Miesiąc w Szczęściu trwa. 22 stycznia w Teatrze Szczęście spotkali się Szczęściarze, czyli artyści blisko z tym miejscem związani, by zaprezentować widzom jedyny, niepowtarzalny program, komponowany na ten jeden wieczór. O spisanie swoich wrażeń z tego spotkania poprosiłyśmy jego uczestniczkę. Przed Wami gościnnie, relacja ze styczniowych Szczęściarzy. Nas zachęciła.
Co?
Szczęściarze
Kto?
Ścibor Szpak, Andrzej Talkowski, Paweł Sadowski, Tomasz Zatorski, Kuba Gucik, Magdalena Kubicka, Czesław Jakubiec, Michał Mazanek, Damian Skóra
Kiedy?
22.01.2017 r., 19:00
Gdzie?
Teatr Szczęście
Nawet najlepszy program telewizyjny nie odda uroku i klimatu występu na żywo. Dlatego takie rozrywki preferuję, dlatego taki kabaret polecam. Co tam ewentualne potknięcia, brak jakiegoś rekwizytu, ewentualne niedociągnięcia… Takie emocje dzieją się tylko raz. Już nikt nie powtórzy identycznie danej sceny, nie wypowie monologu tym samym tonem, nie zareaguje tak samo spontanicznie na nieprzewidzianą sytuację. Ten spektakl jest tylko dla nas, tu i teraz, możemy czuć się niemal jak w teatrze jednego widza. Co tam parę osób więcej, ja zatapiam się we własnej percepcji tego momentu. Zatopcie się i Wy.
Teatr Szczęście – chyba lepszej nazwy nie mógł otrzymać. Dla każdego owo szczęście może być czymś innym. Dla mnie jest nim, ponieważ powstało miejsce, które choć trochę wypełni lukę w mym sercu, pozostałą po „Wrzosie”. Mogę nadal spotykać postacie, które mnie nie tylko bawią, ale i pogłębiają pewien poziom wrażliwości. Uczą nowego spojrzenia na humor, zmuszają do refleksji. Nie opowiem Wam wszystkiego o „Szczęściu”, odkryjcie je po swojemu, np. podczas cyklu „Szczęściarze”, który odbywa się co miesiąc. Na ostatnim z takich pokazów w tym mini teatrze poczułam się jakbym odwiedziła nie tylko teatr, ale i operę, i kabaret, i coś bliżej nieokreślonego, a wszystko to w sympatycznej, wręcz „rodzinnej” atmosferze. Magiczne miejsce na mapie Krakowa.
Chyba już czas opowiedzieć coś więcej o samych występach i artystach. Nie licząc zabawnej przed zapowiedzi, której dopuścił się główny konferansjer tamtego wieczoru – Doktor Absurdu, Ścibor Szpak; Pan Domu, Dyrektor Teatru Szczęście – Andrzej Talkowski opowiedział o maszynie szczęścia, którą sam zbudował i umieścił na sali. Jeden z widzów chętnie z niej skorzystał i wyszedł zeń jeszcze szczęśliwszy. Zarówno wówczas, jak i później Pan Andrzej nie szczędził nam efektów specjalnych, które bardzo urozmaicały spektakl.

Fot. Kabaretowa Szczęściara
Główna część artystyczna rozpoczęła się od utworu, którego nazwa, jeśli nie brzmi „ał”, to zdecydowanie mogłaby tak brzmieć. Zranione serce pewnego pana zostało rozkrojone niczym tort, ał, bolało, ale jak przyjemnie brzmiało… Paweł Sadowski przy akompaniamencie Tomasza Zatorskiego spokojnie wprowadził mnie w klimat najbliższych dwóch godzin.

Fot. Kabaretowa Szczęściara
Kolejny występ, przyznam, zaskoczył mnie. Może dlatego, iż nie spodziewałam się zobaczyć nowych twarzy, tym bardziej takich, które przeniosą mnie w nowy wymiar kabaretu. Opera to nie jest coś, co lubię szczególnie, tymczasem głos Czesława Jakubca od razu mnie urzekł. Nie tylko głos, ale cała osobowość zasługiwała na uznanie: ta teatralna mimika, wyczucie, że o wyjątkowym stroju nie wspomnę. Podobnie, jak w przypadku jego towarzysza, Michała Mazanka, który pięknie przygrywał swemu koledze i równie pięknie wyglądał. Tak właśnie lubię być zaskakiwana, takie persony cenię. Chętnie zobaczę ich jeszcze niejeden raz.

