Archiwa tagu: relacja

Najlepsze momenty VII ImproFestu [relacja]

IF (3)

VII edycja ImproFestu dobiegła końca. Przez trzy dni krakowską publiczność w Klubie Studio rozbawiało dziewięć grup improwizatorów z różnych stron Polski i świata. Rozbawiało skutecznie, gdyż odgłosom śmiechu nie było końca. Podejrzewam, że słyszano je po drugiej stronie miasteczka. Co dokładnie działo się na ImproFeście, opowiedzą Wam Ci, którzy byli najbliżej dziejących się rzeczy, czyli wsparcie organizacyjne. Pokusiłam się o zebranie różnych głosów, ponieważ sama nie mogłam zobaczyć wszystkiego.

Zadałam rozmówcom dwa pytania. Pierwsze dotyczyło występów i brzmiało: Który z występów najbardziej Ci się podobał i dlaczego? Drugie zaś dotyczyło sfery zakulisowej: Zdradź nam jakiś zakulisowy „smaczek”. Coś o utkwiło Ci w pamięci, zszokowało, rozweseliło, zdziwiło bądź przestraszyło.

ANETA

Który z występów najbardziej Ci się podobał i dlaczego?

Widziałam jedynie „Zagadkowe morderstwo”, które wyszło improwizatorom naprawdę świetnie! Tajemnicze morderstwo trenera jednej z uczestniczek podczas mistrzostw w psich zaprzęgach w Saneczkowie na szczęście zostało rozwiązane przez niezawodnego i zadającego bardzo pomocne pytania inspektora. A wysuwane przez niego tezy powaliłyby z nóg samego Rutkowskiego! Nikt nie spodziewał się, że denat umarł ze śmiechu, a bezpośrednim zabójcą był duchowny we wsi. Powód? Brak chęci przyjęcia przez trenera błogosławieństwa przed mistrzostwami. Zagadka rozwiązana, „kurde, kurde”!

Rozpoczęcie koncertu widziałam jedynie na próbach, nie chcę sobie nawet wyobrażać, co działo się na faktycznym rozpoczęciu! Jeśli był taki sam szał, to żałuję, że nie mogłam przeżyć tego jeszcze raz.

Zdradź nam jakiś zakulisowy „smaczek”.

Co do zakulisowych smaczków, było ich bardzo dużo, niektórych nie mogę ujawniać, ale zdecydowanie czekałam momentu, aż będę mogła przywdziać wypaśny strój różowego ImproFestowego królika, na który każdy miał chrapkę. A mi udało się to dnia trzeciego, około północy. Mission completed! 🙂 Ponadto część wolontariuszy znalazła w sobie żyłkę do biznesu, stawiając sobie za misję sprzedanie jak największej liczby gadżetów i biletów, co nie każdemu się udaje. Sprytnie przemyślana strategia marketingowa nie poszła w las, wynik jest zadawalający! Druga część wolontariuszy odkryła w sobie dar dziennikarski, relacjonując na bieżące wydarzenia na profilowym Instagramie PAKI. Inna część postanowiła sprawdzić się w improwizacji, grając nieustannie w pytania. Mistrzynią okazała się Kinga, ale to było wiadomo już dawno przed Festiwalem. Ponadto tańcom, rozmowom, śmiechom nie było końca. Takie imprezy zapadają w pamięć na długo.

1

Foto A. Mirota, Mam cię, króliczku!

ANIA

Który z występów najbardziej Ci się podobał i dlaczego?

Zawsze jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co grupy improwizacyjne potrafią zrobić na podstawie jednego słowa czy sugestii. Podczas tegorocznego ImproFestu rozbawiła mnie wrocławska Improkracja. Grupa zaprezentowała grę „Before and After”, polegającą na scenach odbywających się przed i po jakimś ważnym wydarzeniu. W tym wypadku publiczność wybrała, że takim wydarzeniem będzie pogrzeb. Podczas tej „chrześcijańskiej” improwizacji śledziliśmy perypetie księdza, od momentu powołania, przez seminarium, posługę, zrzucenie sutanny dla kobiety, aż po powrót na łono Kościoła, a także losy „bohatera” samego pogrzebu, który nie prowadził najzdrowszego trybu życia. Ale tym co najbardziej rozbawiło całą publikę była niezniszczalna altana, która osłoniła zaciętych grillowiczów przed huraganem porywającym różne przedmioty, a nawet zwierzęta gospodarskie. Występ bardzo mi się podobał, poszczególne sceny były ze sobą spójne i z wielkim zainteresowaniem śledziło się akcję.

