Archiwa tagu: Marian Hemar

Kabaret w bibliotece – książkowe inspiracje

lacie-slezak_ksiazki_verbumnapolu_kabaret-w-bibliotece

Źródło fot.: unsplash.com

Niedawno pojawiła się w mediach informacja, że z bibliotek znikają książki nie pasujące do pewnego ideowego szablonu (przeczytacie o tym np. w liście Jana Bińczyckiego w Gazecie Wyborczej). Niewesoło. Na szczęście mamy kabaret.  Poniżej krótka prezentacja twórczości kabaretowej inspirowanej książkami, ich bohaterami i twórcami. Celem nie było wartościowanie w jakikolwiek sposób ani podmiotów, ani przedmiotów – interesująca jest już sama różnorodność tego zestawienia. Zapraszam do lektury.

 WSZYSTKIE STRONY KSIĄŻKI

Wśród kabaretowych skeczy opowiadających o samej książce, znajduje się ten autorstwa Kabaretu Moralnego Niepokoju, którego akcja dzieje się w bibliotece. To już kabaretowa klasyka. Bohater tej scenki uprawia iście finezyjne figle intelektualne, usiłując odpowiadać na pytania sprytnego bibliotekarza.

Kabaret Chyba zaprosił nas za to do księgarni, w której co prawda jest dużo atrakcyjnych promocji, ale oferta książkowa jest mocno ograniczona. Mimo wszystko właściciel organizuje wieczór autorski autorowi Pięćdziesięciu twarzy Andrzeja, co możecie obejrzeć tutaj (Uwaga, w tytule filmiku przypisano ten skecz Kabaretowi Ciach, ale to na pewno jest Kabaret Chyba).

Szukałam innego przymiotnika, ale kolejny skecz, o którym chciałam wspomnieć, potrafię określić tylko jednym słowem: uroczy. W scence Kabaretu Inaczej miłość do książki nabiera nowego, pełniejszego znaczenia.  Warto obejrzeć, bo poza tym jest bardzo zabawny.  I jak tu nie pokochać.

Kabaret Dudek w skeczu Książka życzeń i zażaleń podaje najprostszy przepis na napisanie własnej książki.  Przynajmniej w czasach świetności tego kabaretu był to najprostszy sposób. Teraz częściej wysyła się maile ze skargami. A szkoda, ileż dzieł literackich moglibyśmy stworzyć!

Na zakończenie tego zestawu znakomity monolog Stanisława Tyma, Grisza i Czapajew, w którym czytelnictwo jest przykrywką dla zupełnie innego, bardzo polskiego nałogu.  Bohaterowie tej scenki byli naprawdę bardzo oczytani! Wersji radiowej możecie posłuchać tutaj.

 W SIECI LITERACKICH POWIĄZAŃ

Druga kategoria twórczości kabaretowej inspirowanej książkami, którą wydzieliłam w tym zestawieniu, to nawiązania i parodie związane z konkretnymi dziełami. W taki sposób powstał znany cykl Kabaretu Moralnego Niepokoju o historii literatury. Lirycznym przykładem takiego nawiązania jest piosenka wspomnianego KMN-u, Dziewczynka z zapałkami. Chyba zbyt smutna jak na dzisiejsze standardy kabaretowe. Znajdziecie ja również na płycie Piosenki, czyli walizki pełne wody.

W zupełnie innym kierunku poszedł Tadeusz Boy-Żeleński, pisząc  Dziwną przygodę rodziny Połanieckich, gdzie sparodiował Rodzinę Połanieckich Henryka Sienkiewicza, oraz Bodenhain, w którym w żartobliwy sposób dostało się Lucjanowi Rydlowi, a dokładniej jego sztuce o tym samym tytule. Obie te parodie znajdziecie w Słówkach, na pewno w wydaniu Zakładu Ossolińskich, w serii Biblioteka Narodowa z 1988 roku. Ten pierwszy tekst możecie także przeczytać w serwisie Wolne Lektury, tutaj.

NIE TYLKO ZASŁUGA PIÓRA

W kategorii bezpośrednich nawiązań do pisarzy też znajdziemy liczne przykłady. W międzywojniu Marian Hemar napisał tekst Maryla, z chwytliwym refrenem : „Literatura, literatura, to nie jest tylko zasługa pióra. Trzeba dziewicy, która wie, kiedy poecie szepnąć: Nie!”. Strach pomyśleć, ilu wieszczy straciliśmy w sposób opisany w piosence.

Konstanty Ildefons Gałczyński powołał do życia ekscentryczną poetkę, Hermenegildę Kociubińską, w którą wcielała się Irena Kwiatkowska. „Boże mój, jakież zimne piersi mam. To zawsze tak przed wyborami”, żaliła się, a potem deklamowała wiersz Księżyc nad Warszawą.

 W innym tekście, Rower, Gałczyński zastanawiał się, czy Norwid jeździł na rowerze. A jakim rowerem poruszała się Polska? „Rama wprawdzie trochę fatalna, somo-sierryczna, sienkiewiczowsko-zakrystiańska, przybyszewsko-dulska, ale opony ujdą”.

Kabaret Stańczyk prezentował zaś scenkę Stefanii Grodzieńskiej i Janusz Minkiewicza, Smutno mi Boże, w której dwóch Słowackich, ten prawdziwy i ten stworzony przez opinię publiczną, usiłowało przedstawić uczennicy swoje racje. Dla zaostrzenia apetytu, mały fragmencik:

SŁOWACKI I: (z uśmiechem) Ależ ja udowodnię, że jestem sobą. Przecież to mój wiersz, to moje słowa: „Żyłem z wami, cierpiałem i płakałem z wami…”

UCZENNICA: (zimno) Wcaleście ze mną nie żyli. Ja jestem porządna dziewczyna.

