Archiwa tagu: kabaret

Podróż sentymentalna z Formacją Chatelet [refleksja powystępowa]

Gramy dalej Chatelet

Niełatwo było mi napisać ten tekst, bo dużo w nim osobistych przemyśleń. A jak ja już zacznę nad czymś myśleć, to końca nie widać. Natomiast bardzo chciałam cokolwiek napisać po wieczorze z Formacją Chatelet, „Gramy dalej czyli 20-lecie kabaretu”, który miał miejsce 14 stycznia 2018 roku na Scenie Piast. I oto rezultat.

Na dobre i na złe

Kto mnie zna, wie, że kiedy zostaję czyjąś fanką, jest to związek na dobre i na złe (nigdy nie lubiłam słowa „fan”, ale nie wiem, czym mogłabym je zastąpić, niech więc będzie jak jest). Takich związków w moim życiu jest kilka, każdy związany z innym okresem mojego życia, z innymi emocjami itd. Część z nich przetrwała próbę czasu w stanie nienaruszonym, część, po radykalnej, choć stopniowej zmianie moich preferencji artystycznych, przeszła do sfery sentymentalnej. I właśnie tam trafiła moja fascynacja Formacją Chatelet.

Po latach znowu miałam okazję pójść na program Chateletów. I chociaż od bardzo dawna twórczość tego kabaretu znajduje się poza sferą moich zainteresowań, powodowana czystą sympatią i sentymentem, wybrałam się na chateletowy występ na Scenie Piast. To nie będzie recenzja tego wieczoru. To będzie przegląd towarzyszących mi emocji i garstki wspomnień związanych z Formacją.

Formacja Chatelet – moja pierwsza miłość

Formacja Chatelet to pierwszy kabaret, dla którego straciłam głowę. Wcześniej było jeszcze Ani Mru Mru, ale to taki bardziej przelotny flirt, w dodatku raczej telewizyjny – zostały miłe wspomnienia, ale esencja rozmyła się w czasie. Formacja to pierwsza grupa, którą oglądałam  na żywo, i to wracając wielokrotnie (gdzieś jeszcze mam bilety z tych grań). To też pierwszy kabaret, który wywarł na mnie ogromne wrażenie w przypadkowych spotkaniach pokoncertowych. Pierwsze, zdawkowe co prawda, ale jednak, wymiany zdań na korytarzach. Takie, które fan pamięta długo, a o których obiekt westchnień zapomina natychmiast, bo takich sytuacji ma na pęczki.  Życie. Ale każde takie spotkanie trafiało do kolekcji wspomnień.

Co mnie tak przyciągało do Formacji? Chyba te pokłady absurdu w skeczach i doskonały kontakt z publicznością. Poza tym w czasie, kiedy zaczęły się moje kabaretowe wojaże, Formację tworzyło trzech przystojnych panów, co stanowiło dodatkowy atut. Uwielbiałam sceniczny duet Dwóch Adamów. Do tej pory uważam, że ich konferansjerki były świetne. Uzupełniali się doskonale. Brakowało mi JerzykaPołońskiego w składzie, ale pojawił się Michał. Skecze znałam na pamięć. Potrafiłabym pewnie i dzisiaj zacytować całe fragmenty tekstów, nawet w kilku wersjach, bo przecież ulegały zmianom z różnych powodów.

Na pamięć znałam też wszystkie dostępne w sieci materiały filmowe. Każde nagranie z kabaretonu i wszystko, co udało mi się znaleźć o początkach grupy. Bo historię Formacji też miałam w małym palcu. Niewiele już teraz pamiętam, ale migają mi w pamięci urywki zdań i stare zdjęcia w pierwszych składach. To musiała być prawdziwa miłość.

Już wtedy co prawda pojawiały się elementy, które nie do końca szły w parze z moim gustem, ale bardzo długo uważałam Chateletów za swoją ulubioną grupę kabaretową, nawet jeśli nie ze wszystkimi działaniami scenicznymi się zgadzałam. Po drodze jednak przydarzył się kabaret Hrabi, a jeszcze później 7 minut Po, który do tej pory uważam za najlepszą współczesną grupę kabaretową. Zmiana moich preferencji wiązała się nie tylko ze zmianami stylistycznymi w Formacji, ale może  przede wszystkim z moją rosnącą fascynacją kabaretem historycznym i odkrywaniem klasycznej formy kabaretowej.