Zdradź nam jakiś zakulisowy „smaczek”.

Jako wolontariusz miałam okazję spotkać za kulisami występujących artystów. I to co mi utkwiło w pamięci, to przerwa podczas warsztatów i krótka, i bardzo miła rozmowa z Susan Messing. Byłam bardzo zaskoczona i rozbawiona postępami Susan w nauce naszego ojczystego języka, chciała się upewnić czy dobrze wymawia pewne słowa, co zaprezentowała później również na scenie. Wydaje mi się, że nie muszę tutaj wymieniać, o które słowa mi chodzi. Wystarczy, że napiszę – najbardziej popularne polskie słowa za granicą.

DAWID

Nie potrafię sobie przypomnieć żądnych zakulisowych smaczków, ale mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że w tym roku naprawdę parę razy byłem zaskoczony. Po pierwsze Kacper Ruciński i Łukasz Szymanek, którzy wcześniej kojarzyli mi się z humorem raczej niewyszukanym, potrafią być naprawdę śmieszni. Szczególnie rozbawił mnie ten drugi, w roli detektywa przesłuchującego wieś Saneczkowo, wyciągającego szereg oczywistych, choć nigdzie nieprowadzących wniosków. Drugie zaskoczenie to grupa „Klancyk”. Wiedziałem, że są dobrzy, ale podczas tej edycji festiwalu ich rymowany spektakl pozostawił mnie z bolącym brzuchem i dymiącą czachą. Maciek Buchwald, absolutny mistrz rymów, narracji i niewymuszonego komizmu, w połączeniu z muzykiem, który za pomocą klarnetu, kalimby i własnego głosu potrafił stworzyć niezwykle oryginalną muzykę, to bezsprzecznie dwa największe atuty tego widowiska. Ktoś tu „AD HOCOM” mocno depcze po piętach. Na koniec przytoczę tylko cytat z występu „Klancyka” – „Przepraszam, chyba cię zabiłem”. Miałem wrażenie, że skierowany był do mnie, bo momentami naprawdę trudno było między śmiechami złapać oddech.

MAGDALENA

Który z występów najbardziej Ci się podobał i dlaczego?

Najbardziej podobała mi się piosenka rozpoczynająca ImproFest. Uważam, że organizatorzy sami sobie podnieśli wysoko poprzeczkę i będzie trudno to przebić. 😉  Zaskakująco, rozbrajająco cudowny początek Festiwalu. Poza tym grupa AD HOC jak zwykle w świetnej formie, zdecydowanie powinni występować każdego dnia! Ogólnie cały Festiwal zdawał się mieć coraz wyższy poziom organizacji i to trzeba docenić, bez względu na gust i odbiór poszczególnych występów. Oby tak dalej.

Zdradź nam jakiś zakulisowy „smaczek”.

Zakulisowe zostawię lepiej dla siebie, bo to raczej „niesmaczki”.

23467234_1692387294157083_4356031509726789240_o

Foto pochodzi z fejsbukowej strony Improfestu

MARTYNA

Który z występów najbardziej Ci się podobał i dlaczego?

Z występów, które widziałam najbardziej podobał mi się występ grupy „Klancyk”. Zaprezentowali długą formę impro. Zawiesili wysoko poprzeczkę, bo cała opowieść była rymowana. Wyszło im cudownie. Całość była spójna, fajnie rymowali (robili to z wielką lekkością i nie wymuszali rymów w miejscach, które nie pasowały, bądź się nie dało), no i, co najważniejsze, było śmiesznie. Czapki z głów! Publiczność doceniła ich występ owacjami na stojąco.

MILENA

Który z występów najbardziej Ci się podobał i dlaczego?

Jako, że był to mój pierwszy Festiwal jako wolontariusz, jestem pod mega wrażeniem organizacji takiego wydarzenia! Mega atmosfera, super ludzie! Nigdy nie przypuszczałam, że będę mogła uczestniczyć w takim wydarzeniu „od kuchni”. To było świetne uczucie, gdy za kulisami przechodzi obok Ciebie osoba, którą podziwiasz od lat i kojarzysz ze szklanego ekranu i mówi Ci „Siema”. Wtedy czujesz się jak w wielkiej, pozytywnie zakręconej rodzinie Możliwość oglądania grupy „Siedem razy jeden” zza kulis – mega sprawa! Zupełnie inne doświadczenie. Poza tym niezawodna grupa AD HOC! Strasznie żałuję, że nie mogłam być do końca festiwalu i już odliczam dni do kolejnej edycji.

