Zadebiutowała rok temu na scenie krakowskiej Rotundy, podczas 32. Przeglądu Kabaretów Amatorskich PAKA i natychmiast podbiła serca widzów. Swoją upartością i wytrwałym dążeniem do celu udowadnia, że chcieć to móc, a wydarzenia z jej życia pokazują, że marzenia się spełniają… nieoczekiwanie. Jak sama o sobie mówi, jest kobietą pracującą i żadnej pracy się nie boi, co odzwierciedla w życiu wcielając się w różne role. Objawienie ostatniego roku – Gwiazda Bez Przesady.
Dziennikarka: Witam największą kabaretową Gwiazdę ostatniego roku…
Gwiazda Bez Przesady: Dzień dobry, owszem działo się wiele przez ten rok, na co absolutnie nie narzekam!
D: Zanim zapytam cię o szczegóły twojej sławy, opowiedz nam, od jak dawna interesujesz się kabaretem?
G.B.P: Kabaretem zaczęłam interesować się jako nastolatka. Od zawsze byłam radosnym dzieckiem, uwielbiałam się śmiać i oglądać festiwale kabaretowe. Jednak myślę, że momentem przełomowym w moim życiu, kiedy stwierdziłam, że chciałabym być jakąkolwiek częścią kabaretu, było odkrycie przeze mnie improwizowanego serialu „Spadkobiercy”, który dosłownie powalił mnie na kolana! Wtedy zaczęła kiełkować we mnie myśl, aby coś zadziałać w tym kierunku.
D: I stało się, lecz nie tak szybko, jak twoja nagła, późniejsza sława… Po kilku latach weszłaś w ten świat.
G.B.P: Tak, długo nie mogłam się dostać do świata kabaretu. Jednak nie rezygnowałam i starałam się być chociaż bierną jego częścią w postaci widza i zapalonej fanki, zarówno wszelakich programów kabaretowych, jak i festiwali, i występów na żywo. To również nie było proste, ponieważ o ile dostęp do telewizji miałam nieograniczony, o tyle do występów na żywo dostęp już nie był taki prosty.
D: Dlaczego?
G.B.P: Pochodzę ze wsi, która znajduje się pod Kielcami. Kielce nie są miastem wybitnie kulturalnym, gdy byłam w gimnazjum czy liceum mało się w nim działo, góra dwa, trzy występy do roku, to było coś. Wiejskie festyny też nie stawiały na kabaret, ale na gwiazdy muzyczne. Chociaż pamiętam, na dwóch festynach pojawiły się kabarety – jeden to był bodajże Kabaret Jurki, a drugi Kabaret Skeczów Męczących. Wiem, że teraz jest lepiej pod tym względem, jest Polska Noc Kabaretowa, Świętokrzyska Gala Kabaretowa, organizowane są też jakieś małe festiwale. Druga kwestia to oczywiście pieniądze, jako zapalona fanka musiałam mieć miejsce w pierwszym rzędzie, a wiadomo, to trochę kosztowało.
D: Jak to się stało, że w końcu zaczęłaś czynnie uczestniczyć w życiu kabaretowym?
G.B.P: Cieszę się, że o to pytasz, bo bez przesady, ale to jest po prostu moja opowieść życia! Gdy dostałam się na studia do Krakowa, myślałam, że wszystkie drzwi będą stać dla mnie otwarte na oścież. Myślałam, że w końcu spotkam ludzi, którzy podobnie jak ja interesują się kabaretem. Myliłam się i to bardzo. Na moim roku nikt nie interesował się tego typu rozrywką. Wracając pewnego dnia do mieszkania stwierdziłam, że tak dłużej być nie może! Bo nie jest przecież możliwe, żeby nikt oprócz mnie nie interesował się kabaretem, ale przede wszystkim niemożliwością było to, żeby w takim mieście jak Kraków nie działo się nic kabaretowego. I tak wertując strony internetowe natrafiłam na studia kabaretowe organizowane przez Stowarzyszenie Promocji Sztuki Kabaretowej PAKA. Bez namysłu, natychmiast się zgłosiłam. Jednak studia nie ruszyły, ponieważ było za mało chętnych. I tutaj następuje moment kulminacyjny, od którego wszystko się zaczęło. Alicja – osoba, która zajmowała się rekrutowaniem ludzi na studia, zaproponowała mi wolontariat kabaretowy właśnie przy wspomnianym Stowarzyszeniu. I tak oto, 4 lata temu, wstąpiłam w zaszczytne szeregi pakowskich wolontariuszy, wchodząc tym samym w świat kabaretu.