Spokojna rewolucja moich zainteresowań

Przez ostatnie dwa-trzy lata prawie nie oglądam kabaretu w telewizji. Monitoruję rynek, ale często nie wykraczam poza odczytanie składu wieczoru. Nie jestem w stanie oglądać kabaretu telewizyjnego. Po prostu męczy mnie taka forma. Niestety, dotyczy to także skeczów Formacji, ale kilka z nich obejrzałam przez ciekawość. I mimo wszystko twarze panów z Formacji wywołują u mnie szereg bardzo miłych wspomnień. Chatelet zawsze będzie miała w mojej pamięci swój kącik. Chyba całkiem przytulny.

Kiedy ze składu odszedł Adam Grzanka, przyznaję, że moje zainteresowanie grupą mocno osłabło, choć nadal co jakiś czas sprawdzam, co tam u nich słychać. Może to głupie, ale każde zawirowanie w grupie bolało mnie psychicznie. Chciałabym mimo wszystko, żeby ludziom, którzy tak wiele dla mnie znaczyli (i w sumie nadal znaczą) było po ludzku dobrze w życiu. Odkąd do zespołu dołączyła Barbara Tomkowiak, nie widziałam Formacji w programie na żywo ani raz – aż do występu w Piaście.

Formacja teraz

Idąc na występ mojej dawnej kabaretowej miłości nie miałam zbyt dużych oczekiwań. Może dlatego bawiłam się jednak dosyć dobrze. Co prawda najlepiej na półgodzinnym materiale archiwalnym, puszczanym przed właściwym koncertem. Przyznam jednak, że gdyby nie mój ogromny sentyment do tej grupy, obecnie nie zakupiłabym biletu na ten program. Mimo wszystko nie żałuję. Był to dla mnie naprawdę sympatyczny powrót do przeszłości. Może nawet jeszcze kiedyś go powtórzę, zwłaszcza, że towarzyszyła mi bratnia dusza, która jak nikt rozumie, jak wiele znaczył i wciąż jeszcze znaczy dla mnie ten kabaret.

Chociaż cały program nadal ma według mnie zbyt dużo aluzji erotycznych i nie wykorzystuje w pełni ogromnego potencjału, jaki drzemie w jego twórcach, z radością odkryłam w nim elementy dawnego absurdu. Ponadto nie wiem, czy sprawiła to obecność pani Basi, czy jakiś inny czynnik, ale mimo wszystko skecze, które zobaczyłam na żywo, wydają mi się dużo lepszymi wersjami od ich telewizyjnych odpowiedników.

Choć ogólnie taka stylistyka kabaretowa to już nie moja bajka, uważam, że wiele z tych scenek miało sporo mocnych momentów. Nie do końca trafiały do mnie wszystkie pointy, ale w kilku miejscach naprawdę szczerze się ubawiłam. Bardzo lubię skecz o castingu, myślę, że widać w nim potencjał aktorski Formacji. Do moich ulubionych fragmentów programu należy także skecz wigilijny z kotem-Adamem, który otrzymał przydział ze schroniska oraz inny koci motyw ze skeczu o taksówkarzu, w którym techniczny Ruski dał popis wspaniałej, nonszalanckiej gry za pomocą sznurka, kartonowego kota i autorskich efektów dźwiękowych. Za takie absurdalne motywy pokochałam dawną Formację i cieszę się, że podobne rozwiązania grupa stosuje także teraz.

Reasumując, dobrze było znowu zobaczyć znajome twarze, choć niełatwo ogląda się program nie do końca osadzony w ulubionej stylistyce. Dzisiaj nie sięgam po takie skecze zbyt często, bywa że w ogóle omijam taki humor. Zawsze jednak uważałam, że Formacja Chatelet to grupa z dużymi umiejętnościami, których w pełni nie wykorzystuje. Myślę, że zwłaszcza Adam Małczyk może nas jeszcze naprawdę pozytywnie zaskoczyć. Chętnie usłyszałabym także kilka klasycznych piosenek w wykonaniu Formacji, zwłaszcza, że Barbara Tomkowiak dysponuje naprawdę ładnym głosem, którego szkoda nie wykorzystać. Cieszę się również, że Michał Pałubski uwolnił się od postaci Bu-By, który zaczynał niebezpiecznie do niego przywierać, poważnie ograniczając jego sceniczne emploi.

