Archiwa tagu: Kabaret BudaPesz

Rozmówki Kabaretowe [odc. 1]: Z Alicją w kranie korpoczarów. Biuroza Kabaretu Róbmy Swoje i pierwszy program Kabaretu BudaPesz

WSTĘPNIAK

Bardzo chciałam napisać coś po sobotniej Biurozie we Wrzosie, bo bawiłam się znakomicie. A dobro trzeba szerzyć. Nie chciałam jednak pisać kolejnej zwykłej recenzji. Olśniło mnie w czasie prywatnej rozmowy o tym wydarzeniu z ALICJĄ RZEPĄ, naszą okazjonalną Panią Fotograf – tak, to jest to! Trzeba zacząć rozmawiać o kabarecie i zaszczepić taką potrzebę u innych. Postanowiłyśmy z Alą przedłużyć naszą wymianę poglądów na temat sobotniego wieczoru i wszystko zachować dla potomności. Efekty tego działania przedstawiam poniżej. Mam nadzieję, że jeszcze nieraz uda mi się skorzystać z takiej formy przekazania myśli. Zapraszam na pierwszy odcinek z cyklu Rozmówki Kabaretowe.

IMG_1429

Szyld firmy Biuroza z o.o., fot. Alicja Rzepa

KTO?
Kabaret Róbmy Swoje i Kabaret BudaPesz

CO?
Program BIUROZA i program BudaPeszów

KIEDY?
23.04.2016 r., 20:00

GDZIE?
Kinoteatr Wrzos, ul. Zamoyskiego 50

ROZMÓWKI KABARETOWE

ODCINEK 1

Z Alicją w kranie korpoczarów. Biuroza Kabaretu Róbmy Swoje i pierwszy program Kabaretu BudaPesz

PAULINA:
Chciałabym wprowadzić tradycję rozmowy o spektaklach kabaretowych. Rozmawia się o filmie, o teatrze, o książce, dlaczego by nie pomówić o kabarecie. Cieszę się, że zgodziłaś się być moją pierwszą rozmówczynią. Tym bardziej mnie to cieszy, że bardzo chciałam coś o tym sobotnim spektaklu napisać, ale ponieważ to nie było moje pierwsze zetknięcie z tymi kabaretami, a bardzo je lubię, powstała by po prostu kolejna pozytywna recenzja. A tak mamy szansę powymieniać się poglądami.

Wcześniej rozmawiałyśmy już chwilę o tym spektaklu. Wspomniałaś, że nie wiadomo co było fikcją, co groteską. Ty widzisz w Biurozie takie codzienne sytuacje?

No i czy już widziałaś ten spektakl? Bo ja go już widziałam kilka razy, ale wciąż w nim coś nowego odkrywam.

ALICJA:
Po pierwsze WOW – bardzo się cieszę i dziękuję, że wybrałaś mnie na pierwszą rozmówczynię! Wydaje mi się, że nastały dla kabaretu ciężkie czasy, więc warto o nim rozmawiać. Najlepiej dużo i często…

Biurozy wcześniej nie widziałam, a teraz mam nadzieję, że zobaczę jeszcze nie raz a i od soboty intensywnie polecam ją znajomym. Tak jak mówisz, z każdym kolejnym oglądanym występem zapewne odkrywa się nowe dno, bo pierwszy zachwyt na pewno wiele przekazów blokuje 😉

IMG_1481

Radość niewypowiedziana, fot. Alicja Rzepa

Jeśli chodzi o samą treść, to w świetle mojego bardzo skromnego korporacyjnego doświadczenia mogę powiedzieć, że ciężko mi odróżnić w tym programie groteskę od samej prawdy. Absurdy w pracy pojawiają się na każdym kroku i w skeczach niekoniecznie zostały przerysowane, czasem wystarczyło je narysować, albo po prostu naszkicować. Bardzo modne są wizerunkowe kampanie CSR-owe, które mają ocieplić wizerunek marki, kierowane są na zewnątrz, podczas gdy pracownicy sami nie wiedzą, kiedy dochowali się dorosłych dzieci i ze stresu budują swoją codzienną dietę na obgryzaniu paznokci.

Ja w ogóle wypracowałam sobie już własną ideologię, że życie jest zbyt krótkie, by marnować je na pracę, której się nie lubi, albo przez którą czas przecieka nam przez palce, a takie naprawdę ważne rzeczy, na których powinniśmy budować trwałe szczęście, gdzieś bokiem nam umykają. Ja na serio uważam, że lepiej zarabiać niekorporacyjne stawki i skupić się na prawdziwym życiu, bo w pracy nie ma ludzi niezastąpionych, a nawet najbardziej lojalnego pracownika też można zwolnić. Może do bólu mrocznie to zabrzmiało, ale Biuroza śmiechem-żartem to potwierdza. A moja filozofia życiowa, to temat na inną okazję i wywiad rzekę 😉

PAULINA:
Dobra, a jak już mówimy o takim krzywym zwierciadle, co powiesz o kabarecie BudaPesz? Poza tym, że Marek i Adam tworzą razem przeuroczy duet, to moim zdaniem świetnie uzupełniają tę tematykę, którą podjął Kabaret Róbmy Swoje w Biurozie. Z racji tego, że u nich króluje taka tematyka społeczna, wcale nie tak daleka od tego korporacyjnego mikroklimatu Biurozy.

