Archiwa tagu: recital kabaretowy

Recital Kabaretowy Artura Andrusa [recenzja / relacja]

Co?

Artur Andrus – Recital Kabaretowy

Kto?

Artur Andrus

Kiedy?

22.04.2017 r.

Gdzie?

Nowohuckie Centrum Kultury

arturandrus_biletyna

Artur Andrus, źródlo: http://www.biletyna.pl

Niepisaną tradycją stał się fakt, że chodzę na wszystkie krakowskie występy Artura Andrusa. Dlatego, gdy w grudniu ubiegłego roku dowiedziałem się o recitalu zaplanowanym na 22 kwietnia tego roku, natychmiast zakupiłem bilet. Znajomi pytają mnie często, czy nie szkoda mi czasu i pieniędzy na ciągłe oglądanie tego samego. Otóż nie – nie ma dwóch takich samych recitali (w czym utwierdził mnie występ omawiany w niniejszym tekście), a obcowanie z Jeremim Przyborą współczesnego polskiego kabaretu jest przeżyciem wartym wszystkiego.

Artur Andrus tradycyjnie już powitał zebraną publiczność tekstem, w którym przedstawił się jako „ulubiony artysta tego wieczoru” i zaproponował, aby „zawrzeć pewną kompromitację”, polegającą na tym, że on śpiewa, a nam się to podoba. Był to wstęp do piosenki Nie zaczynaj przeplatanej barwną choreografią oraz dygresjami na temat proszenia się o brawa.

W podobnym tonie został utrzymany następny utwór – Baba na psy (dedykowany Marii Czubaszek). W jego trakcie Artur Andrus przytoczył wyniki „amerykańskich badań naukowych” głoszących, że jeśli w jednym miejscu spotkają się „inteligentna i wrażliwa publiczność” oraz „świetny artysta”, to dojdzie do tego, że widzowie będą klaskać, a nawet śpiewać z wykonawcą.

Trzecią piosenką tego wieczoru była Mona Lisa – Rodowód, poprzedzona żartami o wynikach „amerykańskich badań naukowych” (bardzo dobre nawiązanie do sytuacji, w których ludzie powołują się na takie rzeczy i wierzą w nie bez żadnych refleksji) oraz o „współpracy” Artura Andrusa z Nat King Colem. Tekst Mona Lisy został zmodyfikowany, aby historia w niej opowiedziana częściowo rozgrywała się w Nowej Hucie (stały zabieg polegający na dostosowaniu się pod publiczność). Po rozważaniach dotyczących dysproporcji w utworach sportowych, Artur zaśpiewał piosenkę będącą przedstawicielką nowego gatunku, tj. Nazywali go Marynarz – Szanta Narciarska.

Ku mojemu zaskoczeniu, w programie recitalu, który do tej pory przebiegał standardowo, nastąpiły zmiany. W sierpniu zeszłego roku, z okazji Letnich Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro Artur Andrus nagrał Prawdziwą historię Leonidasa z Rodos, czyli piosenkę o tym, co to tak naprawdę znaczy, że ktoś spoczął na laurach. Utwór nie trafił jeszcze na żadną płytę, dostępny jest jedynie w Internecie. Dlatego śmiało mogę stwierdzić, że podczas omawianego recitalu nastąpiła jego krakowska premiera (za prapremierę uznaję natomiast wykonanie przywołanej piosenki podczas Benefisu Jacka Fedorowicza 30 marca 2017 r. w Kinie Kijów).

Nie zabrakło również mojego ulubionego elementu programu, w którym Artur Andrus śpiewa utwory „przetłumaczone” przez siebie z języków obcych lub zapożyczone od innych artystów. Rozpoczął go piosenką Petersburg, w oryginale wykonywaną przez Jaromira Nohavicę (drugie zaskoczenie tego wieczoru). Następnie zaśpiewał Czego nam trzeba z tamtych lat (pod takim tytułem ten utwór widnieje na stronie www TVP ze skeczami kabaretowymi; w zbiorze tekstów Andrzeja Poniedzielskiego Dla duszy gram nazwany został Ciepła wódka, zimne kobiety). W dalszej części występu przyszedł czas na przeróbki Quando, quando, quando Tony’ego Rennisa oraz Diridondy chorwackiego zespołu Novi fosili.

Od lutego 2017 r. na potrzeby trójkowej Akademii Rozrywki Artur Andrus pisze teksty piosenek nawiązujące do wydarzeń, o których można usłyszeć w radiu. Podczas audycji z dnia 3 marca 2017 r. słuchaczom został zaprezentowany utwór Od bociana, wykonany w trakcie recitalu pod zmienionym tytułem Sokratesa 18. Umieszczenie go w programie było ostatnim zaskoczeniem, które czekało na mnie tego wieczoru.

Oficjalną część występu zakończyły Cyniczne córy Zurychu. Następnie przyszedł czas na potrójny bis, w trakcie którego Artur Andrus zaśpiewał jedne ze swoich najpopularniejszych utworów: Królową nadbałtyckich raf, Piłem w Spale, spałem w Pile oraz Glanki i pacyfki. Wykonanie tego ostatniego było bardzo rockowe pod względem stylistyki, jak również choreografii, w wyniku czego zrywało z klasycznym obrazem spokojnego Artura Andrusa.