Zobaczymy, co nam przyniesie chateletowa przyszłość. Bez względu na wszystko kącik w mojej pamięci wymościłam najlepszymi wspomnieniami i życzeniami szczęścia.

PAULINA JARZĄBEK

Kabaretowe podsumowanie roku 2017

Podsumowanie

Koniec roku to dobry moment na podsumowania. Rok 2017 obfitował w wiele wydarzeń kabaretowych. Jedne były bardziej udane i wyjątkowe, inne trochę mniej. Nastąpiło także kilka istotnych zmian w składach kabaretów. Zapraszam Was na moje kabaretowe podsumowanie  2017 roku.

Pierwszym wydarzeniem, które według mnie zasługuje na uwagę, jest 33. PAKA. Pierwszy raz w całości odbyła się w innym miejscu niż Rotunda. Konkurs Główny oraz towarzyszące mu wydarzenia odbywały się w Kinie Kijów, natomiast inne, mniejsze widowiska miały miejsce w klimatycznej Piwnicy Pod Baranami. 33. PAKA była dla mnie wyjątkowa nie tylko z powodu miejsca, ale także roli, jaką podczas Festiwalu pełniłam. Pierwszy raz byłam odpowiedzialna za pracę wspaniałego grona wolontariuszy, którzy dzielnie walczyli, aby wszystko się udało i… udało się w stu procentach. Oczywiście nie obyło się bez małych wpadek, ale razem daliśmy radę. 😉 Gwiazdy Bez Przesady również nie mogło zabraknąć podczas Festiwalu – wcieliła się tym razem w rolę asystentki swojego scenicznego Tatusia – Tomasza Jachimka. Jak przystało na Najjaśniejszą Gwiazdę Kabaretu, lśniła na scenie niczym Syriusz (najjaśniejsza gwiazda na niebie). Relację z tego wydarzenia mogliście czytać na naszym blogu, a jeśli chcecie je sobie przypomnieć, kliknijcie tu i tu.

Kolejnym wydarzeniem, które pozostanie w mojej pamięci na długo i trochę wiąże się z poprzednim, jest pierwsza edycja Młodszej PAKI, która odbyła się w Miejskim Ośrodku Kultury w Jarosławiu. Przegląd, w którym zaprezentowała się młodzież z województwa podkarpackiego, wywarł na mnie olbrzymie wrażenie z powodu liczby utalentowanych, młodych osób na scenie i bardzo wysokiego poziomu konkursu. Również podczas tej imprezy artystycznej miałam swoje zadanie – pierwszy raz w roli jurora to nie lada wyzwanie. 😉 Relacja z tego wydarzenia do przypomnienia tutaj.

Następnym eventem, zasługującym moim zdaniem na wspomnienie, jest 19. Mazurska Noc Kabaretowa, w której uczestniczyłam po raz pierwszy, ale mam nadzieję, że nie ostatni. Wspaniałe kabaretowe wydarzenie! Niesamowita atmosfera i miejsce – Amfiteatr w Mrągowie – miejsce magiczne, a miejscowość idealna na wakacje. Dzięki niemu zakochałam się w Mazurach. A i nawet tam nie obeszło się bez specjalnego zadania dla mnie – przez chwilę mogliście mnie zobaczyć na szklanym ekranie. Tak, ta kabaretowa impreza lata z pewnością zagości na długo w moim sercu. Na naszym blogu również pojawiła się relacja z tego koncertu: klik.

IMPROFEST i w sumie tyle by wystarczyło. Największy Festiwal Improwizacji w Polsce. Dotąd odbywający się w CK Rotunda, a w tym roku w Klubie Studio. Całkiem odnowione miejsce zrodziło nowe wyzwania, jednak i z tym poradziliśmy sobie śpiewająco. Utwierdziły nas w tym brawa od widowni oraz pochwały od występujących i Organizatorów. Zdecydowanie hitem tego wydarzenia była piosenka rozpoczynająca Festiwal: dwóch Michałów z Grupy AD HOC przybrało postać różowych królików, z których pod koniec piosenki wydobyli się dwaj eleganccy gentlemani, jak przystało na gospodarzy wieczoru. Oczywiście, nie mogło być inaczej, także i podczas tego wydarzenia znalazłam sobie specjalne zadanie – wcieliłam się w rasową instagramową dziennikarkę, relacjonując na Instastory PAKI zakulisowe smaczki. Zbiorowa relacja z tego wydarzenia jest tutaj.