IMG_1766

Marek Stawarz, fot. Alicja Rzepa

ALICJA:
Przeuroczy duet to mało powiedziane. To czysta znakomitość! Uwielbiam patrzeć jak twarz Adama w emocjach jest twarzą zupełnie innego człowieka niż poza sceną. Z resztą mogę to powiedzieć o obydwu panach. Ten ich program jest bardzo spójny i konsekwentny w formie. Nie ma tu przerostu formy nad treścią, bo taką treść ciężko by było czymś przebić.

PAULINA:
Zdecydowanie. Zgadzam się z Tobą w pełni. Teraz tak trudno o kabaret, który przedkłada treść nad formę, to widać zwłaszcza w telewizji. Ładny obrazek, a za nim płaskie slogany. Tym lepiej uwidacznia się taka odwrotna tendencja, tak jak u BudaPeszów. Choć tutaj i obrazek jest niczego sobie.

IMG_1794

Adam Wacławiak, fot. Alicja Rzepa

ALICJA:
Oni mają bardzo dużo do powiedzenia i szkoda by było przykryć to kostiumami i rekwizytami. Chłopaki są piekielnie inteligentne i wyraźnie zakładają, że taki też widz przychodzi ich oglądać. Nie ma tłumaczenia puenty ani żartu w stylu „kawa na ławę”. Ja lubię pomyśleć, nawet jeśli coś dociera do mnie ze „współczynnikiem opóźnionego dojścia” (vide Adam Grzanka). Problemem większości kabaretów komercyjnych jest podawanie widzowi żartu na tacy. Kabaret przestał intrygować, a zaczął przynudzać. Żonglerka słowna i skojarzeniowa u BudaPeszów jest cud-miód.

IMG_1819

BudaPesz w komplecie, fot. Alicja Rzepa

Czy pasują do Biurozy? Trochę tak, na pewno właśnie inteligencją i spostrzeżeniami na temat takich najbardziej przyziemnych spraw. Balansują też na podobnym poziomie absurdu. Kiedy pokazują ten pełny program, bo zapomniałam?

PAULINA:
Też bym to chciała wiedzieć. A jest jakiś moment w tym sobotnim spektaklu, który szczególnie zapadł Ci w pamięć? Ja się zastanawiałam, czy ja mam taki ulubiony moment, ale chyba uwielbiam ten spektakl w całości, jeśli chodzi o samą Biurozę. Natomiast mogłabym wskazać moją ulubioną piosenkę, przynajmniej na ten moment – zdecydowanie Team leader. Jakoś mi tak pasuje energia tego utworu. Bardzo lubię też Siedź-song, bo to jest takie prawdziwe! Myślę o tej piosence, ile razy zasiedzę się do późnej nocy nad jakimś tekstem, czy korektą.

W BudaPesz zdecydowanie najbardziej podobają mi się piosenki, bo ja generalnie jestem fanką piosenki w kabarecie. Uważam, że piosenki wychodzą im genialnie! Są tak świetnie zinterpretowane. Gdyby była muzyka na żywo, to można by w ogóle mdleć z zachwytu.

A Ty, masz taki moment/momenty, które jakoś tak bardziej chwyciły Cię za serce w sobotni wieczór?

ALICJA:
W pamięć najbardziej chyba zapadł mi skecz, w którym Róbmy Swoje rysują strukturę zatrudnienia i życie służbowe przy pomocy kubków. Przełożenie realiów pracy na tak banalny przedmiot (każdy przecież ma swój ulubiony kubek, nie uwierzę, że nie!) było genialne. I ja tam widziałam siebie. Zwłaszcza w puencie, bo zdarzyło mi się być pełnoetatowym pracownikiem na „połówce”, wychodzącym z biura o 22:00.

IMG_1522

Kawa na pół etatu, fot. Alicja Rzepa

Uważam, że obydwa te kabarety robią świetną piosenkę kabaretową. Ostatnio utarło się, że najlepiej jest wybrać którąś piosenkę z tych, co akurat są nadawane w trybie „heavy rotation”, zmienić słowa i mamy hit (są oczywiście wyjątki). Oczywiście tak jest łatwiej, bo poprzez reminiscencje podobają nam się melodie, które już raz słyszeliśmy… Ale to piosenkę „Tanie dranie” zna prawie każdy, a nie „Wszystkie małe cycki”.

Mam ogromną nadzieję, że takie kabarety jak Róbmy Swoje i BudaPesz wskrzeszą w ludziach wiarę w piosenkę kabaretową – i to nie tylko wśród fanów kabaretu.