D: Brzmi jak zrządzenie losu…
G.B.P: Bo tak właśnie było! Powtarzam to wielokrotnie: nic nie dzieje się przez przypadek, wszystko jest zaplanowane, gdzieś tam na górze. Bo jak wytłumaczyć fakt, że rekruterka zaproponowała mi wolontariat, jeśli nie miała w zwyczaju tego praktykować? To było mi pisane, ale musiałam zawziąć się w sobie, wziąć się w garść i działać, reszta potoczyła się już z górki. Dlatego z tej okazji mam przesłanie do wszystkich: uwierzcie, że marzenia się spełniają, co pewnie jeszcze nie raz udowodnię w tej rozmowie.
D: Mam nadzieję. Jak się czułaś, gdy już byłaś po tej drugiej, wymarzonej stronie?
G.B.P: Świat kabaretu był i nadal jest dla mnie, pod wieloma względami, niesamowity. Po pierwsze, mogłam przebywać wśród kabareciarzy, których wcześniej znałam tylko z telewizji i krótkich rozmów podczas zdjęć czy autografów. Po drugie w końcu znalazłam fantastycznych ludzi, którzy podzielali moją miłość do kabaretu, niektórzy nawet byli bardziej zafiksowani ode mnie! Co szczególnie mnie dziwiło, że można być bardziej zakręconym na punkcie kabaretu niż ja. Po trzecie niekończąca się ilość imprez kabaretowych, solowych występów czy kilkudniowych festiwali jak PAKA czy ImproFest. Czułam się po prostu wspaniale, bo przecież nie codziennie spełniają się twoje marzenia.
D: Dalej należysz do grona wolontariuszy?
G.B.P: Owszem, gdy tylko mój harmonogram występów na to pozwala, a zazwyczaj tak jest, bo supportuję organizowane przez nas kabaretowe występy.
D: Jak udaje ci się łączyć te dwie funkcje?
G.B.P: Dajmy na to występ mam zaplanowany na godzinę 20:00, więc tak do 19:00/19:30 występuję w roli zwykłego wolontariusza, chociaż od pewnego czasu już nie takiego zwykłego, bo jestem rozpoznawalna…
D: Niezwykłego wolontariusza…
G.B.P: To ty to powiedziałaś… (śmiech) No więc jestem sobie tym zwykłym, niezwykłym wolontariuszem, przychodzi czas występu, wchodzę na scenę, robię swoje, zamiatam, schodzę i zasiadam wygodnie na widowni, wcielając się tym razem w rolę widza. Bo ja jestem kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boję!
D: To ciebie szukali podczas tegorocznej Płockiej Nocy Kabaretowej!
G.B.P: Tak, nie znaleźli, bo byłam w domu. Jakby mnie zaprosili to by tyle nie szukali.
D: Kończąc już temat kabaretu, czym on dla ciebie jest?
G.B.P: Kabaret jest dla mnie odskocznią od dnia codziennego, innym wymiarem, który pozwala mi się odstresować i oderwać od problemów dnia codziennego.
D: A jakie to problemy ma taka gwiazda?
G.B.P: A wiesz, jak każdy zwykły człowiek: na obiad sushi czy owoce morza, założyć sukienkę od Coco Chanel czy Prady? Ot, zwykłe problemy dnia codziennego.
D: Wiemy już jak rozpoczęła się twoja przygoda z kabaretem. A jak to się stało, że zostałaś gwiazdą?
