Andrzeja chciała się dowiedzieć jakiej płci będzie jej dziecko, na co, wspomniany już lekarz, odpowiadał wymijająco, odwlekał odpowiedź na to pytanie. W końcu przyciśnięty do muru odpowiedział, że: „To będzie dziewczynka, albo taki skromny chłopiec”. Jubilat płynnie przeszedł do tematu gender, doszukując się genezy tego zjawiska w kulturze amerykańskiej. Uzmysławiając sobie to wszystko doszedł do stwierdzenia: „Love me gender, love me true, miłości tak się weź, trochę pokochajmy się, sprawdzimy potem płeć”.
Przyszedł czas na poruszenie poważnych tematów, czyli relacji damsko-męskich, alkoholu i ogólnie życia, a jak wiadomo życie „tytła” bardzo. 😉 Publiczność dowiedziała się o istnieniu raczej powszechnego zjawiska, że mężczyzna lubi wypić, natomiast kobieta już nie za bardzo, ale zaskoczeniem był fakt, że kobieta wtedy też ma problem z alkoholem. Po tym wstępie Jubilat zaśpiewał piosenkę, którą roboczo nazwałam „Mam pospieszny szósta coś”. Niestety nie udało mi się znaleźć oryginalnego tytułu, ale myślę, że wielbiciele twórczości Pana Poniedzielskiego będą wiedzieć o jaką piosenkę chodzi. [Ten tytuł brzmi Rozdarcie I – przyp. Paulina]

Fot. Karina Kąsek
Występ powoli dobiegał końca, więc przyszła pora na temat miłości, gdzie opisywanie jej na początku znajomości nie ma sensu, bo jesteśmy zauroczeni drugą osoba i nie myślimy obiektywnie, później następuje syndrom „przychodzi co do czego”, czyli brutalne zderzenie naszych wyobrażeń z rzeczywistością. Skoro został poruszony temat miłości, nie mogło także zabraknąć tematu małżeństwa, co do którego zdania są podzielone na kobiece i męskie, ale oba są zdaniami negatywnymi. Artysta przyznał się, że wielokrotnie z kolegami siadali i całymi wieczorami płakali z powodu małżeństwa. Monolog zakończył wiersz i piosenka o miłości.
Przyszedł czas na wspomniany we wstępie chwyt marketingowy Pana Poniedzielskiego. Jak wiadomo, Jubilat nie jest mistrzem marketingu, więc ograniczył się tylko do dwóch zdań brzmiących: „Jeżeli u Państwa powstaje w tej chwili pytanie a propos tych wydawnictw: kupić, nie kupić? To ja bym kupił.” Marketing chwycił i książki oraz płyta sprzedawały się jak świeże bułeczki.
Na zakończenie Pan Poniedzielski wyjawił swoją tajemnicę- tak zwaną „wstrzemięźliwość umysłową”, gdzie wypowiadane przez siebie słowa słyszy pierwszy raz, bo w głowie ma pustkę. Opowiedział zabawną sytuację, w której ogarnęła go właśnie ta wstrzemięźliwość umysłowa i dzięki niej wygrał z systemem bankowym. Posiadał samochód marki polonez (gdzie szybko okazało się, że kupił nieruchomość), podjechał nim pod Narodowy Bank Polski i stanął na miejscu wyznaczonym dla prezesów tegoż banku. Poszedł załatwiać swoje sprawy, po czym okazało się, że zapomniał paru dokumentów z samochodu. Gdy wracał do auta, stała przy nim luksusowa limuzyna, w środku prezesi, a do niego biegnie siwy ze złości szofer, który przemówił: „Pan umie czytać?!”, na co Pan Poniedzielski ogarnięty stanem wstrzemięźliwości: „Umiem czytać, ale wie Pan, że wolę pisać?”, szofer osiągnął szczyt zdenerwowania i pokazuje na tabliczkę, na co Pan Andrzej: „W lipcu bieżącego roku, wziąłem kredyt w banku, a ten samochód stanowi zabezpieczenie tego kredytu, więc możemy go uznać za bankowy”, szofer w odpowiedzi wykrzyczał: „Jakiego banku?!”, a Pan Andrzej: „WBK, ale to się jakoś dogadacie”, szofer nie tracąc zimnej krwi zadał ostatnie pytanie: „A w ogóle to kiedy Pan stąd odjeżdża?”, na co Pan Andrzej: „Ostatnią ratę mam w 2017 roku…” i tą oto zabawną historią zakończył się Jubileuszowy występ Pana Poniedzielskiego. Oczywiście nie obyło się bez bisów. Jubilat bisował dwa razy, za każdym razem wykonując piosenkę.

Fot. Karina Kąsek
Nie przepadam za tego typu występami, no, wyjątek stanowi Piotr Bałtroczyk, ale muszę przyznać, że byłam pozytywnie zaskoczona. Z początku spodziewałam się raczej monotonnych monologów i śpiewanych wierszy, więc cały występ zaskoczył mnie pozytywnie w 100%. Cała publiczność bawiła się wyśmienicie, ze mną na czele. Na pewno nie był to zmarnowany czas, a czas pełen śmiechu i refleksji. Polecam bardzo serdecznie występ Pana Poniedzielskiego!
ANETA TABISZEWSKA