PAULINA:
Jeszcze chciałabym się odnieść do spektakli na żywo, do występów kabaretowych na żywo. Czasem to się wiąże z jakimiś technicznymi problemami. I myślę, że w takich sytuacjach właśnie wychodzi cały profesjonalizm artystów. To, że są zdolni do zachowania zimnej krwi w każdej sytuacji i nie przerywają grania, nie robią z tego wielkiej sensacji, tylko kontynuują jakby nigdy nic. Zresztą widziałyśmy to też na scenie w sobotę, w czasie występu Róbmy Swoje. To jest w ogóle też to, co decyduje o takich smaczkach kabaretu na żywo, tworzy taką niepowtarzalną atmosferę. Co Ty o tym myślisz?

IMG_1682

Takie tam klasyczne zebranie, fot. Alicja Rzepa

ALICJA:
Ja uważam, że w kryzysowej sytuacji na scenie nie tyle widzimy profesjonalizm artysty, ile to jakim jest człowiekiem. Oczywiście, można tupnąć, obrócić się na pięcie i wrócić do hotelu, ale w tym momencie artysta ignoruje publiczność, która przyszła na jego występ (i dzięki której de facto jego działalność artystyczna ma rację bytu), ignoruje organizatorów i techników (którzy przecież grają z nim do tej samej bramki i nie sknocili niczego specjalnie). Profesjonalizm wydaje mi się być osobną sprawą, chociaż do pewnego stopnia i tutaj można o nim mówić.

Publiczność uwielbia, kiedy na scenie idzie coś nie tak. Rolą kabareciarza jest obrócić tę sytuację w żart. Bo od tego jest 🙂 I to są smaczki, o których Ty mówisz. Bardzo smaczne kąski nawet!

PAULINA:
Ok. Poprosiłam Cię też o to, żebyś zrobiła dla mnie fotorelację z tego wieczoru. Sama nieraz biegałam z aparatem po sali. Dziękuję, że mnie teraz od tego wybawiłaś. I pytanie, czy Ty, jako fotograf, czujesz, że jakoś inaczej patrzysz na spektakl, gdy masz w dłoni aparat? Bo ja mam taką tendencję do skupiania się na drobiazgach wizualnych i choć oglądam te występy także fotografując, to mam wrażenie, że wtedy umykają mi pewne detale samego spektaklu. Poprzednim razem właśnie tak oglądałam Biurozę i BudaPesz również, więc teraz mogłam się skupić tylko na odbiorze. Co było, nie ukrywam, bardzo przyjemne. Czy dla Ciebie jest jakaś różnica między odbiorem spektaklu, gdy jesteś w roli fotografa i gdy jesteś tylko widzem? Co np. przykuwało Twoją uwagę w sobotę? Bardziej ulotność chwili, czy np. rozważanie, czy z tego będzie dobry kadr? 😉

ALICJA:
Ja nie muszę już myśleć o tym, czy dobrze kadruję, albo jak dopasować ustawienia do światła, które może nie jest bardzo dynamiczne, ale jednak na przestrzeni skeczu się zmienia. Oczywiście ograniczenia sprzętowe w przypadku mojego staruszka pojawiają się często, więc nie jestem maestro jakości a i kadry pozostawiają wiele do życzenia, bo ruchu na scenie jest sporo. Często to jest ułamek sekundy, kiedy można coś uchwycić i wtedy nie ma czasu na rozważanie przesunięcia kadru odrobinę w prawo [np. foto: Magda i chłopaki na krzesłach-śmigłach].

IMG_1636

Pełny odlot, fot. Alicja Rzepa

Odbiór to zupełnie inna kwestia. Chociaż jak wspomniałam wyżej, nie muszę intensywnie myśleć już nad stroną techniczną, to nadal dużo rzeczy mi umyka i muszę dopytywać siedzące obok osoby „z czego się śmieją?” albo „co? co on powiedział?”. I jednak nie da się tak delektować tym, co dzieje się na scenie, zwłaszcza, kiedy mamy do czynienia z kawałem dobrej roboty – a w przypadku Róbmy Swoje i BudaPeszu właśnie tak było! Następnym razem na pewno nie zabieram ze sobą aparatu 🙂

PAULINA:
Super. Popieram! Bardzo Ci dziękuję za rozmowę. I oczywiście polecamy wszystkim doświadczenie mocy Kabaretu Róbmy Swoje i Buda Pesz na własnej skórze.

PAULINA JARZĄBEK

PS: Jeśli widzieliście ten spektakl, napiszcie nam o swoich wrażeniach w komentarzach. Chętnie poznamy inne opinie.