Ostatnim Festiwalem, który zasłużył sobie na wyróżnienie w moim zestawieniu, jest Rybnicka Jesień Kabaretowa. Kolejne bardzo dobrze zorganizowane i przemyślane wydarzenie kabaretowe. Atmosfera podczas Festiwalu, jak i również podczas afterów, jest niesamowita. Byłam pierwszy raz na tego typu przeglądzie, przypuszczałam, że jest na nim fantastycznie, ale że aż tak?! Tego się nie spodziewałam… I również podczas tego eventu wcieliłam się w rolę… zwykłego gościa. A co? Myśleliście, że Tajnego Jurora? Dla mnie to daleka droga, ale może Gwiazda Bez Przesady by się skusiła? 😉

I tak ten rok upłynął mi pod znakiem wielu festiwali kabaretowych, jak i również na indywidualnych występach kabaretowych.

Chciałabym jeszcze nakreślić zmiany, jakie zaszły w przeciągu tego roku w świecie kabaretu, a zaszło ich dość sporo. Oto te najbardziej zauważalne.

Kabaret Czesuaf zasilił kobiecy pierwiastek w postaci Olgi Łasak. W  Kabarecie Trzecia Strona Medalu również nastąpiły zmiany – z zespołu odszedł w październiku Krzysztof Jasiewicz, którego zastąpił Łukasz Adamus, natomiast z końcem roku z grupą pożegnał się gitarzysta, Marcin Lis. Ponadto Kabaret Paranienormalni postanowił zakończyć wspólną działalność kabaretową, jednak członków grupy wciąż będzie można oglądać na scenach, lecz w solowych numerach. Zostańmy jeszcze przez chwilę w temacie pożegnań i rozstań – Artur Andrus po wieloletniej współpracy z Radiową Trójką postanowił odejść ze stacji.

Zakończę to podsumowanie pozytywnym akcentem: Kabaret Kałasznikof po dłuższej przerwie postanowił wrócić na kabaretową scenę z nowym składem – Beata Kabzińska i Łukasz Zaczek – oraz nowym programem, „Charaktery”, którego premiera odbyła się 10 grudnia 2017 roku. Ponadto zawiązał się nowy duet w postaci Ewy Błachnio i Łukasza Kaczmarczyka (Kabaret Młodych Panów), którzy dosłownie „wykosili” konkurencję podczas tegorocznego Ryjka, zdobywając nagrodę Tajnego Jurora oraz nagrodę publiczności. Oprócz tego rok 2017 był rokiem Jubileuszów. 15-lecie istnienia kabaretu świętowali chłopaki ze Smile’ów, natomiast 10-lecie istnienia Kabaret Nowaki.

Rok 2017 był bogaty w wydarzenia kabaretowe, w których z przyjemnością uczestniczyłam i po których zostaną mi wspomnienia do końca życia. Życzyłabym i sobie, i Wam, aby Nowy Rok 2018 był równie obfity w imprezy kabaretowe, bo cóż innego nam pozostaje, jak tylko cieszyć się życiem i z życia! 🙂

 

ANETA TABISZEWSKA

Cabaret: docieramy do źródeł definicji

KABARET

Ostatnio znowu zaczynam myśleć o definicji kabaretu. I chociaż nadal uważam, że przy dzisiejszym jego obszernym traktowaniu najlepiej sprawdzi się nieskończona definicja opisowa, to postanowiłam bliżej przyjrzeć się francuskim źródłom tej nazwy. Co prawda nie mam na to całych miesięcy, bo może byłoby najciekawiej przekopać się przez tomy słowników różnego rodzaju, ale zajrzałam przynajmniej do jednego z najbardziej znanych słowników francuskojęzycznych.

Definicje podstawowe

Internetowa wersja Larousse’a wymienia trzy definicje słowa cabaret:

1) „Vieux. Débit de boissons, estaminet”.

Przełożone na nasze to mniej więcej: „Przestarzale. Punkt sprzedaży alkoholu, knajpa”, czyli to znaczenie od którego klasycznie wyprowadza się nazwę „kabaret”. Określenie w tym kontekście pewnie już nie używane, skoro uznane za dawne, czy przestarzałe.

2) „Établissement de spectacles dont les programmes comportent des tours de chant, des numéros et des revues”.

