Dziś pragniemy przypomnieć kabaret, który nadal działa na kabaretowej scenie. Przed Wami kabaret OT.TO. Został założony w 1987 roku przez Wiesława Tupaczewskiego lecz oficjalną działalność rozpoczął w 1990 roku. W jego skład wchodzili: Wiesław Tupaczewski, Andrzej Tomanek, Andrzej Piekarczyk oraz Ryszard Makowski, który opuścił szeregi grupy w 2001 roku. Jak zaczynali? Z kim współpracowali? Dlaczego nie stronili od telewizji? To i wiele więcej dowiecie się z poniższego tekstu. Zapraszam!
Dziennikarz: Rozszyfrujmy najpierw nazwę.
OT.TO: – Kabaret OT.TO. Brzmi dobrze, a że przy okazji nazwiska dwóch naszych członków zaczynają się na „T”…
– To nie ma najmniejszego znaczenia. Byle dźwięcznie i krótko.
D: Przedtem robiliście całkiem inne rzeczy. Łączyła Was tylko estrada, na której Tomanek udawał „różową świnkę”, Tupaczewski ośmieszał „Lady Pank”, a Makowski wojował z komuną.
OT.TO: – Podejrzewam, że niezgoda na tę ostatnią była najważniejsza.
– Różnorodność zaś w naszych programach założyliśmy sobie i chyba nieźle udaje nam się łączyć różne gatunki estradowe i kabaretowe: od pure nonsensu po lirykę.
– Modnym słowem jest consensus, a my podążamy za modą, zwłaszcza gdy okazuje się, że produkcje nasze podobają się publiczności.
D: Głównie tej młodszej.
OT.TO: – I chwała Bogu!
– W każdej pracy, a kabaret też jest pracą – choć to może nie dla każdego oczywiste – są ludzie, którzy wykonują ją albo dobrze albo źle. Kabaret Starszych Panów był wspaniały i na nim się wychowałem (Ryszard Makowski – przyp. K.M), co nie znaczy, że ma z tego powodu od razu coś wynikać dla naszego zespołu.
– Na spektakle „Zimny żal” w Teatrze Rampa tłumnie przychodziła właśnie młodzież. Bo to młodzi ludzie najbardziej spontanicznie reagują na sztukę, a poza tym mają czas i ochotę na spektakle teatralne i występy kabaretów…
D: Wydaje mi się, że powód jest jeszcze jeden. Polską scenę kabaretową zdominowali, od dawna już, 40-60- latkowie. Wy wprawdzie małolatami już nie jesteście…
OT.TO: – Ja jestem najstarszy! (Ryszard Makowski – przyp. K.M)
D: Ale i niesie ze sobą niebezpieczeństwa. Czasem odnoszę wrażenie, że OT.TO wciąż jest kabaretem nie studenckim nawet, lecz szkolnym. Niektóre wasze dowcipy są, no, dość prymitywne.
OT.TO: – Istnieją dwie możliwości. Jedna, że może z tych krótkich spodenek kiedyś wyrośniemy. Druga, że nam się to nigdy nie uda. A naprawdę robimy wszystko, by nasi widzowie dobrze się bawili. Publiczność czeka niekiedy na jakiś prosty wygłup, żart, choćby i tandetny.
D: Ulegacie woli ludu, a to określamy populizmem, który w kabarecie…
OT.TO: – Nieraz już się sprawdził! Z tym, że istnieją granice, których staramy się nie przekraczać.
– Najważniejsze jest to, że nasze programy, piosenki, żarty są świadome. Nie powstają przypadkowo.
– Chcemy, żeby to co robimy, było żywe. Nie mamy nic wspólnego z kabaretem dydaktycznym, w którym zawsze ten, kto wychodzi na scenę, coś ludziom tłumaczył, coś uświadamiał. My staramy się robić rozrywkę i dlatego, przynajmniej w naszym mniemaniu, jesteśmy kabaretem typowo rozrywkowym.
D: Przez pewien okres czasu występowaliście w programach Jana Pietrzaka.
OT.TO: – Tak, i sporo nas ta współpraca, w sensie profesjonalnym, nauczyła. Trudno jednak robić kabaret w kabarecie, zrozumiałem więc, że musieliśmy się rozstać.
D: Często ostatnio gościcie w telewizji. Skąd takie dobre układy na Woronicza?
OT.TO: – Jakie układy? My się tylko telewizji nie boimy, a w środowisku kabaretowym unika się jej. Artysta obawia się pokazać na ekranie, gdyż ogrywa swój program, którego potem nie sprzeda na estradzie albo sprzeda słabo. Widz, który zna na pamięć wszystkie numery, grepsy, puenty nie przyjdzie na koncert. My na szczęście, repertuar mamy na tyle duży i na brak nowych pomysłów nie narzekamy, że nie podzielamy tych obaw. Przeciwnie, publiczność lepiej się bawi, gdy zna fragmenty programu, niektóre piosenki.
D: Jedna z nich zrobiła furorę, stając się autentycznym przebojem: „Pojedziemy do Pizy”.
OT.TO: – Bardzo nas cieszy jej popularność, o tyle zaskakująca, że piosenka nie była lansowana w radiu, które nadało ją może raz czy dwa. W ogóle kabaret w radiu nie ma łatwego życia. Są stałe audycje, a poza nimi natrafia się na mur, nie do przebicia.
– Po ostatnim festiwalu opolskim, gdy przyjęto nasz występ – a „Pizzę” szczególnie – entuzjastycznie, większość dziennikarzy też jakby faktu tego nie zauważyła.
D: Telewizja za to zrekompensowała wam te niepowodzenia, dwukrotnie nadając poprzedni program OT.TO – „Słowotok”.
OT.TO: – Z telewizją to jest tak, że wprawdzie dużo daje wykonawcy, ale i obnaża wszystkie jego braki. Jest to niebezpieczne medium dla artystów dopiero wchodzących na rynek, bo albo się uda albo nie.
D: Czy korzystacie z promocji jakiejś profesjonalnej agencji artystycznej, macie swojego menadżera, specjalistów np. od choreografii, która w waszych występach nie jest bez znaczenia.
OT.TO: – Menadżera nie mamy bo takiego zawodu w Polsce nie ma, promocję robimy sobie sami…
– A w układzie choreo jednej piosenki pomogła nam moja (Wiesława Tupaczewskiego – przyp. K.M) szwagierka, która jest baletnicą, dzięki czemu w naszym programie pojawiają się elementy baletu klasycznego.
– Na moje nieszczęście! (Ryszard Makowski, najtęższy – dosłownie – filar OT.TO – przyp. K.M)
– Ruch, gest w kabarecie jest nie mniej ważny niż słowo. Poza tym jednego faceta stojącego jak słup przed mikrofonem można jeszcze jakość znieść, ale trzech? (Andrzej Piekarczyk – zwykle siedzi przy klawiszach – przyp. K.M)
Cóż mogę powiedzieć na ten temat? Wywiad rzeczowy, przeprowadzony w sposób ciekawy, widać, że dziennikarz orientuje się w temacie kabaretu. Jedyne co przeszkadza to brak podpisów wypowiedzi. Przypisy redaktora w nawiasach męczą, przeszkadzają i gubią wątek.
A Wam jak się podoba? Piosenkę wspomnianą w wywiadzie możecie posłuchać tutaj.
ANETA TABISZEWSKA
Fragmenty wywiadu pochodzą z artykułu Krzysztofa Masłonia Publiczność czeka na wygłup, „Rzeczpospolita”, Warszawa, 1991.