W ramach hobby zajmuję się tworzeniem w różnych technikach, więc na co dzień sporo rozmyślam o kolorach. O ich znaczeniu, kompozycji i współgraniu z otoczeniem. Zaczęłam się zastanawiać nad kolorami kabaretu. Kiedy myślę „Kabaret”, najczęściej w mojej głowie wyświetlają się obrazki w odcieniach czerwieni, czerni i bieli. Chyba, że akurat są to stare fotografie w sepii. Ale zasadniczo myślę, że kabaret, przynajmniej ten historyczny, klasyczny, to właśnie te trzy barwy: czerwony, czarny i biały.
Czerwony
Kabaret to czerwone usta Marleny Dietrich i namiętne songi Marii Delvard. To miłosne uniesienia Ordonki, co wybaczają wszystko.
To czerwień aksamitnej kurtyny małych teatrzyków i rewii. To ciemnoczerwone dywany i ciężkie kotary starych lokali z programem artystycznym.
Czerwień to kolor ostrzeżenia, alarmu, sprzeciwu i rewolucji, także tej obyczajowej. To wyjaskrawienie i podkreślenie stereotypów, kontestacja zastanej rzeczywistości. Tutaj czerwone światło nie oznacza „Stop”. To obnażanie tego, co niewygodne, to apaszowskie pieśni i maski Jedenastu Katów.
Czerń i biel
Czarny i biały, choć stanowią przeciwieństwo, w kabarecie wydają się także uzupełniać. I zawsze jest przy nich miejsce na akcent czerwieni.
Czerń to elegancki cylinder Stasinka, Jarosego i pana Piotrusia z Kabaretu Olgi Lipińskiej. Towarzyszy mu biały szal i rękawiczki. Takie same, które brudził krwią Macki Majcher.
Biel to obrusy w przedwojennym lokalu, blichtr Adrii, któremu towarzyszył zakulisowy, tajemniczy mrok przestrzeni za kotarą estrady.
To klasyczny fortepian, stare pianino, na którym grywano do kotleta i do spektaklu. A tam czarno-białe klawisze – harmonia przeciwieństw.
To kabaretki girls i mocne, białe światło spotu, oświetlające samotną postać Edith Piaf.
To Czarny Kot i jego uliczne rozrachunki z systemem. To diamentowy blask Moulin Rouge.
Czarne litery nowej piosenki, zapisane na białym papierze. Czarno-biała fotografia autora Kwiatów Polskich, rysunek w odbitce litograficznej zaproszenia do Zielonego Balonika, albo notka w Ilustrowanym Kuryerze Codziennym.
To czarna, smolista kawa i biała piana szampana. I oczywiście ciemna sala starego kabaretu spowita w szaro-biały dym cygar.
Czerwień, czerń i biel to kolory mojego Kabaretu. Jeszcze i teraz odnajduję je na współczesnych scenach i estradach, zabarwione tęczowymi odcieniami XXI wieku. I dobrze. Każda epoka powinna mieć własną paletę barw. Ale zawsze wracam do tamtych trzech. Może po prostu lubię takie zestawienie.
A jakie kolory ma Wasz kabaret?
PAULINA JARZĄBEK