Zmagania konkursowe finałów 32. EDF PAKI [recenzja]

Co prawda będąc Wolontariuszką nie mogłam pozwolić sobie na obejrzenie wszystkich koncertów PAKI, ale postanowiłam, że pokazy konkursowe (15 i 16 kwietnia) muszę zobaczyć za wszelką cenę. I postanowienia dotrzymałam!

zbiorowe

Finaliści podczas koncertu galowego, fot. Anna Jackowska

Zawsze czekam na ten moment w czasie Paki, gdy będę mogła obejrzeć programy wszystkich finalistów. W tym roku nikt mnie nie powalił na kolana, ale też nie mogę powiedzieć, że poziom był zły. Owszem, był może nierówny, ale w każdym z tych wystąpień jestem w stanie znaleźć jakiś pozytywny element, bez szczególnego wysilania się. To dobrze. To znaczy, że jest na czym budować.

DZIEŃ PIERWSZY

Pokazy finałowe PAKI w tym roku obejrzałam po raz ósmy. Przez tyle lat nauczyłam się inaczej patrzeć na kabarety konkursowe. Widzieć w nich, poza potknięciami, wszystkie cechy rokujące dobrze na przyszłość.

Z racji moich preferencji scenicznych najmniej podobali mi się soliści, a najbardziej śpiewające kabarety, w tym genialnie wykonane piosenki konkursowe.

Bo pierwszego dnia konkursu na scenie zaprezentowali się także finaliści konkursu piosenek PAKI, walczący o nagrodę im. Mirka Wujasa. Rotundowa publiczność obejrzała więc wykonania czterech utworów słowno-muzycznych.

Trzech uczestników: Michalina Putek, Kabaret BudaPesz i Kabaret Róbmy Swoje, przeszło do tego etapu z eliminacji konkursu piosenki, czwarty – Nic Wielkiego, to laureat przeglądu OSPA, zaproszony do udziału przez organizatorów.

Pisałam już o tym, ale co tam: podoba mi się głos Michaliny Putek. Dosyć nietypowy, jak na dziewczynę, mocny i niski, dobrze brzmiący w bluesie. Nie dziwi więc, że jej utwór nosi tytuł „Kartonowy Blues”. Natomiast nie jestem pewna, czy nazwałabym tę piosenkę kabaretową, choć mam dużą tolerancję dla form używanych w kabarecie. Na pewno jest to dobra piosenka, choć nie zapadła mi jakoś szczególnie w pamięć jako taka. Głos wykonawczyni za to pamiętam znakomicie.

Michalina Putek

Michalina Putek, fot. Anna Jackowska

Bardzo cieszy mnie wygrana Kabaretu BudaPesz, ale choć gorąco im kibicowałam, byłam przekonana, że serca Jury zdobędzie raczej utwór Kabaretu Róbmy Swoje. Też zresztą świetny, ale o tym za chwilę. Wracając do zwycięzców konkursu piosenki, ich „Rodzina na swoim” to nie tylko dobrze napisana, ale i znakomicie zagrana piosenka. Zagrana aktorsko, bo w warstwie muzycznej był to pół-playback. Czego odrobinę żałuję, bo wiem jak dobrze Panowie brzmią z muzyką na żywo. Rozumiem jednak takie posunięcie. Na pewno pozwoliło im to w pełni zaprezentować umiejętności interpretatorskie, których im nie brakuje. Podejrzewam, że i przysłowiową książkę telefoniczną byliby w stanie wyśpiewać w interesujący sposób. Tekst tej piosenki znam już niemal na pamięć. Dobrze, że po 7 minut Po mam komu fanować. Tak trzymać!

BudaPesz

Kabaret BudaPesz, fot. Anna Jackowska

Moi drudzy faworyci do piosenkowej nagrody, Kabaret Róbmy Swoje, wykonali utwór na czasie, „Smog Song”. Z ostatniej płyty Krakowskiego Barda. Tego kabaretu zawsze słucham z ogromną przyjemnością, więc i tutaj się nie zawiodłam. I nawet scena była „szarsza i szarsza”. Bardzo dobry utwór, szybko wpadający w ucho, zgrabnie napisany i skomponowany. Po prostu Róbmy Swoje w scenicznej pigułce. I jeszcze ciekawie zaprezentowana treść. Czego chcieć więcej.

Róbmy Swoje

Kabaret Róbmy Swoje, fot. Anna Jackowska

Podobała mi się również melodyjna piosenka zespołu Nic Wielkiego, „Idealna”, zaśpiewana przez dwie dziewczyny, przy męskim akompaniamencie. Radosna i niebanalna.

Nic wielkiego

Nic Wielkiego, fot. Anna Jackowska

Ogólnie poziom konkursu piosenki oceniam jako wysoki. To dobrze wiedzieć, że piosenka kabaretowa ma się tak dobrze. Artyści do gitar!

Po prezentacjach muzycznych przyszedł czas na konkurs główny przeglądu. Szymon Łątkowski zaprezentował program w formie one man show, którego akcja działa się na przystanku autobusowym. O ile treść programu niezbyt mi odpowiadała, o tyle muszę przyznać, że formalnie nie mam temu wykonawcy nic do zarzucenia. Występ sprawiał wrażenie przygotowanego perfekcyjnie. Szymon wywalczył sobie u Jurorów trzecie miejsce, wspólnie z drugim solistą wieczoru, Davidem Mbeda Ndege.