Fot. Kabaretowa Szczęściara
Było to idealne wprowadzenie do tego, co nastąpi za chwilę, bo dla mnie to już deser 🙂 Na scenę wchodzi Ścibor Szpak wraz z charakterystycznymi dla swojej twórczości rekwizytami. Tym razem jednym rekwizytem składającym się z kilku elementów. Geniusz tego absurdu jest nie do opisania, to trzeba zobaczyć na żywo. Hymn Ikei (mam tendencje do nadawania nazw własnych) sprawił, że robiliśmy to, co potrafimy nieźle jako naród ̶ śmialiśmy się sami z siebie.

Fot. Kabaretowa Szczęściara
Tylko po to, by zaraz potem dać się rozbawić jedynej kobiecie występującej tego wieczoru na scenie Teatru Szczęście. Magdalena Kubicka idzie jak burza ze swoim dowcipem, który zaserwowała nam pod postacią stand-upu. Uwielbiam takie spostrzegawcze, bezkrytyczne spojrzenie, choćby na siebie, przeistoczone w mocny żart. Niedoszła prawniczka z wieloma pomysłami, strumieniem świadomości i błyskiem w oku. Polecam. Tym bardziej, że kobieta w kabarecie to nieczęsty widok, a kobieta w stand-upie jeszcze rzadszy. Cudowna ironia o tym, jak my kobiety nie doceniamy facetów oraz metoda na Jastrzębia wspaniale wkomponowały się w moje poczucie humoru.

Fot. Kabaretowa Szczęściara
Przyszła pora na celebrytów, a dokładniej jednego celebrytę i tu znów pojawia się duet Pawła Sadowskiego i Tomasza Zatorskiego oraz Kuba Gucik przy klawiszach. Zabawny tekst z pewną refleksją o sławie, krótko i na temat.

Fot. Kabaretowa Szczęściara
Po krótkiej przerwie od stand-upu wracamy. Kolejny naturszczyk nowej sceny pieczołowicie dopracowuje swój program, którego nazwy tym razem nie wymyśliłam. Zdecydowanie utkwił mi w pamięci tekst o wegetarianach, pewnie dowcipny dla wielu. Ze stand-upem bywa różnie, ale, jak to mówią, jest ryzyko, jest zabawa. Nigdy do końca nie wiadomo, jak publiczność zareaguje na nieco ostrzejszy dowcip, co zresztą Damian Skóra sprawdzał przed głównym wystąpieniem. Próba żartu chyba przebiegła po jego myśli, skoro zdecydował się zostać na scenie 😉

Fot. Kabaretowa Szczęściara
Oprócz tego, że lubię kabaret, lubię też dobry kryminał, toteż tekst Ścibora Szpaka w wykonaniu Czesława Jakubca: „Renata denata”, to już gejzer przyjemności. Zaśpiewana w iście aktorski sposób sprawiła mi dużą przyjemność.
Ale, proszę Państwa, to nie wszytko, co to się będzie teraz działo: fakir przedstawia prawdziwą mozaikę dowcipu, iluzji, teatru i sama już nie wiem, czego jeszcze 🙂 (Nawiasem mówiąc, muszę się dowiedzieć, gdzie Dyrektor zaopatruje się w kostiumy). Pan Talkowski tworzy niepowtarzalny klimat swoimi barwami, minami i naprawdę wyjątkowym poczuciem humoru, którym wyraźnie zaskarbił sobie sympatię publiczności.

Fot. Kabaretowa Szczęściara
Na tym można by zakończyć, ale nie! W Teatrze szczęśliwości impreza trwa nadal. Tym razem u Dentysty spotykają się znów Czesław i Michał, którym tekstu dumnie użyczył Ścibor, po raz kolejny zresztą, a zaraz potem sam zaprezentował nowy utwór i nowy instrument, zwany egzotycznie, jak na tego artystę przystało, Pistolutnią. Nie powiem za wiele, żeby nie zepsuć zabawy tym, którzy nie widzieli. Jak wszystkie programy Pana Szpaka – to po prostu trzeba zobaczyć. Niech wymowna nazwa sama zachęci do wysłuchania i obejrzenia.

Fot. Kabaretowa Szczęściara
Tyle z części głównej długiego i wesołego wieczoru ze Szczęściarzami. I ja się czuję szczęściarą, że mogłam tam być. Nie myślcie sobie, że wyjątkowy wieczór w wyjątkowym miejscu skończył się tak zwyczajnie. Na koniec wszyscy występujący zaśpiewali „Refren”, który miał nawet zwrotki 😉 A potem… A potem to już było after party, w którym wszyscy mogli wziąć udział. Ja tam nie byłam, miodu i wina nie piłam, ale na pewno tam powrócę. Kto pójdzie ze mną?
Napisała KABARETOWA SZCZĘŚCIARA