„Miejsce spektakli, w których program składa się z cykli piosenek, numerów i rewii”, czyli znaczenie, które pojawiło się mniej więcej pod koniec XIX wieku, a szczególnego znaczenie nabrało wraz z wysypem podobnych przybytków w Europie, choć zapewne przejście od „knajpy” do „knajpy z programem” nastąpiło raczej płynnie.

Powiedziałabym, że u nas i to znaczenie jest już lekko przestarzałe, choć nie do końca, bo przecież jeszcze są miejsca, które te warunki spełniają.

3) „Petite table à plateau creux ou coffret contenant un service à liqueur”.

Tego znaczenie nie znałam, a chodzi o mały stolik, podstawkę, tackę, odkryte, lub zakryte, w których przechowuje się zestaw do likieru: kieliszki, karafkę itp. I tej definicji z naszym rodzimym kabaretem już połączyć nie potrafię. No, chyba że przez sam fakt obecności alkoholu.

Jak widać, żadne z tych znaczeń nie mówi o konkretnej grupie artystycznej, zajmującej się satyrą czy rozśmieszaniem, ale o różnicach w postrzeganiu kabaretu na świecie już pisałam, więc nie będę się tutaj nad tym rozwodzić (chętnych odsyłam do artykułów: część 1 i część 2). Przejdźmy dalej.

Ciekawostki

Pochodzenie słowa „cabaret” w języku francuskim przypisuje się dawnemu językowi niderlandzkiemu, w którym oznaczało ono „oberżę”, ze starego pikardyjskiego „camberete”, czyli „mały pokój”, co w sumie również nieźle oddaje charakter pierwszych małych ciasnych kabaretów.

Wgłębiając się w dalszą część hasła „cabaret” w Larousse’ie, odkryłam takie oto wyrażenia z udziałem tego słowa: „Cabaret des oiseaux” i „Pilier de cabaret”.

„Cabaret des oiseaux” przetłumaczymy jako „Ptasi kabaret”. Poetycko, prawda? To roślina, której inna nazwa po francusku brzmi „Cardère sauvage”, czyli nadal dość ładnie. Być może nazwa „Ptasi kabaret” pochodzi od tego, że liście owej rośliny w czasie deszczu gromadzą u swej nasady wodę. Są więc naturalnym wodopojem dla drobnego ptactwa. A jak jeszcze podtopią się tam różne insekty, to i przegryzki nie brakuje! A po polsku roślina znana jest pod zupełnie niepoetycką nazwą – „Szczeć pospolita”. Jakby przejechać igłą po tablicy, brrrr.

Pilier de cabaret” to zaś po prostu zwykły, klasyczny pijak. Samo słowo „pilier” oznacza kolumnę, filar, słup, więc zapewne chodzi o delikwentów całymi dniami przesiadujących w knajpach, „podpierających” w nich ściany. Jest także określenie „pilier de bar”, które oznacza bywalca barów, możemy zatem wnioskować po konstrukcji, że inaczej powiedzielibyśmy właśnie „bywalec kabaretów”, w domyśle „pijak”.

 

Tak sobie myślę, że obecnie nasz „kabaret” wyszedł daleko poza te francuskie definicje (czasem to dobrze, czasem – niekoniecznie). Trochę się pozmieniało. Teraz oglądamy kabaret w telewizji, w teatrze, w filharmonii, w czasie festiwali i przeglądów. Jakościowo bywa różnie, ale gdybym miała z tego wszystkiego wyciągnąć wspólny mianownik, to chyba chodzi o bycie razem i wspólną zabawę. Może niekoniecznie zawsze przy alkoholu.

PAULINA JARZĄBEK

Tyle razem dróg przebytych. Kilka osobistych wspomnień

david-monje-mniejszy

Dzisiaj Dzień Wszystkich Świętych, jutro Zaduszki. Idąc za myślą K. I. Gałczyńskiego, utrwaloną w piosence niezastąpionego Marka Grechuty, chciałabym ocalić od zapomnienia kilka wspomnień o wspaniałych twórcach, którzy zmarli w 2017 roku. Być może nie wszystkie z tych nazwisk powiązalibyście ze światem kabaretu. Dla mnie to często takie osoby, których wagę w naszym życiu uświadamiamy sobie właśnie wtedy, gdy je tracimy. Jednak myślę, że takie sytuacje może uwrażliwiają nas na nasze otoczenie, zwiększają naszą uważność na drugiego człowieka i zmniejszają ryzyko „powtórki”.

