Niełatwo było mi napisać ten tekst, bo dużo w nim osobistych przemyśleń. A jak ja już zacznę nad czymś myśleć, to końca nie widać. Natomiast bardzo chciałam cokolwiek napisać po wieczorze z Formacją Chatelet, „Gramy dalej czyli 20-lecie kabaretu”, który miał miejsce 14 stycznia 2018 roku na Scenie Piast. I oto rezultat.
Na dobre i na złe
Kto mnie zna, wie, że kiedy zostaję czyjąś fanką, jest to związek na dobre i na złe (nigdy nie lubiłam słowa „fan”, ale nie wiem, czym mogłabym je zastąpić, niech więc będzie jak jest). Takich związków w moim życiu jest kilka, każdy związany z innym okresem mojego życia, z innymi emocjami itd. Część z nich przetrwała próbę czasu w stanie nienaruszonym, część, po radykalnej, choć stopniowej zmianie moich preferencji artystycznych, przeszła do sfery sentymentalnej. I właśnie tam trafiła moja fascynacja Formacją Chatelet.
Po latach znowu miałam okazję pójść na program Chateletów. I chociaż od bardzo dawna twórczość tego kabaretu znajduje się poza sferą moich zainteresowań, powodowana czystą sympatią i sentymentem, wybrałam się na chateletowy występ na Scenie Piast. To nie będzie recenzja tego wieczoru. To będzie przegląd towarzyszących mi emocji i garstki wspomnień związanych z Formacją.
Formacja Chatelet – moja pierwsza miłość
Formacja Chatelet to pierwszy kabaret, dla którego straciłam głowę. Wcześniej było jeszcze Ani Mru Mru, ale to taki bardziej przelotny flirt, w dodatku raczej telewizyjny – zostały miłe wspomnienia, ale esencja rozmyła się w czasie. Formacja to pierwsza grupa, którą oglądałam na żywo, i to wracając wielokrotnie (gdzieś jeszcze mam bilety z tych grań). To też pierwszy kabaret, który wywarł na mnie ogromne wrażenie w przypadkowych spotkaniach pokoncertowych. Pierwsze, zdawkowe co prawda, ale jednak, wymiany zdań na korytarzach. Takie, które fan pamięta długo, a o których obiekt westchnień zapomina natychmiast, bo takich sytuacji ma na pęczki. Życie. Ale każde takie spotkanie trafiało do kolekcji wspomnień.
Co mnie tak przyciągało do Formacji? Chyba te pokłady absurdu w skeczach i doskonały kontakt z publicznością. Poza tym w czasie, kiedy zaczęły się moje kabaretowe wojaże, Formację tworzyło trzech przystojnych panów, co stanowiło dodatkowy atut. Uwielbiałam sceniczny duet Dwóch Adamów. Do tej pory uważam, że ich konferansjerki były świetne. Uzupełniali się doskonale. Brakowało mi JerzykaPołońskiego w składzie, ale pojawił się Michał. Skecze znałam na pamięć. Potrafiłabym pewnie i dzisiaj zacytować całe fragmenty tekstów, nawet w kilku wersjach, bo przecież ulegały zmianom z różnych powodów.
Na pamięć znałam też wszystkie dostępne w sieci materiały filmowe. Każde nagranie z kabaretonu i wszystko, co udało mi się znaleźć o początkach grupy. Bo historię Formacji też miałam w małym palcu. Niewiele już teraz pamiętam, ale migają mi w pamięci urywki zdań i stare zdjęcia w pierwszych składach. To musiała być prawdziwa miłość.
Już wtedy co prawda pojawiały się elementy, które nie do końca szły w parze z moim gustem, ale bardzo długo uważałam Chateletów za swoją ulubioną grupę kabaretową, nawet jeśli nie ze wszystkimi działaniami scenicznymi się zgadzałam. Po drodze jednak przydarzył się kabaret Hrabi, a jeszcze później 7 minut Po, który do tej pory uważam za najlepszą współczesną grupę kabaretową. Zmiana moich preferencji wiązała się nie tylko ze zmianami stylistycznymi w Formacji, ale może przede wszystkim z moją rosnącą fascynacją kabaretem historycznym i odkrywaniem klasycznej formy kabaretowej.