23550982_1693572884038524_4149131169455960044_o

Wypowiedzi zebrała ANETA „Bunny” TABISZEWSKA.

Zapraszamy także na fanpage ImproFestu i PAKI, gdzie znajdziecie więcej podsumowań.

PoImproFestowe refleksje [relacja]

Wiele zmian dokonało się w tym roku w naszym krakowskim środowisku. Wpłynęły one także na tegoroczną edycję festiwalu ImproFest. Paulina po wielu latach obejrzała spektakle ImproFestu jako, po prostu, widz, gwiazda Anety „Bez Przesady” zaświeciła nad miotłą poza Rotundą, bo na Scenie Piast, a i improfestowe króliki zobaczyły nowy kawałek świata. Chociaż to coroczne święto improwizacji zaczęło się już 12 listopada, jego punkt kulminacyjny przypadł na weekend od 18 do 20 listopada. Przed Wami relacja z tegorocznego ImproFestu w trzech różnych odsłonach.

 

I dzień, 18.11.2016

Paulina – widz z odzysku

Czuję się, jakbym odkrywała nowe światy. Po raz pierwszy obejrzałam kilka spektakli improfestowych jako tylko i wyłącznie widz. Nie musiałam czuwać za kulisami, rozglądając się nerwowo, czy ktoś gdzieś nie potrzebuje pomocy, czy króliki przyczepione tu i ówdzie trzymają się grzecznie powierzchni, czy ciastka na tacach są uzupełniane w miarę potrzeb. Przyznaję, było ciężko. Kiedy zobaczyłam Anetę pędzącą z naręczem królików pod scenę, nie wytrzymałam i oczywiście pomogłam jej je przykleić. Nikt nie mówił, że będzie łatwo 😉

Atmosfera improfestowych zakulis była jednak dla mnie wyczuwalna nawet wtedy, gdy z biletem wkroczyłam na salę. Ucieszył mnie widok znajomych, uśmiechniętych twarzy i to, że mogłam się przywitać z wolontariuszami. Potem już jednak grzecznie zajęłam miejsce i czekałam na rozpoczęcie pierwszych występów.

dwie-siostry_karina-kasek

Na scenie pojawili się Michał Próchniewicz i Michał Ociepa. Pomyślałam: „Nieźle. Konferansjerka będzie udana”. I wiecie co? Była. Jak zwykle. Są takie duety, które na scenie tworzą idealnie uzupełniającą się całość. To jeden z nich.

Pierwsze dwie grupy również były bardzo zgranymi duetami. Wieczór otworzyły panie z grupy Dwie Siostry, które nie są siostrami, a zaprezentowały spektakl o, uwaga, dwóch siostrach. Jedna z nich pracowała na polu buraków, druga na parkingu. Taka była wola publiczności, która w improwizacji zdecydowanie nie jest oddzielona od sceny żadną ścianą. I bardzo dobrze. Utkwiło mi w pamięci skwitowanie przez jedną ze spektaklowych sióstr romantycznych zalotów postaci o imieniu Waldek (na wspomnianym wyżej buraczanym polu): „Nie weźmiesz mnie na mieszkanie. Co jeszcze masz?”. Wszędzie ten materializm.

dwaj-panowie_karina-kasek

Drugim podmiotem artystycznym tego wieczoru był duet męski, Dwaj Panowie, czyli dwuosobowy wycinek grupy Improkracja. Panowie przedstawili długą formę zainspirowaną zbieraniem bursztynów. Powstała wzruszająca historia ojca i syna. Jeśli chcecie zobaczyć improwizowany spektakl z prawdziwego zdarzenia, to ten  duet jest odpowiednim wyborem. Miło było podziwiać profesjonalistów w akcji.

Jako trzeci, przed przerwą, wystąpili członkowie grupy Peleton, którzy pokazali spektakl zatytułowany w programie festiwalu „Nektarynka”. Były to serie scenek prezentujących różne seriale. Ich tematyka została określona przez rzeczowniki i przymiotniki wypisane na karteczkach przez publiczność. Z taką formą spektaklu improwizowanego jeszcze się nie spotkałam i wydała mi się ona bardzo interesująca. Na pewno wymaga od realizujących ją artystów dyscypliny i wzmożonej samokontroli, bo żaden z seriali nie może trwać na scenie w nieskończoność (czyli odwrotnie niż w życiu).

peleton_karina-kasek

Tutaj zakończył się mój wieczór z ImproFestem. Niestety, tuż po przerwie musiałam opuścić Scenę Piast. Nie widziałam więc gospodarzy, Grupy AD HOC, z gościem specjalnym, Ewą Błachnio. Bardzo żałuję, bo AD HOC pozostaje nieodmiennie moją ulubioną grupą improwizacyjną. Jestem pewna, że ich Wieczór Komedii Improwizowanej był jak zwykle udany.

grupa-ad-hoc-i-ewa-blachnio_karina-kasek

Potem smakosze sztuki improwizacji udali się jeszcze na Impro Chillout do Klubu Studenckiego Żaczek i tym akcentem zakończono pierwszy dzień ImproFestu 2016.