Szymon Łątkowski

Szymon Łątkowski, fot. Anna Jackowska

Drugi punkt tej części wieczoru według mnie był bardzo dobry. Czołówka Piekła to dosyć klasyczny kabaret, oparty na skeczach i piosenkach. Tym razem spiętych tematyką sportową w programie „Pęknięty Bidon”. Urzekły mnie zwłaszcza hymny kibiców, śpiewane w konwencji chóru chłopięcego. Piękne! Do tej pory śmieję się do wspomnień. Nic dziwnego, że Panowie zdobyli pierwsze miejsce. Według mnie całkiem zasłużenie, choć w prywatnym rankingu ustawiłam ich nieco niżej ze względu na zajęcie w nim pierwszego miejsca przez inny kabaret, A jak. Ale nie uprzedzajmy faktów. Czołówko, szacunek za piękną, sportową walkę!

Czołówka Piekła

Czołówka Piekła, fot. Anna Jackowska

Jako trzeci wystąpił tego wieczoru David Mbeda Ndege, o którym wspomniałam już wyżej. Tak oto w nielicznym gronie artystów estrady uprawiających stand-up, a których lubię słuchać, pojawił się kolejny twórca. Podobał mi się dystans, z którym David mówił o sobie, który wydawał się naturalnym elementem jego osobowości, a nie tylko narzuconą przez konwencję pozą sceniczną.

David Mbeda Ndege

David Mbeda Ndege, fot. Anna Jackowska

DRUGI DZIEŃ

W drugim dniu konkursu zabrakło co prawda prezentacji konkursowych piosenek, ale za to wystąpiły dwa mocno rozśpiewane kabarety. Pojawili się również dwaj soliści.

Marcin Zbigniew Wojciech nie zaskoczył mnie niczym. Choć uważam, że jego monologi brzmią lepiej niż przed kilkoma laty, gdy słyszałam go po raz pierwszy, to nadal nie moje klimaty. Podobała mi się za to bardzo użyta w jego programie animacja z kilkoma Marcinami na ekranie.

Marcin Wojciech

Marcin Zbigniew Wojciech, fot. Anna Jackowska

Grupa Paszkot, w której czterem kobietom towarzyszy trzech mężczyzn, stworzyła bardzo ciekawy, mocno muzyczny, „brzydki” tematycznie program. Ujęło mnie to musicalowe ogranie niewygodnych tematów oraz pokrętne zapowiedzi Karoliny Pańczyk. Cieszy mnie tak mocne oparcie programu na piosence. Chętnie obejrzę występ tego kabaretu raz jeszcze na spokojnie, jeśli tylko nadarzy się okazja.

Paszkot

Paszkot, fot. Anna Jackowska

Wojciech Fierdorczuk wywalczył sobie swoim stand-upem Grand Prix festiwalu. Należą mu się za to gratulacje, chociaż ja nie przyznałabym tej nagrody w tym roku. Niemniej jednak styl nagrodzonego określiłabym jako elegancki stand-up. Rzeczywiście dobrze słuchało się tego programu, choć nieszczególnie zapał mi w pamięć. Ogólne wrażenie mam jednak bardzo pozytywne i żałuję, że nie potrafię dokładniej określić jego stylistyki. Myślę jednak, że ten repertuar spodobałby się także osobom, które ze stand-upem są raczej na bakier.

Wojciech Fiedorczuk

Wojciech Fiedorczuk, fot. Anna Jackowska

Najmocniej (poza kabaretem BudaPesz, rzecz jasna, ale to już ustaliliśmy) trzymałam kciuki za kabaret A jak! Po pierwsze dlatego, bo już w czasie Niebywalencji wiedziałam, że muzycznie dziewczyny dają radę. Po drugie – bo to skład w pełni kobiecy, a takie zasługują na pielęgnację i szczególne szerzenie wici w świecie. I po trzecie – bo to grupa krakowska i mój lokalny patriotyzm mógł się wyżyć. Cztery panie zdobyły miejsce numer dwa uśmiechami numer 5 i Mchem Zbigniewem. Zbigniew na pewno jest dumny. Ich program był mocno, ale bez przesady, feministyczny, pokazujący raczej tę silniejszą stronę kobiecości. I jakże pięknie użyto w nim tłuczka do mięsa! Kwartet Okazjonalny by się nie powstydził. Zapowiada się to bardzo dobrze. Mam nadzieję, że na zapowiedziach się nie skończy, bo w takiej tematyce nie trudno o przekroczenie granic dzielących sztukę od kiczu. A tutaj, choć nadal ze smakiem, bywało blisko pójścia po bandzie. Niemniej jestem dobrej myśli i życzę dziewczynom dalszych sukcesów.

