Archiwum kategorii: Muza Podkasana. O Niegrzecznym Kabarecie

Muza Podkasana. O Niegrzecznym Kabarecie [cz. V]

MUZA PODKASANA. O NIEGRZECZNYM KABARECIE

V Scenariusz jak na erotyk – o parodii

Moulin_rouge_La_Goulue

Plakat Toulouse Lautreca reklamujący Moulin Rouge.

Omawianie wątków erotycznych we współczesnym kabarecie jest nieco ryzykowne, zważywszy na poziom bezpośredniości przekazu, jaki pojawił się wraz z wtargnięciem kabaretu na wielkie sceny plenerowych imprez. Niemniej jednak wciąż jeszcze można odkryć i tutaj bardziej parodystyczne niż grubiańskie podejście do tematu. Na zakończenie cyklu o naszej Podkasanej Muzie kilka przykładów kabaretowego repertuaru lekkich obyczajów, które nie przyprawiają o ból głowy.

Jeśli drzemie w Was szperacz, to jesteście w stanie znaleźć naprawdę sporo pozytywnych propozycji w tej dziedzinie, zarówno skeczowych, jak i piosenek. Pozwólcie, że ja skupię się na tych drugich.

Kabaretowe pościelowy

Tytuł tego artykułu zaczerpnęłam z piosenki Kabaretu Hrabi, zatytułowanej po prostu Erotyk. Nastrojowa muzyka i gęstniejąca atmosfera tekstu zostały tutaj przełamane zwykłym katarem. Niemniej jednak duet Joanna Kołaczkowska i Łukasz Pietch, wspomagany męskim dwugłosem Dariusza Kamysa i Tomasza Majera nastraja samym brzmieniem. Obcokrajowcy może by nawet tego kataru nie zauważyli. Piosenka jest zabawna i nieco kiczowata, ale przyjemna dla ucha. Oryginału posłuchacie na płycie CD Pienia i Jęki. Można u Hrabich znaleźć więcej takich smacznych kąsków.

W Krakowie też nie brakuje podobnej twórczości na niezłym poziomie. Piosenka Erotyczna Kabaretu PUK, zresztą z programu o wdzięcznej nazwie JEBUDU, nie owija w bawełnę. Agata Słowicka wczuwa się w rolę w tym wokalnym popisie, tworząc jednoosobową, kabaretową scenkę dla dorosłych. I to jak! Jest to jedna z moich ulubionych piosenek z repertuaru krakowskich artystów. Polecam również cały „niegrzeczny” program tego kabaretu.

Przaśne inspiracje

Obok takich wzorowanych na poezji erotyczno-miłosnej wyznań, rysuje nam się drugi, oparty na twórczości ludowej. Tutaj przoduje Kabaret Moralnego Niepokoju, który klimat ludowego przeboju odtworzył m.in. w piosenkach Przeleć mnie w koniczynie oraz Krystyna i Zbigniew.

Szczególnie urzeka mnie interpretacja Katarzyny Pakosińskiej w Przeleć mnie w koniczynie, zwłaszcza w zwrotce o pani śpiewającej „z bułką w zębach”. To były czasy! Dygresja: moja babcia należy do koła gospodyń wiejskich, więc trochę tego repertuaru, chcąc nie chcąc (bardziej to drugie), liznęłam. Co tam się działo! (W repertuarze, nie w kole.) Koniec dygresji. Pamiętajcie, ta piosenka przyczepia się na długo, więc uważajcie, kiedy ją nucicie! Zwłaszcza refren. Ale zerknąć warto.

Baby górą!

Jest nowa nadzieja. I to w Krakowie. W tym roku na PACE objawiła się żeńska grupa kabaretowa, A jak!, która po zaawansowaną tematykę damsko-męską sięga ochoczo, a co najważniejsze, z bardzo dobrym rezultatem. Te cztery dziewczyny udowodniły, że można zrobić piosenkę o damskim biuście, która nie będzie chamska, płytka, ani głupia. Ich jest po prostu zabawna i lekka. Bawi się stereotypami i obraca je na korzyść płci pięknej. Teraz już wszyscy dowiedzą się, że „Nie ma małych piersi – są za duże ręce!”. I bardzo dobrze.

Przytoczone powyżej pozycje przychodzą mi na myśl jako pierwsze, choć z pewnością nie wyczerpują tematu. Na pewno znalazłoby się więcej dobrych utworów o takiej tematyce w repertuarze innych grup kabaretowych, choć zapewne trzeba szukać poza nurtem telewizyjnym.