SŁOWACKI II: Uspokójcie się. To początek jednego z moich artykułów publicystycznych. Wypowiadam się tam między innymi w sprawie wieczorów autorskich „Kto drugi tak bez świata oklasków się zgodzi iść?”.

Jak zwykle mam nadzieję, że te krótkie wzmianki zachęcą Was do sięgnięcia po tego rodzaju repertuar kabaretowy i  do własnych poszukiwań. Czytanie książek oznacza wolność. Ma zatem wiele wspólnego ze sztuką kabaretową.

PAULINA JARZĄBEK

BIBLIOGRAFIA:

Ryszard Marek Groński, Od 7 Kotów do Owcy. Kabaret 1946-1968, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1961.

Tadeusz Boy-Żeleński, Słówka, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, w serii Biblioteka Narodowa, Wrocław – Warszawa – Kraków – Gdańsk – Łódź, 1988.

Muza Podkasana. O Niegrzecznym Kabarecie [cz. II]

II Schody jak w Casino de Paris

Przez lata kabaret z tamtych lat, szalonych lat debiutu Podkasanej Muzy, jawił się jako jedna, ogromna, kolorowa mozaika. Czy dzisiaj ktoś spoza „branży” odróżnia Qui Pro Quo od Morskiego Oka?

Pukanie w dno od spodu

W pierwszym rządził triumwirat: Jarossy, Tuwim, Hemar. W tym drugim królował Andrzej Włast, o którym Ryszard Marek Groński napisał, że jego piosenki to było pukanie w dno szmiry od spodu. I może nawet miał rację.

Współcześnie jednak te naiwne teksty, pełne częstochowskich rymów wydają się szczytem artyzmu, jeśli porównamy je z niektórymi wytworami popkultury. Włast wpisałby się doskonale w popularne nurty twórczości. Na pewno miał rękę do przebojów. Zwłaszcza, że kreował je zupełnie świadomie (zresztą przyczynił się także do ukucia samego terminu „przebój”).

Odmienna była też ogólna stylistyka tych teatrzyków. Qui Pro Quo zasłynęło jako kabaret literacki. Morskie Oko było kabaretem rewiowym. Ten typ widowiska był chętnie grywany w międzywojennej Warszawie. Ale wróćmy do korzeni.

Jak w kalejdoskopie

W 1889 roku Joseph Oller założył na Montmartre kabaret zupełnie inny od pierwszego kabaretu literacko-artystycznego, Chat Noir. Moulin Rouge swoją nazwę zawdzięcza czerwonemu młynowi, który zdobi jego front.

Na scenie tego przybytku można było oglądać rewie (fr. revu oznacza przegląd), czyli programy o spektakularnej formie, najczęściej składanki, oplecione wokół solistów, pełne pięknych tancerek i ubranych skąpo chórków. Taki program prezentował jak w kolorowym kalejdoskopie przekrój przez wszystkie możliwości artystyczne danej placówki. Gwiazdy takich lokali bywały również luksusowymi kurtyzanami. Szeptano także po kątach o kankanie tańczonym bez bielizny.

Podobne programy grywało w Paryżu np. Casino de Paris. Pojawiały się w nich „schody pełne girls”, o których śpiewał Piotr Fronczewski, czyli Wielki Fryderyk (Jarosy), w filmie Lata dwudzieste, lata trzydzieste.

Kabaretowe girlsy zaadaptował na potrzeby swojego kabaretu Remiza w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku Wiesław Dymny. Skąpo odziane tancerki cieszyły się ogromnym powodzeniem u krakowskiej publiczności. Spragnieni wrażeń widzowie potrafili nawet wybić szybę, by dostać się do przepełnionej sali.

Niemieckie tancbudy

Mniej spektakularnie, ale równie mocno działały na zmysły artystycznie rozebrane gwiazdy niemieckich tingel-tangli i tym podobnych scenek rozrywkowych, takich jak w filmach Błękitny Anioł (Marlena Dietrich – Lola Lola), czy klasyczny już Cabaret z Lizą Minnelli jako Sally Bowles.

Poziom tych scenek nie był zbyt wysoki. Ich zadaniem było bawienie jak najszerszego grona odbiorców. Zadanie to spełniały znakomicie, pozostawiając jeszcze i dzisiaj nostalgię za czasami dwudziestolecia.

Echa tych wieczorów pobrzmiewały w PRL-owskich trasach kabaretowych, organizowanych przez Estradę. Towarzyszyły im panie striptizerki, które miały przyciągać publiczność. One nie miały nic do ukrycia. Bywało, że niedoświadczona striptizerka dostarczała dodatkowy element rozrywkowy, gdy w czasie swojego debiutu zamiast kusząco odzierać się z szatek, kuśtykała na jednej nodze, usiłując złapać równowagę.

Wolność

Tego rodzaju kabaretowe scenki i estrady przyczyniły się do rozluźnienia obyczajowości. Stały się symbolem swobody (także tej erotycznej) i sposobem na realizację pragnień o sławie. Grzeczne dziewczynki nie miały tam czego szukać. Jeśli jednak kobieta nie miała dość siły, by postawić na swoim, mogła zostać sprowadzona do roli przedmiotu.

Pojawiły się jednak i takie, które umiały wykorzystać swoje wdzięki, by wabić i prowokować, stając się niebezpiecznymi pożeraczkami męskich serc. A przynajmniej takimi chciano je widzieć. Nazywano je kobietami fatalnymi – femmes fatales. Będą one bohaterkami kolejnego artykułu.

PAULINA JARZĄBEK