G.B.P: Stało się to na 32. PACE w 2016 roku, kiedy to byłam jeszcze zwykłą wolontariuszką. Producent Festiwalu pilnie potrzebował kogoś do pozamiatania sceny. I znów „jakimś” nieoczekiwanym zbiegiem okoliczności trafiło na mnie. Poszłam zamiatać scenę i się zaczęło… Sława, blichtr i pieniądze…
D: Po prostu wyszłaś i podbiłaś serca widzów?
G.B.P: Tak właśnie było! Trochę zasługi miał w tym konferansjer – Tomasz Jachimek, który od tego momentu jest nazywany moim scenicznym Tatusiem.
D: Nie bądź taka tajemnicza, nie daj się prosić, zdradź nam coś więcej!
G.B.P: No dobrze… Z przyjemnością to zrobię! Wyszłam na scenę, cała zestresowana, bo nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Zresztą wyjść i pozamiatać to żaden problem, ale weź to zrób przed prawie sześciuset osobową publicznością. Nie było to łatwe zadanie, zwłaszcza, że konfetti, które wcześniejszy kabaret rozsypał nie chciało się wcale zamiatać. Dlatego też znacznie dłużej byłam na scenie niż pierwotnie zakładałam. W pewnym momencie Tomek Jachimek zauważył, że nie jest na niej sam i podchodząc do mnie zapytał jak mam na imię…
D: I tu padły te słynne słowa…
G.B.P: Tak! Chcąc wyjść na osobę skromną, bez namysłu odpowiedziałam: BEZ PRZESADY! Mając oczywiście na myśli to, że ja tu nie jestem nikim ważnym, tylko zamiatam, więc nie zasługuję na uwagę.
D: Konferansjer był innego zdania…
G.B.P: Tomek natychmiast to podchwycił, obrócił sytuację w żart, śmiali się wszyscy, łącznie ze mną i nim. W tym momencie pierwszy raz mocniej zabiło mi serce, tak jakby chciało mi powiedzieć, że właśnie tu jest moje miejsce, że mogę być stworzona do rozśmieszania ludzi.
D: Na jednym wyjściu z miotłą się nie skończyło.
G.B.P: Jak już wspomniałam konfetti strasznie źle się zamiatało, producent nie był zadowolony, że scena dalej była w opłakanym stanie, więc wyszłam drugi raz i ku mojemu zdziwieniu, ludzie, gdy mnie tylko zobaczyli, ponownie zaczęli się śmiać. To samo było przy trzecim i czwartym wyjściu. Wtedy wiedziałam, że to jest to co chciałabym robić. Rozśmieszanie ludzi – to moje powołanie!
D: A jak na tę sytuację zareagował konferansjer? W kulisach mówiło się, że wykonałaś publiczny „roast konferansjera”.
G.B.P: Tomek, jako osoba pracująca w kabarecie od lat, ma dystans do siebie, tak więc absolutnie nie był na mnie zły. Rozmawiałam z nim zaraz po tym zdarzeniu, przepraszając, że nie chciałam go urazić, ale był zadowolony, mówił, że wszystko jest w porządku i fajnie to wyszło. Od tego momentu ja nazywam go ojcem mojej kariery, scenicznym Tatą, a on mówi na mnie po prostu sceniczna córcia.
D: Jak po tym nieoczekiwanym debiucie potoczyła się twoja kariera?
G.B.P: Wręcz błyskawicznie. Myślałam, że ludzie szybko zapomną o tym incydencie, ale było wręcz przeciwnie. Po skończonych występach, przychodzili do mnie i gratulowali udanego występu. Moja przyjaciółka podchwyciła temat, założyła mi fanpage’a na Facebook’u, który w szybkim czasie osiągnął liczbę 160 like’ów! Wtedy uświadomiłam sobie, że to nie była jednorazowa przygoda. W tym miejscu po raz kolejny udowadniam, że marzenia się spełniają.