A teraz oddaję głos prawdziwej gwieździe, Anecie „Bez Przesady” Tabiszewskiej, która opowie Wam o drugim dniu Festiwalu.

II dzień, 19.11.016 r.

Bez Przesady – One Woman Show

 pakowicze_karina-kasek

I to się nazywa zapowiedź na poziomie! Poziomie godnym Gwiazdy Bez Przesady! Dziękuję za nią.

Słowo wstępu: z racji tego, że miałam nawał pracy, bo trzeba było przetestować program z mopem na scenie, wypróbować nowe żarty na grupie moich wiernych Fanów, trochę coś tam pomóc przy ogarnianiu niesfornych królików… No i nie oszukujmy się, jestem sławną gwiazdą, tak? A jak wiadomo sławie przyświecają tłumy Fanów i paparazzi, więc dosłownie byłam rozchwytywana! Od wywiadu do wywiadu, od zdjęcia do zdjęcia… a jeszcze trzeba porozmawiać z Fanami! Także za dużo nie widziałam, jeśli chodzi o występy, ale postaram się to wynagrodzić paroma zakulisowymi smaczkami… 😉

Drugi dzień Festiwalu rozpoczął się bardzo wcześnie, bo od godziny 11:00 trwały warsztaty improwizacyjne.

neil_plus_1_karina-kasek

Jak przystało na Gwiazdę, zjawiłam się dopiero o godzinie 14:00. No i się zaczął Armagedon! Najpierw musiałam iść przyszykować sobie garderobę, którą dzieliłam z pozostałymi grupami improwizacyjnymi (niech znają moją hojność, a co!). Wiecie, ciastka, woda, kawa, herbata, miotła, wiadro, mop… Same najpotrzebniejsze rzeczy. Gdy już to skończyłam, przyszła moja kolej na próbę, która była bardzo udana. Wymiotłam całą scenę z kiepskich żartów oraz przygotowałam ją na nowe, świeże i dobre żarty, poprzez wymycie jej mopem z zimną wodą i mydłem. Zapamiętajcie sobie tę kombinację: zimna woda i mydło, najlepiej się sprawdza, jeśli chcecie, aby żarty żarły. Dlaczego? Ano dlatego, że te słabe żarty są natychmiast oziębiane (zimna woda) i automatycznie ześlizgują się ze sceny (mydło). Polecam! Oczywiście podczas próby, podglądały mnie moje dwie wierne Fanki –  Agatka i Karinka, dawały wskazówki, jak dobrze ustawić się do publiczności, aby miotła i mop równie pięknie się prezentowały, co sama Gwiazda. Nie zabrakło także paparazzi, którzy zrobili mi kilka zdjęć z ukrycia, które mogliście podziwiać na moim fanpage. Spontaniczna widownia, jaka zebrała się na mojej próbie, domagała się filmiku z instruktażem mycia sceny, jednak nie dałam się na to namówić (gaża była za niska).

ab-ovo_karina-kasek

Następnie przyszedł czas na zasłużoną kawusię z Fanami: Agatą, Kariną, Pauliną i Karoliną. Jednak nie myślcie, że próżnowałam podczas tej przerwy! O, nie! Właśnie wtedy testowałam nowe żarty, nie zdradzę jakie, bo to są takie petardy, że głowa mała.

Nastała pora na witanie przybyłej publiczności. Dobrze się domyślacie! Któż innym mógłby witać ludzi, jak nie sama Gwiazda Bez Przesady? Bardzo serdecznie wszystkich witałam, uśmiechałam się, żartowałam, sprawdzałam bilety, robiłam psikusy moim współtowarzyszom… A tłum szalał! Słuchajcie, ludziom na mój widok wypadały bilety z rąk, nie odbierali reszty po zakupie owych biletów, gubili telefony, szaliki i butelki! Jeden chłopak zapomniał języka polskiego i zaczął gadać po angielsku! Jedna kobietka zbiletowała się do kosza, zamiast normalnie, do mnie. Oczywiście nie obeszło się bez zdjęć i autografów… Istne szaleństwo! Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tak działam na ludzi.