A jak

Kabaret A Jak, fot. Anna Jackowska

Wspomnę jeszcze mimowolny debiut mojej redakcyjnej koleżanki, Anety, która drugiego dnia, w przerwie miedzy dwoma kabaretami, pełniąc swoje obowiązki, przeszła do historii festiwalu wymiatając spektakularnie scenę. Rozwój jej kariery możecie już śledzić na fan page’u One Woman Show Bez Przesady. Polecam.

Tej niespodziewanej premiery nie byłoby, gdyby nie prowadzący, Tomasz Jachimek, który pełnił rolę konkursowego konferansjera. I to całkiem nieźle. Na uwagę zasługuje przede wszystkim jego piosenka o Jury, w składzie: Jacek Fedorowicz, Jacek Kołodziej, Krzysztof Jaślar, Rafał Kmita i Marcin Wójcik.

Może nie wszystkie wystąpienia finalistów przykuły moją uwagę i zdobyły moje serce, ale zawsze chętnie poznaję nowe formy i grupy, oraz programy tych, których już kiedyś widziałam. To niezwykle interesujące i budujące, śledzić czyjś rozwój od początków. Mam nadzieję, że zwycięzcy tegorocznej edycji Paki wykorzystają swoje szanse w kreatywny sposób i nie spoczną na laurach, tylko będą dalej szukać dróg rozwoju. Życzę im tego. Szacunek!

PAULINA JARZĄBEK

Krakowska Kronika Kabaretowa: Pierwszy etap Konkurs Piosenek 32. PAKI [relacja]

KTO?
Uczestnicy III Konkursu Piosenek PAKI: Drzewo A Gada, Trzecia Strona Medalu, Zespół Orange, Mieszko Minkiewicz, Michalina Putek, Paszkot, Róbmy Swoje, BudaPesz, PS

CO?
Konkurs Piosenek 32. PAKI, etap pierwszy

KIEDY?
4-5.03.2016 r., 18.00

GDZIE?
ROTUNDA, ul. Oleandry 1

KRAKOWSKA KRONIKA KABARETOWA
4-5 marca 2016 r.

[UWAGA: przed przeczytaniem tekstu koniecznie wsłuchaj się w sygnał Polskiej Kroniki Filmowej.]

I tak, już po raz trzeci, nasi dzielni uczestnicy zmierzyli się w boju o laur pierwszeństwa w dziedzinie piosenki kabaretowej. Walczyli w jedynej słusznej sprawie, albowiem piosenka od wieków stanowi podwaliny silnego kabaretu. W tej walce wspierał ich jedyny w swoim rodzaju konferansjer Piotr „Guma” Gumulec.

04.03.2016, piątek, 18.00
Pierwszego dnia zmagań rozradowana publiczność w klimatyzowanej inaczej sali krakowskiego klubu Rotunda obejrzała pięć podmiotów artystycznych: Kabaret „Drzewo A Gada”, Kabaret „Trzecia Strona Medalu”, Zespół „Orange”, Mieszka Minkiewicza oraz Michalinę Putek.

„Drzewo A Gada” zaatakowało piosenką Chłop się moczy przez oczy i był to atak zajadły i dynamiczny, choć utwór opowiadał o łzach męskich. Wykonaniu towarzyszyła choreografia pełna ekspresji, chyba nawet artystycznej. Warto zapoznać się z działalnością tej grupy kabaretowej, gdyż jest to działalność wpadająca w ucho i długo tam pozostająca.

Kabaret „Trzecia Strona Medalu” odpowiedział pytaniem , konkretnie Dlaczego?, stwierdziwszy jednoznacznie, że odpowiedzi nie ma. Po co zatem pytać? A choćby i po to, żeby mieć pretekst do napisania tekstu, połączenia go z muzyką i wykonania w takim oto konkursie, popierającym postulat „Więcej piosenek w kabarecie!”.

Zespół „Orange” zdecydowanie może pochwalić się intrygującym składem: instrumentalista (Maciej Bukłaga) wzorując się na swoim muzycznym guru, gitarzyście z Jaka to melodia?, zagrał z playbacku, wokalista (Mateusz Sitko) zaśpiewał bez playbacku. Panowie, kto wie, czy nie korzystniej wypadłoby odwrócenie tych ról. Życie jest życie, głosiło przesłanie utworu. Głosiło donośnie i w zróżnicowanych tonacjach wokalnych.

Mieszko Minkiewicz przypuścił szturm na widzów i Jury (Ewa Błachnio, Rafał Kmita, Zuzanna Dobrucka-Mendyk, Agnieszka Kozłowska) z piosenką Miłość to taka gra. Idealny poradnik dla mężczyzn szukających odpowiedniego prezentu dla swoich dam. Najlepiej na rocznicę, ale pewnie można podpiąć i inne święta. Idea słuszna, jako i wykonanie.