Podkasana, ale nie rozebrana

Kabaret od początku przełamywał tabu. Nic dziwnego, że sięgał również po tak kontrowersyjne tematy jak szeroko rozumiana erotyka. Czasem w ten sposób manifestowano wolność twórczą, wolność myśli i wolność działania. Czasem tak próbowano wyzwolić się spod władzy konkretnego społeczeństwa, kontestować zbyt konserwatywne zachowania, czy nawet – sytuację polityczną. Element rozrywki pojawiał się na równi z innymi celami. Obecnie wydaje się nadrzędny.

Ważne, by w poszukiwaniu spełnienia na scenie, czy estradzie, pamiętać, że czasem mniej dosłowności znacznie bardziej rozpala wyobraźnię. Nie tylko tę erotyczną. A jeśli nadmiaru dosłowności nie przełamiemy w porę dobrym żartem, to zaczynamy się niebezpiecznie zbliżać w stronę bezsensownej pornografii. Poruszając się w dziedzinie erotyki w kabarecie łatwo przekroczyć granicę, za którą zabawne staje się żenujące. Przecież nawet tancerka rewiowa okrywała swoją nagość wachlarzem z piór.

PAULINA JARZĄBEK

MUZA PODKASANA. O NIEGRZECZNYM KABARECIE [cz. IV]

MUZA PODKASANA. O NIEGRZECZNYM KABARECIE

IV Pieprzne Słówka – skandale obyczajowe w poezji Boya

Kabaret literacki w Polsce nie miałby w sobie tej lekkości zabawy z językiem, gdyby nie Tadeusz Boy-Żeleński i jego Słówka. Oczywiście byłoby wielką niesprawiedliwością ograniczać twórczość Balonika tylko do tekstów Boya. Pisywali tam przecież i Edward Leszczyński, i Adolf Nowaczyński, a i inni autorzy się pojawiali. Niemniej jednak to Żeleńskiego cytuje do dziś cała Polska. Zobaczmy, jakież to zakazane obyczajowo treści kryły się w tych niepozornych wierszykach.

400px-Page_Tadeusz_Boy-Żeleński-Słówka_008_grafika

Zdjęcie Tadeusza Boya-Żeleńskiego dołączone do jednego z pierwszych wydań Słówek

Cały ten ambaras

Zacznijmy od tego, że sam autor należał do mężczyzn kochliwych, a jego uczucia były raczej chętnie odwzajemniane, nie tylko przez uroczą żonę, Zosię (tak, tę z Wesela). W pamiętnikach z tamtych lat zostało sporo domniemań i przypuszczeń, ale i Boy nie wypierał się specjalnie tych swoich miłostek. Nic dziwnego, że ślady fascynacji płcią piękną pozostały i w jego wierszach.

Dodajmy do tego, że jako młodzieniec był zafascynowany swoim kuzynem, Kazimierzem Przerwą-Tetmajerem, autorem gorących erotyków. Słówka obejmują nie tylko satyryczne wierszyki i piosenki z Zielonego Balonika, ale również inne formy wierszowane, w tym także poświęcone konkretnej kobiecie wiersze miłosne. Ale o tym dalej.

Swój zmysł obserwatorski autor wykorzystywał do odmalowywania zachowań konserwatywnego mieszczaństwa Krakowa. W znanym wierszu, zaczynającym się od słów „Kto poznał panią Stefanią / ten wolał od innych pań ją”, krytykował m.in. bałwochwalczy, a równocześnie pełny hipokryzji, kult dziewictwa. Pointa tego wiersza jest z nami do dzisiaj: „I w tym cały jest ambaras / Żeby dwoje chciało na raz”.

Po ten temat sięgał zresztą dosyć często, co sprowadzało się mniej więcej do opinii zawierającej się w dwuwersie Ernestynki: „Mówili o niej bógwico / że jest tylko półdziewicą”.

Z kolei niesforny Franio „Lubił widzieć u siostrzyczki / Kiedy zdejmuje spódniczki. / Zaraz robił się niebieski / I w oczach miał rzewne łezki”. Za tego oto Frania poeta przebrał się podczas jednej z sylwestrowych zabaw kostiumowych w kawiarni Michalika.

Czwartą historią, zamykającą ten zestaw (Tetralogię z kajetu pensjonarki), była opowieść o Ludmile, która mimo pokaźnych rozmiarów była „dosyć marzycielska” i śniła o Rycerzu, którego „z wielką ochotą” „uwieńczała (…) swą cnotą”. Czyniła to z takim zapałem, że „łóżko wpadło w Urynał”, co zakończyło się znaną nam aż nazbyt pointą: „Oto jak nas, biednych ludzi, / Rzeczywistość ze snu budzi”.