dwa-michaly_karina-kasek

Nadszedł czas na występy. Niestety jak pisałam wyżej, za wiele nie udało mi się zobaczyć, bowiem gwiazda jest gwiazdą przez cały czas. Blask bijący ode mnie dezorientował występujących i onieśmielał publiczność, która wodziła za mną wzrokiem, jak tylko udawałam się do garderoby. Tak więc parę razy przycupnęłam sobie gdzieś w kąciku, co by chociaż troszkę występów zobaczyć. I tak widziałam po trosze występ Neila, który przedstawił improwizowaną scenkę z przypadkową (?) osobą z publiczności, w miarę fajnie to wyszło, oraz AB OVO, który średnio przypadł mi do gustu, więc udałam się do garderoby. Następnie widziałam prawie w całości występ grupy „Muzyczne Chwile”, które porwał nie tylko mnie, ale także całą publiczność. Chłopaki przedstawiali piosenki ze swojej płyty, które wybierała publiczność. Mogliśmy posłuchać techna, rapu, disco… do wyboru, do koloru.

muzyczne-chwile-z-mackiem-i-krzyskiem_karina-kasek

Potem również w całości obejrzałam występ „Improkracji”, której jestem fanką. Tak, tak, można być zarówno Gwiazdą, jak i fanką ;). Improwizacja sama w sobie, zaskakujące puenty, zwroty akcji, wielka kreatywność i pomysłowość występujących, po prostu super! Na tym zakończył się drugi dzień ImproFestu, jeśli chodzi o występy. Bowiem dla nas, to był dopiero początek… Dwa słowa: after party. I wszystko jasne.

improkracja_karina-kasek

Na koniec chciałabym podziękować moim wszystkim Fanom, którzy towarzyszyli mi przez te trzy dni. Dziękuję zarówno tym, których pierwszy raz widziałam – cieszę się, że przybyliście, specjalnie dla mnie, jak i tym najwierniejszym, których mogę wymienić z imienia: Agatka, Paulinka, Kingusia, Karinka, Karolinka, Paulinka, Magda(lenka), Martusia, Michaś i Dawidek, dzięki za śmianie się z moich żartów, za wygłupy, rozmowy, za to, że jesteście! Kocham!

III dzień, 20.11.2016 r.

Królicze opowieści

Chcielibyśmy tylko zaznaczyć na samym początku, że w odróżnieniu od naszych poprzedniczek, my widzieliśmy wszystko! Dosłownie wszystko! Widzieliśmy, jak Paulina, zamiast oglądać występ, sprawdza sobie godziny odjazdu busów w telefonie, albo jak wielka gwiazda Aneta „Bez Przesady”, zamiast przyjść do nas i niektórych z nas reanimować po występach, zasiada sobie w loży i śmiejąc się na cały głos ze swoimi zwolennikami, pożera wielkie, ostre burito!

kroliki_karina-kasek

Podobnie jak rok temu utworzyliśmy grupę zwiadowczo-desantową, która także składała się z paru podgrup. Ważnym aspektem była zmiana miejsca trwania ImproFestu, z Rotundy, którą znaliśmy od podszewki, która była naszą króliczą norą, na scenę Piast, która była dla nas obcą i niebezpieczną przestrzenią.

Ulokowali nas w trzech miejscach, z których jak już wspominaliśmy, widzieliśmy wszystko. Pierwsza z grup znalazła się przy drzwiach, gdzie witała pojawiającą się, poniekąd bardzo rozentuzjazmowaną, publiczność. Druga z grup była ukryta w garderobie, gdzie dowiedzieliśmy się kilku bardzo tajnych rzeczy, których niestety nie możemy Wam zdradzić, gdyż sami byśmy się zdemaskowali. Trzecia grupa miała najtrudniejsze zadanie, bowiem obserwowała to, co dzieje się na scenie, a działo się na niej bardzo dużo!

hurt-luster_karina-kasek

Pierwszego dnia wystąpili: Dwie Siostry, Dwaj Panowie, Peleton, AD HOC z gościem specjalnym Ewą Błachnio. Było naprawdę fantastycznie! Wszystkie grupy zaprezentowały się nieskazitelnie. Zwłaszcza grupa AD HOC z Ewą dała czadu, aż niektóre z nas pospadały z zachwytu.

masters-show_karina-kasek

Drugiego dnia na scenie pojawili się: Hurt Luster, Neil Curran, AB OVO, Muzyczne Chwile oraz Improkracja. I nam, w porównaniu do gwiazdy Bez Przesady, podobali się wszyscy, bez wyjątku! O afterze wolimy nie wspominać. To zbyt prywatne. Powiemy tylko, że niejednemu się uszko odkleiło od ściany.