Michalina Putek wyróżniała się doskonałą techniką gry na gitarze i mocnym głosem, którym wyśpiewała Kartonowy Blues. I to tak wyśpiewała, że Jurorzy zaprosili ją do drugiego etapu konkursu. Jest siła w narodzie! Po piosence Pudło „7 minut Po”, to kolejna opowieść o przenośnym, kartonowym mieszkanku. Czyżby trend?

Ten utwór zakończył pierwszy dzień piosenkowych zmagań. Na placu boju, w pocie i znoju, pozostało jeszcze pięć piosenek.

05.03.2016, sobota, 18.00
Drugiego dnia do walki stawili się: Grupa „Paszkot”, Kabaret „Róbmy Swoje”, „BudaPesz” i Kabaret „PS” („Profanum Sacrum”).

Członkowie Grupy „Paszkot” wykonali brawurowo utwór o kocicach biurowych. „Baby górą!” chciałoby się krzyknąć, choć plątały się po scenie i osobniki płci męskiej. Ale, jak to mówią, każdy obraz potrzebuje tła, czyż nie? Tak czy inaczej, zaspokojono ponad normę dopływ kobiecości na scenę.

Kabaret „Róbmy Swoje” zaprezentował dwie piosenki. Smog song z ostatniej płyty krakowskiego barda (której bym wysłuchała z chęcią, gdyby istniała) oraz Marzenie, z pierwszej płyty krakowskiego kabaretu, Róbmy Swoje Piosenki (którą mam i polecam). Obie na czasie, obie barwnie opisujące rzeczywistość, choć ta pierwsza nieco szarsza. Smog Song zgarnął również miejsce w finale konkursu piosenki. Czuj duch! (Czuj, ale nie wdychaj! Przynajmniej nie w Krakowie.)

„BudaPesz”, czyli Marek Stawarz i Adam Wacławiak, poruszyli jakże ważną tematykę społeczną w piosence o wielu tytułach, oficjalnie nazywanej Rodzina na swoim. Pamiętajmy jednak, że choć Polska to dziki kraj, nadal jest to kraj piękny i postępowy (nie uściślając dokąd postępuje, przyjmijmy, że cały czas do przodu). Ten strzał także okazał się celny i zapewnił naszym dzielnym uczestnikom udział w drugim etapie konkursu.

Kabaret „PS” zgodnie z rozwinięciem nazwy („Profanum Sacrum”), rzucił się na głęboką wodę i przytoczył działa solidnej, stuletniej pieśni kabaretowej, wykonywanej niegdyś przez jej autora, Aristide’a Bruant, na ulicach Paryża, w „Czarnym Kocie” a i pewnie w innych przybytkach podkasanej muzy. Czarna zyskała drugą młodość, w nowym opracowaniu, z polskim tekstem i muzyką Kabaretu „PS”. Zakrzyknijmy gromko: „Niech żyje Czarna i (a co tam!) piersi jej!”.

Tym lirycznym akcentem bój o miejsca w finale dobiegł końca. Droga naszej partii muzycznej jest drogą słuszną, zatem należy nią podążać bez wahania! Niech duch Waszej walki będzie niezłomny. Idźmy z pieśnią na ustach powiewając sztandarem kabaretu wśród niedowiarków. Z bojownikami o wolność naszej i Waszej piosenki, którzy przeszli do drugiego etapu, do zobaczenia w finale 32. PAKI!

Pisała
PAULINA JARZĄBEK

Inkubator Kabaretowy: Tomek Biskup i Kabaret BudaPesz [recenzja]

KTO?
Tomasz Biskup, Kabaret BudaPesz, Marek Stawarz

CO?
Inkubator Kabaretowy

KIEDY?
26.02.2016 r., 18.00

GDZIE?
Kinoteatr „WRZOS”, ul. Zamoyskiego 50

Bardzo lubię „Inkubator Kabaretowy”. Śledzę go od pierwszej edycji i widziałam już niejedno. Przewidziany jako poligon doświadczalny dla twórców eksperymentujących z formami scenicznymi około kabaretowymi, jest doskonałym miejscem do testowania nowych programów lub kierunków rozwoju. Jest to również źródło wielu niespodzianek – nigdy nie wiadomo, co pojawi się na scenie i jaka w danej edycji będzie frekwencja. Mogłabym pisać na ten temat długo, może kiedyś pokuszę się o podsumowanie tej cyklicznej imprezy. Teraz chciałabym się podzielić wrażeniami z tego konkretnego wieczoru.

Inkubator Kabaretowy

Inkubatorowa grafika, autor: Marek Stawarz

Na prowadzeniu

Od dłuższego czasu „Inkubator Kabaretowy” jest organizowany przez Marka Stawarza, który pełni także rolę konferansjera. I to nie byle jakiego, bo o wyjściu do sklepu (czy do drukarni) potrafi opowiadać tak, że pointa przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Chapeau, że tak powiem, bas. Również i tym razem się na panu prowadzącym nie zawiodłam.