D: I nie była. Rok później, czyli podczas tegorocznej PAKI, wystąpiłaś w duecie z Tomaszem Jachimkiem, w roli jego asystentki. Jak się w niej czułaś?
G.B.P: Wspaniale! Ludzie ponownie żywo reagowali na moje przytyki i dopowiadania. Z późniejszych opowieści wiem, że wyszło świetnie, z czego się niesamowicie cieszę. Kolejny raz utwierdziłam się w przekonaniu, że to jest to, co chcę robić.
D: Zapytałam twoich fanów na Facebook’u o co chcieliby cię zapytać. Domyślasz się jakie mogły paść pytania?
G.B.P: Pewnie o miotły, ludzie są ich najbardziej ciekawi (śmiech).
D: Zgadłaś! Twoi fani najczęściej pytali o sprzęt, jaki wykorzystujesz podczas występów. Pytanie które najbardziej utkwiło mi w pamięci, brzmi: Czy nie boisz się, że roboty sprzątające, reklamowane przez perfekcyjną panią domu, utrudnią rozwój twojej kariery?
G.B.P: Ależ skąd! Żaden unowocześniony sprzęt nie zastąpi mojego zamiatania! Ręczne miotły są ponadczasowe, a żywy człowiek zawsze lepszy niż kupa żelastwa!
D: Twoi fani zadali jeszcze pięć pytań do Ciebie, odpowiesz na nie?
G.B.P: Oczywiście, że tak! Moi fani są dla mnie najważniejsi, zrobię dla nich wszystko!
D: Super! Rotunda pyta: swoją karierę rozpoczęłaś na mojej scenie. Widziałam, że grywałaś też na scenie Kijowa, Piasta Pastrami Deli, itd. Gdzie Ci się najlepiej grało i dlaczego?
G.B.P: Moja kochana Rotundo! Oczywiście, że najlepiej występowało mi się na Twej pięknej i legendarnej scenie! Żadna inna scena nie dorówna Twojej powierzchni i chropowatości! Miotła również to potwierdza. No i ta klimatyzowana atmosfera…
D: Kolejne pytanie: Jak długo planuje Pani karierę, wiadomo, że czas leczy, a sprzęty z wiekiem stają się coraz cięższe.
G.B.P: Będę występowała do końca życia i o jeden dzień dłużej! Sprzęt, gdy jest dobrze dopieszczony i użytkowany nigdy nie staje się dla wykonawcy ciężarem!
D: A jakich kosmetyków używają Twoje miotły?
G.B.P: Oj, wszelakich… Zaczynając od balsamów do nawilżania kija, po odżywki do włosia, kończąc na wizytach w Spa.
D: Pytanie od Organizatorki tegorocznej PAKI: Na tegorocznej PACE występowałaś na jednej scenie z Tatusiem, co dalej?
G.B.P: Tak jak wspomniałam wcześniej, jestem kobietą pracującą, więc żadnej pracy się nie boję! Zamierzam powoli podbijać Polską scenę kabaretową, a potem kto wie… Może podbije Hollywood? W każdym razie czekam na propozycje! Jestem otwarta.
D: I ostatnie pytanie: Czy zdarzył Ci się już psychofan? Ale płci męskiej, który wypisuje non stop do Ciebie?
G.B.P: Jako prawdziwa gwiazda, mam wielu psychofanów, zarówno wśród mężczyzn jak i kobiet. Oczywiście, więcej jest tych płci męskiej, co mnie niezmiernie cieszy. Tak, mam psychofanów, których również kocham i doceniam! Tak oto żyjemy sobie w szczęśliwej bez przesadowej rodzince.
Rozmawiała
Aneta Tabiszewska
P.S Jeśli po przeczytaniu tego tekstu zastanawiasz się, o co właściwie chodzi, to podpowiadamy, że prywatnie Bez Przesady to nasza redakcyjna koleżanka, Aneta Tabiszewska. A historię burzliwej kariery Bez Przesady możesz śledzić na fanpage’u One Woman Show Bez Przesady, który parodiuje profile celebrytów