klancyk_karina-kasek

Trzeci dzień to była petarda sama w sobie! Na pierwszy ogień poszli zagraniczni goście: Jim Libby, Rod Ben Zeev i Neil Curran w „Masters show”. Potem zagrał Teatr Improwizowany Klancyk!  (“Zaburzone osobowości”), przygrywał ImproBand, a w finale pojawiły się wszystkie grupy improwizacyjne. Uczestnicy finału byli podzieleni na pięć grup i kolejno wchodzili na scenę, wcielając się w określone role i odgrywając serial pt. „Zakochany księżyc”. Po tej premierze, serial ten stał się ulubionym serialem wszystkich królików!

finalowo_karina-kasek

Nie mogłyśmy sobie wymarzyć lepszego finału! Tak po cichu przyznamy nawet, że był on porównywalnie porywający, jak próby z mopem Gwiazdy Bez Przesady. Nasze królicze serca są usatysfakcjonowane. Jak zwykle, po trzecim dniu byłyśmy zmęczone, ale przeszczęśliwe, że wszystko się udało. Nasz wysiłek się opłacił. Z niecierpliwością czekamy na kolejny ImproFest. Kto wie, gdzie nas teraz poniesie. Pewnie w kosmos.

PAULINA JARZĄBEK

ANETA TABISZEWSKA

 

PS Za zdjęcia dziękujemy Karinie Kąsek – Kąsek Żartu.

Druga 50-tka Piotra Bałtroczyka [relacja/recenzja]

KTO?
Piotr Bałtroczyk

CO?
Druga 50-tka Piotra Bałtroczyka

KIEDY?
21.02.2016 r., 20.00

GDZIE?
CK Rotunda, ul. Oleandry 1

Bałtroś

Drodzy Czytelnicy, poniżej znajduje się mocno subiektywna relacja z występu Piotra Bałtroczyka, zatytułowanego Druga 50-tka Piotra Bałtroczyka. Dlaczego mocno subiektywna? Zawsze staram się być obiektywna i sprawiedliwa, ale każdy ma w swoim życiu postać, którą uwielbia nade wszystko i jest dla niej bezkrytyczny. Nazywa się ją potocznie idolem. Dla mnie taką postacią jest właśnie Piotr Bałtroczyk, może nie idol, ale mój Mistrz, pisane przez duże M, mój guru kabaretowy (jak się dowiedziałam na występie nie tylko mój i nie tylko guru, ale o tym później). Musicie mi to wybaczyć, ale ten artykuł nie będzie obiektywny. Relacja ta raczej będzie pisana z perspektywy zagorzałego fana niż zwykłego widza, połączona z nutką uwielbienia dla postaci Piotra Bałtroczyka. Chyba Was nie wystraszyłam? Nie będzie tak źle, obiecuję. 😉

Na początek kilka faktów. Występ miał miejsce 21 lutego 2016 roku w słynnej (dzięki właśnie Piotrowi) klimatyzowanej sali Rotunda przy ulicy Oleandry. Dla niewiedzących wyjaśniam fenomen i być może zdradzę przy tym tajemnicę klimatyzowanej sali w Rotundzie. Otóż sala w Rotundzie nie ma klimatyzacji i tu jest cała tajemnica. Po prostu nie ma klimatyzacji. Dlatego też podczas jednego z występów, gdy na sali było bardzo gorąco, Piotr Bałtroczyk wyszedł na scenę i powitał publiczność żartobliwymi słowami: „Witam Państwa w tej oto pięknej, klimatyzowanej sali krakowskiego klubu Rotunda.” Kto by wtedy pomyślał, że te słowa wpiszą się na stałe w klimat tego miejsca i będą wykorzystywane przy każdej okazji. Taki właśnie jest Piotr Bałtroczyk: potrafi odnaleźć się w sytuacji i z niczego zrobić coś naprawdę dobrego, żeby nie powiedzieć w tym przypadku, kultowego. Widownia tego dnia dopisała i była chętna do wchodzenia z występującym w interakcje, co, oczywiście, wykorzystał z powodzeniem.