Jego eminencja na scenie

Co więcej, nie zawiodłam się także na gościach wieczoru. Przyznaję – stand-upu nie czuję i omijam szerokim łukiem. Z kilkoma wyjątkami. Jednym z nich jest stand-up Tomka Biskupa, który wystąpił w pierwszej części wieczoru. To jest dla mnie naprawdę zabawne. Właśnie zabawne, a nie śmieszne. Lubię jego tok myślenia, jego porównania i styl mówienia, lubię historie, które opowiada. Znam ten stand-up, może nie jakoś wybitnie, ale znam i wiedziałam, że mi się spodoba. Może przez to, że bardzo lubię czytać jego bloga (polecam), przenoszę tę sympatię również na to, co robi na scenie.

P1200071

Marcin Prokop polskiej estrady.

Nie rozczarowałam się także jego monologami kabaretowymi. Mam wrażenie, że Tomek jest dużo lepszym aktorem, niż sam uważa, co zresztą pokazuje doskonale grą w kabarecie PUK. Na pewno jest tzw. aktorem charakterystycznym. Swoim one man show udowodnił, że potrafi wcielić się w imponująco różne postaci, od poety po bohatera reklamówki (takiej telewizyjnej, nie takiej z supermarketu). I wszystko to wykonał naprawdę dobrze. Było to bardzo przyjemne doświadczenie sceniczne, widzieć go w tych wszystkich rolach, które sobie narzucił. Poza tym odkryłam, że naprawdę jest podobny do Marcina Prokopa (serio!), którego tak zabawnie sparodiował. Nie mogę napisać, że wszystkim byłam absolutnie zachwycona (większością na pewno), ale zasadniczo całość tego krótkiego wystąpienia była solidnie przygotowana (lub na taką wyglądała), więc polecam z czystym sumieniem.

BudaPesz w natarciu

Drugim bohaterem wieczoru był Kabaret „BudaPesz”, który zawiązał się całkiem niedawno i właśnie w czasie „Inkubatora” testował pierwsze, przedpremierowe zalążki programu. Bardzo obiecujące. Jednak zaznaczę od razu, że tu mogę być nie do końca obiektywna, ponieważ grupę tę tworzą panowie, których w kabarecie podziwiam od lat kilku i śledzę na scenie z uporem maniaka: Adam Wacławiak i Marek Stawarz (tak, pan prowadzący, a co!).

Na ich krótką prezentację złożyły się dwie piosenki (Rodzina na swoim, System Apolonii) oraz skecz, zagrany na kompletnym blackoucie. Ten duet zna się na rzeczy. Jest między nimi energia, która z łatwością przekazują publiczności. Bardzo podobała mi się pierwsza piosenka, Rodzina na swoim, zarówno jej interpretacja, jak i treść, z Adamem, Ewą i wężem ogrodowym, zwłaszcza, że słyszałam jedną z pierwszych wersji i mogłam prześledzić jej ewolucję.

P1200115

Świeżynka kabaretowa, grupa BudaPesz.

Z drugim utworem, Systemem Apolonii, już mam lekki problem, choć jest on bardzo dobry. Pod każdym względem. Jednak jakoś już od pierwszych przesłuchań nie mogę się do niego przekonać i nie bardzo potrafię powiedzieć, dlaczego tak jest. Najlepiej sprawdźcie sami własne odczucia, pierwszej wersji możecie posłuchać tutaj, jeśli jeszcze dotąd nie mieliście okazji. Muszę jednak przyznać, że w tym wykonaniu piosenka brzmiała nawet dla mnie zadziwiająco dobrze. A i choreografii nie zabrakło, bardzo żywiołowej.

Skecz pojawił się jako drugi punkt programu i, jak już pisałam, został wykonany przy całkowitym wyciemnieniu sali, więc jedynymi narzędziami aktorów były ich głosy i dźwięki. Efekt był świetny. Moim zdaniem panowie mogliby spokojnie zrobić karierę w dubbingu. Nie będę opisywać tej scenki, bo najlepiej ją po prostu obejrzeć, czy też raczej wysłuchać. Miłośnicy niestandardowego humoru estradowego na pewno będą usatysfakcjonowani. Ja byłam.

P1200127

Bohaterowie wieczoru w komplecie.

Lokowanie pełnowartościowego produktu

Cały wieczór uważam za bardzo udany. Jest nadzieja w kabarecie. Cieszę się, że nadal znajduję na to potwierdzenie. Zawsze polecam kabaretowe występy na żywo, a szczególnie tych mniej znanych, nie telewizyjnych twórców. Nic nie daje takiej radości, jak świadomość, że właśnie odkryło się kogoś niezwykłego, kto potrafi nas rozbawić i może zaciekawić jakąś formą, czy tematyką. Dlatego właśnie warto wpadać na „Inkubator Kabaretowy”. Kolejny już 1 kwietnia, w Kinoteatrze „Wrzos” przy ulicy Zamoyskiego 50.

PAULINA JARZĄBEK