Takie wiersze recytował autor w Zielonym Baloniku. Dzisiaj te treści wydają się dosyć niewinne. Wtedy gotowały krew w niejednej polskiej matronie.

Krakowskie smaczki

Autor najwyraźniej również i w swej twórczości nie umiał oprzeć się urokom pań, także tych sporo od siebie młodszych. W wierszu Z nastrojów wiosennych opisywał spacer pensjonarek:

Nie masz nic milszego ponad
Ciągnący żeński pensjonat.

[…]
Idą: duża, mniejsza, mała,
Kobiecości gama cała.

[…]
Pod kapotką granatową
Rysuje się to i owo.

[…]
Ta mała mogłaby troszkę
Obciągnąć sobie pończoszkę…

Tak spisał swoje wrażenia estetyczne z krakowskich plant. Panienki owe kroczyły ponoć najczęściej w dwóch rzędach, prowadzone przez wychowawczynię, nazywaną Kuropatwą.

Tadeusz również w utworach mocno dokumentalnych nie stronił od tematyki podszytej erotyką. Pisząc o znanym dziennikarzu, Ferdynandzie Hoesicku, w tekście Dzień P. Esika w Ostendzie, nie oszczędzał bohatera:

Strojna dziewczyna
Kibić przegina,
Luxus-kabina
Rozkoszą tchnie,
Ruchem pantery
Zrzuca jaegery
I gdzie hetery,
Tam Esik mknie.

Barwne półświatki,
Pulchne mężatki,
Obcisłe gatki
Śmieją się doń,
Esik się nurza,
Szczypie w odnóża,
To znów jak burza
Wciąga je w toń.

Później ta skrupulatność dokumentalisty przejawi się m.in. w bardzo odważnym odmalowaniu prozą historii Marysieńki Sobieskiej (ze słynną frazą „Włóż gatki, zwycięzco podhajecki!”).

Nóżka Markizy

Tymczasem jednak Boy pisze wiersze. W 1911 roku poznaje kobietę, która rzuci go do swych stóp. Jadwiga Mrozowska, aktorka teatralna, staje się adresatką ognistych erotyków i sentymentalnych wierszy miłosnych.

Najpierw w tekście Markiza jej postać rysuje się jako niebezpieczna kusicielka, której nie można się oprzeć.

Jam jest Markiza – ta sama,
Znana wam z dawnych powieści,
Ideał: kochanka, dama,
Co razem gardzi i pieści,

Co razem nęci i kusi,
W powabne iskrząc się błędy,
To znów w snach dławi i dusi
Zmorą straszliwej legendy;

Ja, której kaprys korony
Królewskie deptał tą nóżką,
A czasem znowu, szalony,
Paziów przygarniał w me łóżko;

W pochlebstwie od miodu słodsza,
W szyderstwie jak pocisk prędka,
W pieszczocie od bluszczu wiotsza,
To jak stal ostra i giętka.

Anegdota głosi, że tekst ten powstał, by artystka mogła zaprezentować się w drogiej sukni, sprowadzonej z Włoch specjalnie na spektakl w Krakowie, który to spektakl się nie odbył. Za ten gest Boy został wynagrodzony. Ponoć w naturze.

W świetle tych informacji nie dziwią zanadto odważne wyznania, zapisane mową wiązaną np. w Madrygale spod ciemnej gwiazdy (posłuchajcie też wersji muzycznej zespołu Nie-Toperz). Choć oficjalne wydania przemilczały imię adresatki, nikt nie miał wątpliwości, do kogo skierowany był ten tekst.

Chciałbym przy pani …uchnie
Być takim skromnym amantem,
Co go się puszcza przez kuchnię,
Zanim się puści go kantem.

(…)

Obmywszy z kurzów me ciało,
Jak można najidealniej,
Pukałbym potem nieśmiało
Do jej bieluchnej sypialni.

(…)

Z emocji leciutko dyszę
(Zwyczajnie, osoba w wieku),
Aż szept najdroższy usłyszę:
„No, właźcież prędzej, człowieku!”

Z szacunku słowa nie gadam,
Liberię szybko zdejmuję,
Kładę się w łóżko i: „Madame
est servie”, głośno melduję…

Ten romans pozostawił więc ślady nie tylko we wspomnieniach, ale i w poezji. Nawet w tych wrzących od emocji tekstach można jednak wyczytać między wierszami poczucie humoru autora.

Zmysłów szał

Jeszcze lepiej uwidacznia się ono w subtelnych parodiach francuskich piosenek sentymentalnych.

W jednej z nich już tytuł mówi wszystko: Piosenka sentymentalna, której jednak nie trzeba brać zanadto serio.