Występ rozpoczął od wymienionych już wyżej słynnych słów, bo jakże mogłoby ich zabraknąć tego wieczoru! Po czym przeszedł do opowieści z życia wziętych. Całość można by podzielić na kilka części, które przeplatały się tematycznie: anegdoty o ludziach otaczających Piotra i anegdoty ze sobą w roli głównej. Publiczność dowiedziała się interesujących rzeczy nie tylko o samym występującym, ale także o innych artystach, m.in. o tym, że chłopaki z kabaretu „Ani Mru Mru” proszą organizatorów PAKI, by nocowali w hotelu Żaczek, ponieważ z kawiarni, gdzie zazwyczaj przesiadują artyści po występach, można dojść do hotelu nie odrywając ręki od ściany, czy to, że Grzegorz Halama wygląda jak foka w swetrze. Dość ciekawą anegdotę bohater wieczoru opowiedział o samym sobie, z udziałem Andrzeja Rosiewicza. Miała ona miejsce na Festiwalu Piosenek Serialowych w Opolu, który prowadził Piotr. Na scenie śpiewał i tańczył Rosiewicz. W pewnym momencie na scenę wszedł pijany facet, który prześlizgnął się przez ochronę, stanął przy Rosiewiczu i można powiedzieć, że dopingował go. Opolska widownia oszalała z radości. Lecz w telewizorach, ten facet był widoczny tylko przez krótką chwilę, gdyż operator zmniejszył kadr i widać było tylko Rosiewicza. Po skończonym występie, Piotr Bałtroczyk wyszedł i powiedział: „Ledwo stoi, a jeszcze tańczy.” Publiczność opolska wybuchła śmiechem, lecz ta przed telewizorem była dość mocno zniesmaczona, gdyż myślała, że to o Rosiewiczu. Dlatego też Bałtroczyk prosił krakowską publiczność o rozsławianie owej anegdoty, by zmazać niechlubną wpadkę tamtego wieczoru. Tak więc przekazuję dalej.

Nie zabrakło także wątków politycznych, Piotr przyznał się, że jego kandydatem był Grzegorz Braun. Widownia dowiedziała się także, że Bałtroczyk, oprócz tego, że jest ortodoksyjnym domatorem, jest także rolnikiem i ma swoje gospodarstwo pod Olsztynem, gdzie hoduje m.in. trawkę, ale z winy Tuska musi ją sam utylizować. Natomiast jego bardzo dobrymi kuzynami są Jim Bim i Jack Daniels, a przyjacielem Zdzisław Habilitowany, z którym prowadzi częste rozmowy (rzecz jasna, że kuzyni są także przy tych rozmowach obecni). Ów przyjaciel zadał kiedyś Piotrowi intrygujące pytanie: gdyby miał dwie bomby atomowe, na które miasta by je spuścił. Piotr nie odpowiedział wtedy na nie, ale był ciekawy odpowiedzi Zdzisława, który pochodził z Kielc i obie bomby spuściłby na Radom, tak dla pewności, jakby jedna nie wystarczyła. Dodać należy, że mieszkańcy Kielc nie przepadają za mieszkańcami Radomia, stąd taka odpowiedź. Podczas pewnej rozmowy to Bałtroczyk zadał pytanie swojemu przyjacielowi: jaki jest jego ideał kobiety? Na co Habilitowany powiedział: „Taka do 200 zł.” Piotr uświadomił także publiczności i myślę, że można by to nawet podciągnąć pod tezy Bałtroczyka, że „Jak ktoś ma pecha to i przez telefon może dostać wpi*rdol.” Po czym przeszedł płynnie do branży funeralnej, gdzie jego ulubiony zakład pogrzebowy nosi nazwę „Sleep time”, ale są i inne godne uwagi, jak „Game over” czy jedna z reklam „Zwolnij, do nas zawsze zdążysz.” Jeśli już jesteśmy przy dziwnych, ale jednocześnie trzeba przyznać, że pomysłowych chwytach marketingowych, podzielił się z widownią hasłem reklamowym dotyczącym artykułów papierniczych, wymyślonym przez jego kolegę, która brzmiała: „Kupujcie artykuły szkolne, bo jak nie to Wam pi*rdolne.” Hasło oczywiście nie pojawiło się, ale w obliczu braku weny, plus za kreatywność.

Sporą część występu Bałtroczyk poświęcił swojemu biznesowi, którym jest kupowanie i odnawianie starych budynków oraz Panu Marianowi, który pracuje dla niego wraz ze swoją firmą budowlaną. W Panu Marianie najbardziej interesującą cechą jest używanie nieznanych mu słów, które często wsadza w miejsca zupełnie niepasujące do kontekstu wypowiedzi. Co za tym idzie powstaje komiczne zdanie. Piotr przytaczał masę przykładów, jednak najbardziej utkwił mi w głowie jeden. Sytuacja dzieje się na budowie, Piotr woła Mariana w odpowiedzi słysząc: „Biegnę, pędzę, uda mi dymią!” Rodzi się następujące pytanie: co czytał Marian, że użył takiego połączenia?!