Reasumując: było warto. Bardzo miłym zaskoczeniem okazały się zmiany w programie, które nadały mu świeżości. Jak zwykle jestem zadowolony z występu Artura Andrusa, z pewnością wybiorę się na następny.

MARCIN CHUDOBA

Sado-Kwiato, czyli wieczór kabaretowy z elementami recitalu (relacja/recenzja)

Co?
Sado-Kwiato, czyli wieczór kabaretowy z elementami recitalu.
Kto?
Paweł Sadowski (Kabaret Róbmy Swoje), Maciej Kwiatkowski (Kabaret 7 minut Po)
Kiedy?
16.04.2015 r., 19.00
Gdzie?
Kinoteatr WRZOS, ul. Zamoyskiego 50

Co prawda nazwa wydarzenia przywodzi na myśl klimaty rodem z powieści Markiza de Sade, ale żadnych tortur nam nie zaserwowano (poza smaganiem batem ironii). Trochę recitalu, trochę happeningu – dużo kabaretu. Całość otworzył autorski dżingiel wykonany a capella przez tytułowy duet, zawierający w warstwie tekstowej tylko dwa słowa: „Sado-Kwiato”. Przypadek?

Kinoteatr Wrzos celuje w nietypowe wydarzenia kabaretopochodne – wystarczy wspomnieć liczne recitale kabaretowe. W pakiecie „Sado-Kwiato” dostaliśmy piosenki, improwizacje, monologi, skecze i nawet wykład. Tak, tak…

Zaczęło się od szczerego wyznania o (dosłownym) zapuszczeniu się a tematyka fauny i flory utrzymywała się niemal przez cały wieczór. Była historia o ślimaku i kupie, o nawoźnictwie przyogródkowym, gazie łupkowym, bajka-nie bajka o komarze i komarzycy oraz pogadanka o połowie węgorzy (podobno smaczne). Wiedzieliście, że Podlasie to polskie „zagłębie rury”?

Maciek_poziom

Maciek podnosi poziom wykonania.

Żeby nie być gołosłownym – w roli „elementu recitalu” wystąpiła np. piosenka z repertuaru Andrzeja Zauchy, „Bądź moim natchnieniem”, wykonana na głos i mikrofon przez Maćka Kwiatkowskiego. Trzeba przyznać, że całkiem przyjemna odbiorze. Paweł Sadowski ze swojej strony lirykę zamknął w piosence o miłosnym rozbiorze serca, i to zaśpiewanej przy dźwiękach gitary. Czyż można bardziej po krakowsku?

Na koniec wieczoru usłyszeliśmy dwie piosenki świeżo improwizowane: w jednej był węgorz na rowerze, a w drugiej – Ewa Chodakowska na górskim szlaku. To, że Paweł Sadowski improwizuje chyba raczej nie dziwi nikogo, ale zobaczyć w improwizacji Maćka Kwiatkowskiego jest rzeczą prawie niemożliwą. 7 minut Po śledzę od 2013 roku i to była druga próba wciągnięcia wyżej wymienionego w ogień improwizacji, jaką miałam okazję osobiście zaobserwować (nie licząc oczywiście wystąpień grupy improwizowanej Hej Ho).

improwizacja_sado-kwiatoImprowizowane wykonanie piosenki improwizowanej.

Ogólnie wieczór uważam za udany, przyjemnie się w nim uczestniczyło. Ciekawie obserwować na scenie dwie różne osobowości, które razem potrafią stworzyć różnorodną, ale spójną całość.

Zabrakło mi może większego przygotowania technicznego – kolejności numerów, kto kiedy i co robi na scenie. O ile mnie już mało co w kabarecie zaskoczy (co stwierdziłam ostatnio z przykrością), o tyle jeśli postawić się w sytuacji widza, który kabaret zna tylko ze szklanego ekranu, gdzie wszystko sprawia wrażenie dopiętego na ostatni guzik (czasem to i może tani garnitur, ale porządnie zaprasowany) i przez przypadek trafia na taki lekko chaotyczny występ, można nabrać przekonania, że jest on co najmniej nieprzećwiczony. Co w zasadzie także ma swój urok i chyba nawet wpisuje się w tradycyjne założenia sztuki kabaretowej, te z początku XX wieku, gdzie każdy taki kabaretowy wieczór był improwizowanym pasmem różnych wystąpień. Niemniej jednak dzisiaj może to zostać przez ogół odebrane nie do końca pozytywnie.

Czy warto jednak pójść na to wydarzenie? Lub podobne? Pewnie, że tak. Zawsze warto samemu sprawdzić, co nam w kabaretowej duszy gra.

PAULINA JARZĄBEK

Fotorelacja z wydarzenia dostępna jest na stronie Kinoteatru Wrzos na Facebooku, po kliknięciu tutaj.