Helena Karwacka (1930-2017)

Historyk literatury i badaczka Młodej Polski oraz literatury dwudziestolecia międzywojennego. Dla mnie przede wszystkim autorka znakomitego opracowania dotyczącego warszawskiego Kabaretu Momus, założonego w 1909 roku przez Arnolda Szyfmana – Warszawski Kabaret Artystyczno-Literacki Momus. To jedna z najważniejszych książek dotyczących historii kabaretu, jaką przeczytałam.

Krystyna Sienkiewicz (1935-2017)

„Różowe zjawisko STS-u”, mawiał o niej Teodor Toeplitz. W tym studenckim teatrzyku-kabarecie znalazła się przez przypadek. Na szczęście na scenie już została. Pojawiała się w Kabarecie Starszych Panów i w innych programach satyrycznych. W mojej pamięci najbardziej utkwiła postać jednej z Sióstr Sisters z Kabaretu Olgi Lipińskiej.

Wojciech Młynarski (1941-2017)

Związany m.in. z klubem studenckim Hybrydy, Kabaretem Dreszczowiec i Dudkiem. W swoich tekstach drwił z małej stabilizacji, wyśmiewał system, ale też komentował rzeczywistość przeciętnego Polaka, z niemałą empatią zresztą. Jeden z moich Mistrzów Piosenki. Znakomity zmysł obserwacyjny, cięta riposta, słodko-gorzka satyra czyniły z niego autora wyjątkowego.

Zbigniew Wodecki (1950-2017)

Był związany z Piwnicą Pod Baranami oraz kabaretem Anawa. Akompaniował Ewie Demarczyk. Występował także z Zenonem Laskowikiem. To był chyba dla mnie największy szok. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej widziałam jego postać z okien tramwaju. Kraków zrobił się jakiś  taki pusty. Mam jeszcze takie wspomnienie: przystanek jednego z moich busów znajdował się naprzeciw Teatru STU. Przez wiele miesięcy patrzyłam więc na ogromny plakat reklamujący Sonatę Belzebuba, w której wówczas grał pan Zbigniew. Niestety nie dotarłam na spektakl. Myślałam, że jest jeszcze czas. A teraz, gdy o nim myślę, słyszę w myślach utwór Z Tobą chcę oglądać świat.

Wiesław Michnikowski (1922-2017)

Wspaniały interpretator, znany m.in. z Kabaretu Starszych Panów i Kabaretu Dudek. Świetny aktor. Gdy we mnie jest seks w jego wykonaniu jest jedną z moich ulubionych piosenek z repertuaru KSP. Nie wyobrażam sobie świata kabaretu bez jego vis comica.

Anna Szałapak (1952-2017)

Biały Anioł Piwnicy Pod Baranami. Tak nazywała ją Agnieszka Osiecka. Wspaniała, wrażliwa pieśniarka, znakomicie wykonująca utwory do tekstów polskich poetów. Zapamiętam ją jako twórczynię najpiękniejszej interpretacji piosenki Oczy tej małej.

Marek Pacuła (1945-2017)

Współtworzył radiowe Spotkania z balladą. Występował z Krzysztofem Materną. Autor, konferansjer i dyrektor Piwnicy Pod Baranami. Tutaj mam chyba najmniej osobistych skojarzeń, chociaż to nazwisko natychmiast przywołuje przed moje oczy obraz Piwnicy, tej takiej z wyobrażeń Polaków – tajemniczej i przepełnionej sztukami wszelakimi.

Mogłabym godzinami wymieniać twórców, za którymi tęsknota będzie już wieczna. Brakuje tutaj wielu nazwisk, wielu wzruszeń i wspomnień z nimi związanych. Te jednak pieczołowicie dołączam do mojej kolekcji przeznaczonych do ocalenia od niepamięci.

PAULINA JARZĄBEK

„Poczet kabaretu polskiego” w retrospektywie [cz. VIII]: Kabaret Paka

RETROSPEKTYWA

Dziś bierzemy na tapetę kabaret „Paka”. Powstał w 1984 roku, w Jeleniej Górze. Obecnymi członkami kabaretu są: Krzysztof Langer, Robert Wróblewski i Krzysztof Rogacewicz. Grupa prezentuje skecze o tematyce obyczajowej i politycznej. A czego więcej dowiemy się z wywiadu przeprowadzonego przez Janusza R. Kowalczyka, zatytułowanego „Nie jest źle, jest zabawnie”? O tym poniżej. Zapraszamy!