Kolejna część poświęcona była sławie Bałtroczyka. Opowiadał o śmiesznych sytuacjach z fanami, jak i tych mniej śmiesznych z policjantami. Jeśli chodzi o fanów, w Poznaniu podszedł do Piotra młody chłopak z zapytaniem: „Pan Piotr Bałtroczyk?”, Piotr: „Tak.”, na co chłopak: „No nie wiem co powiedzieć.”. Nie należy się dziwić chłopakowi, że na widok takiego artysty odjęło mu mowę. Jeśli zaś chodzi o policję, tu Bałtroczyk miał dużo do powiedzenia, bowiem, jak sam przyznał, często kontaktuje się z władzą, bynajmniej nie dobrowolnie. Z tych wszystkich opowieści utkwiła mi w pamięci jedna. Miała miejsce w Iławie, Piotr zauważył, że jedzie za nim nieoznakowany samochód z policjantami, więc jechał jak najbardziej przepisowo. W pewnym momencie kazali mu się zatrzymać, wezwali do samochodu i zadali słynne pytanie: „Jak Pan myśli za co Pana zatrzymaliśmy?”, na co Bałtroczyk z pełną powagą odpowiedział: „Zatrzymaliście mnie, bo chcieliście wyrazić uznanie w jaki sposób prowadzę auto, że przepuściłem staruszkę na pasach i wyminąłem rower w terenie wiejskim. Myślę, że chcecie mi dać proporczyk z wyrazami uznania dla wzorowego kierowcy.” A policja, jak to policja, nie zrozumiała mistrzowskiej ironii.

W występie Piotra nie mogło zabraknąć słowa o jego hobby, czyli o alkoholach. Uświadomił publiczności przy tym, że chirurdzy lubią najbardziej czystą wódkę i żeby tylko taką kupowali. Była to aluzja do jego własnej osoby, ponieważ nie może pić tego całego, kolorowego badziewia, które przynosi mu jego partnerka, z zawodu chirurg. „Kwiat Krakowa” i „Najlepsza publiczność tego wieczoru” dowiedziała się dlaczego na Bałtroczyka mówią „Czopek”.

Na koniec nawiązanie do guru, który pojawił się we wstępie. Piotr przyznał, że rzadko udziela wywiadów, ale czasem zgadza się na nie. Pewnego razu przyjechała do niego dziennikarka i, najwidoczniej w stresie, powiedziała do Bałtroczyka: „Jest Pan moim gurem.” Tak że, Panie Piotrze, nie tylko dla tej dziennikarki jest Pan gurem. 😉

Publiczność wywalczyła jeszcze dwa bisy, na co Piotr bez większych oporów przystał. Mówił w nich o kwestiach, które już kiedyś w swoich monologach poruszał, m.in. o lekach, o starości i o dzieciach. Jednak i tu nie mogę powiedzieć nic złego, bo za każdym razem będą mnie one bawić.

Jestem zachwycona całym występem Piotra Bałtroczyka, ale pewnie nie spodziewaliście się, że mogłabym powiedzieć co innego. Podczas jego monologów odrywam się totalnie od rzeczywistości i wchodzę w przedstawiany przez niego świat, chłonąc zdania, które często są tak prawdziwe, że aż nie do uwierzenia (choćby wspomniane już tezy). W występach Piotra podobają mi się dwie rzeczy: przytaczane przez niego historie, i to w jaki sposób je opowiada. Często, słuchając go, zastanawiam się ile z tego co mówi jest prawdą i zdarzyło się w realnym życiu, bo opowiada te wszystkie historie tak realistycznie, że niekiedy trudno mi się zdecydować, czy to może być prawda, czy tylko bujna wyobraźnia. Porusza także tematy lekkie, znane chyba każdemu człowiekowi z życia codziennego. Posiada również rzadką cechę śmiania się z samego siebie, choćby nawet wtedy, gdy mówi o starości. Sposób, w jaki to opowiada, urzeka mnie najbardziej. Nie napina się, nie używa wyszukanych słów, nie widać po nim stresu, wychodzi i zachowuje się jak przysłowiowa ryba w wodzie. Dla mnie jest w pełni naturalny, nie udaje kogoś, kim nie jest. I w tym, moim zdaniem, tkwi cały sukces.

Polecam całą sobą występy Piotra Bałtroczyka, z pewnością nie będzie to zmarnowany czas.

11.JPG

 

ANETA TABISZEWSKA