Spokojna rewolucja moich zainteresowań
Przez ostatnie dwa-trzy lata prawie nie oglądam kabaretu w telewizji. Monitoruję rynek, ale często nie wykraczam poza odczytanie składu wieczoru. Nie jestem w stanie oglądać kabaretu telewizyjnego. Po prostu męczy mnie taka forma. Niestety, dotyczy to także skeczów Formacji, ale kilka z nich obejrzałam przez ciekawość. I mimo wszystko twarze panów z Formacji wywołują u mnie szereg bardzo miłych wspomnień. Chatelet zawsze będzie miała w mojej pamięci swój kącik. Chyba całkiem przytulny.
Kiedy ze składu odszedł Adam Grzanka, przyznaję, że moje zainteresowanie grupą mocno osłabło, choć nadal co jakiś czas sprawdzam, co tam u nich słychać. Może to głupie, ale każde zawirowanie w grupie bolało mnie psychicznie. Chciałabym mimo wszystko, żeby ludziom, którzy tak wiele dla mnie znaczyli (i w sumie nadal znaczą) było po ludzku dobrze w życiu. Odkąd do zespołu dołączyła Barbara Tomkowiak, nie widziałam Formacji w programie na żywo ani raz – aż do występu w Piaście.
Formacja teraz
Idąc na występ mojej dawnej kabaretowej miłości nie miałam zbyt dużych oczekiwań. Może dlatego bawiłam się jednak dosyć dobrze. Co prawda najlepiej na półgodzinnym materiale archiwalnym, puszczanym przed właściwym koncertem. Przyznam jednak, że gdyby nie mój ogromny sentyment do tej grupy, obecnie nie zakupiłabym biletu na ten program. Mimo wszystko nie żałuję. Był to dla mnie naprawdę sympatyczny powrót do przeszłości. Może nawet jeszcze kiedyś go powtórzę, zwłaszcza, że towarzyszyła mi bratnia dusza, która jak nikt rozumie, jak wiele znaczył i wciąż jeszcze znaczy dla mnie ten kabaret.
Chociaż cały program nadal ma według mnie zbyt dużo aluzji erotycznych i nie wykorzystuje w pełni ogromnego potencjału, jaki drzemie w jego twórcach, z radością odkryłam w nim elementy dawnego absurdu. Ponadto nie wiem, czy sprawiła to obecność pani Basi, czy jakiś inny czynnik, ale mimo wszystko skecze, które zobaczyłam na żywo, wydają mi się dużo lepszymi wersjami od ich telewizyjnych odpowiedników.
Choć ogólnie taka stylistyka kabaretowa to już nie moja bajka, uważam, że wiele z tych scenek miało sporo mocnych momentów. Nie do końca trafiały do mnie wszystkie pointy, ale w kilku miejscach naprawdę szczerze się ubawiłam. Bardzo lubię skecz o castingu, myślę, że widać w nim potencjał aktorski Formacji. Do moich ulubionych fragmentów programu należy także skecz wigilijny z kotem-Adamem, który otrzymał przydział ze schroniska oraz inny koci motyw ze skeczu o taksówkarzu, w którym techniczny Ruski dał popis wspaniałej, nonszalanckiej gry za pomocą sznurka, kartonowego kota i autorskich efektów dźwiękowych. Za takie absurdalne motywy pokochałam dawną Formację i cieszę się, że podobne rozwiązania grupa stosuje także teraz.
Reasumując, dobrze było znowu zobaczyć znajome twarze, choć niełatwo ogląda się program nie do końca osadzony w ulubionej stylistyce. Dzisiaj nie sięgam po takie skecze zbyt często, bywa że w ogóle omijam taki humor. Zawsze jednak uważałam, że Formacja Chatelet to grupa z dużymi umiejętnościami, których w pełni nie wykorzystuje. Myślę, że zwłaszcza Adam Małczyk może nas jeszcze naprawdę pozytywnie zaskoczyć. Chętnie usłyszałabym także kilka klasycznych piosenek w wykonaniu Formacji, zwłaszcza, że Barbara Tomkowiak dysponuje naprawdę ładnym głosem, którego szkoda nie wykorzystać. Cieszę się również, że Michał Pałubski uwolnił się od postaci Bu-By, który zaczynał niebezpiecznie do niego przywierać, poważnie ograniczając jego sceniczne emploi.
Zobaczymy, co nam przyniesie chateletowa przyszłość. Bez względu na wszystko kącik w mojej pamięci wymościłam najlepszymi wspomnieniami i życzeniami szczęścia.
PAULINA JARZĄBEK