Dziennikarz: Kiedy uformowaliście się jako kabaret „Paka”?

Kabaret Paka: Pomijając czas przeznaczony na poszukiwania i szkolenia, nasz kabaret skrystalizował się mniej więcej w 1989 r. Zagraliśmy wtedy pierwszy program – „Dziadów” cz. V. Później była „Premiera dla premiera”. Nasz występ w gangsterskich kostiumach, na Ogólnopolskich Spotkaniach z Piosenką Kabaretową OSPA ’91 w Ostrołęce, był zaczątkiem programu „Mafia narodowa”. Chcemy, żeby był gotowy w kwietniu na przegląd kabaretów PAKA ’92 w Krakowie.

D.: Kto jest głównym autorem tekstów i pomysłów?

K.P.: Wszystkie elementy są autorskie, może poza zapożyczeniami z Gershwina czy Vivaldiego. Przynosimy własne teksty i powoli wspólnie się w nie wgryzamy.

D.: Od 1989 roku pojawiliście się na różnych festiwalach. Z pewnością macie coś na koncie…

K.P.: Na krakowskim przeglądzie PAKA ’89 zdobyliśmy Grand Prix. Rok później otrzymaliśmy tam kilka nagród specjalnych. W tym roku nie startowaliśmy w konkursie, tylko braliśmy udział w „Pojedynku satyryków” obok „Konia polskiego”, „Bez nas” i kabaretu ze Związku Radzieckiego. W 1990 r. zdobyliśmy Grand Prix na OSPA w Ostrołęce. W tym roku dostaliśmy „Złotą Szpilkę” w Lidzbarku Warmińskim i nagrodę specjalną „Szpilek” na OSPA ’91 w Ostrołęce.

20170316_132210

D.: No i co? Oddacie się sztuce?

K.P.: Myśmy już postanowili, tylko – ha, ha – nasze żony jeszcze o tym nie wiedzą! Mamy wiele przyjemności i satysfakcji ze wspólnej pracy. A to chyba wystarczający powód, by kabaretem zająć się na serio.

D.: Program kabaretu „Paka” w wielu punktach odwołuje się do bieżącego życia politycznego. Traktujecie całą politykę jako trampolinę dla waszych dowcipów?

K.P.: Polityki nie unikamy, ale nie opowiadamy się za jakąkolwiek jej opcją. Pokazując absurdy, także polityczne, opowiadamy się za sensem. Poza tym program kabaretowy nie ma zbawiać świata, tylko bawić widzów.

D.: Znakomicie bawi publiczność „wschodni magik”, który przy pokazywaniu szarlatańskich sztuczek obnaża tandetę swojego oszukańczego warsztatu.

K.P.: To nasz ukłon w stronę kabaretu przedwojennego, nie tylko polskiego. To jest taki ponadczasowy śmiech dla śmiechu.

D.: Jak są odbierane wasze występy? Wszędzie życzliwie, czy miewaliście trudne chwile?

K.P.: Na Biesiadach Humoru w Lidzbarku Warmińskim ludzie jedli i pili przy stołach. Facet przy stoliku najbliższym sceny stale coś dopowiadał: „uczesz się!”, „uśmiechnij się!”, „powiedz coś!” itp. Okazuje się, że ten dokuczliwy osobnik to był akurat… senator. Jak zdjął marynarkę i został w krótkiej koszulce, ujawnił tatuaże aż po łokcie. Więc to nie do końca prawda, że ogólnie jest źle. Jest zabawnie.

Z powyższych fragmentów wywiadu, można się sporo dowiedzieć o ówczesnym kabarecie, jak i o samej grupie artystycznej „Paka”. Jednak znowu przeszkadza (przynajmniej mnie) brak podpisów przy wypowiedziach kabaretu lub też zaznaczenia na początku, że dziennikarz rozmawia z przedstawicielem zespołu, którym jest jeden z członków grupy.

 

ANETA TABISZEWSKA

 

Fragmenty wywiadu pochodzą z artykułu Janusza R. Kowalczyka, Nie jest źle, jest zabawnie, Rzeczpospolita, Warszawa 1991.