Może czasem wspomnisz słodkie chwile, gdym
Uczył pierwszych pieszczot twe nieśmiałe rączki,
Kiedym się upijał pierwszym dreszczem twym,
Młodziutkiego ciała gdym rozwijał pączki…
Dziś ty w pełnej krasie, jak dojrzały kłos,
Innym dajesz szczęście na twej piersi białej,
(Kłos nie ma piersi? To nic nie szkodzi, proszę nie przeszkadzać!)
Mnie w inne ramiona rzucił dobry los,
Dziś u moich kolan igra synek mały…

Gdy to dziecko dojdzie już chłopięcych lat,
(…) Ocal biedne dziecię od miłosnych mąk,
Niech je twoja dobroć do siebie przygarnie,
Niechaj pierwszą słodycz weźmie z twoich rąk,
Niech nie zna, co pragnień młodzieńczych męczarnie.

Dosyć bezpośrednia prośba. Ciekawa jestem reakcji odbiorców tego tekstu w czasie jego premiery. Tym bardziej, że Boy zaraz po ślubie rzeczywiście dorobił się syna, Stasia.

Autor nie żałował też sobie ironii w Piosence przekonującej:

Na wieki pomnieć będę ten
O twej miłości cudny sen,
Upojeń tyle;
Lecz nim me serce strącisz w grrrrrrrób –
Ach, pozwól zostać u twych stóp
Jeszcze choć chwilę!

Nim pójdę cicho i bez skarg,
Scałować pozwól z twoich warg
Ten wdzięk dziewczęcy –
Niech twoich ust niestarty ślad
Na ustach mych uniosę w świat,
Nie pragnę więcej…

W twych sukniach pozwól twarz mi skryć
I choć przez chwilę jeszcze żyć
Szczęścia wspomnieniem…
Gdy pieszczot mych palący szał
Twych zmysłów szukał, aż się stał – –
Wspólnym westchnieniem…

Ach, te upojenia, szały, drżenia zmysłów… Słychać tu chyba jeszcze echa fascynacji młodopolskimi rewelacjami Stacha Przybyszewskiego. Pytanie na ile działały te namowy na ewentualne wybranki. Być może wyśpiewane ze sceny przez Alfreda Lubelskiego (a może i przez samego poetę) nabierały podwójnej mocy.

Jeśli te wiersze gorszyły opinię publiczną i były czytane przez dorastające panienki po kryjomu, pod kołdrą, co musiało się dziać, gdy światło dzienne ujrzała Nowoczesna sztuka chędożenia. Niewtajemniczonym powiem tylko, że Trzynasta Księga Pana Tadeusza Fredry przy tym to nic! Choć trzeba przyznać, że Boy wykazał się wielką empatią, skupiając się w tej soczystej instrukcji dla uwodzicieli na potrzebach płci pięknej. Sam najwyraźniej takich instrukcji nie potrzebował.

Słówka skruchy

Na zakończenie fragment wiersza, w którym Boy rozlicza się ze swoją burzliwą przeszłością wielbiciela kobiecych wdzięków. A ponieważ był to dopiero rok 1915, to i teraźniejszością… i przyszłości. Miał chłopak zdrowie! Trzeba jednak przyznać, że każdą nową wybrankę kochał szczerze i ciężko znosił rozstania, zaś z żoną do końca życia łączyła go głęboka przyjaźń i wzajemne zrozumienie. A o swoich przeszłych miłościach we wspomnianym wierszu Ekspiacja pisał tak:

O paniach, co mnie kochały,
serdecznie nieraz myślę;
mają swój kącik mały,
lecz ciepły w mym umyśle.

(…)

wy, szałów wczorajszych dreszcze
rozwiane kędyś po świecie,
wy… czy pomnicie mnie jeszcze…
przebaczcie, jeśli możecie…

PAULINA JARZĄBEK

Muza Podkasana. O niegrzecznym kabarecie [cz. III]

III FEMMES FATALES – ĆMY BAROWE, DIVY SCEN

Historia kabaretowych kusicielek potoczyłaby się zupełnie inaczej, gdyby nie awangardowe dzieło przypadku sprzed ponad wieku. Gwiazda monachijskiego kabaretu literackiego Die Elf Scharfrichter (Jedenastu Katów), Marya Delvard, rozdarła suknię, w której miała wystąpić. Postanowiono, że mimo to wystąpi – w obcisłej sukni spodniej w ciemnym kolorze.

Thomas_Theodor_Heine_Marya_Delvard_1911

Marya Delvard na plakacie Jedenastu Katów, domena publiczna (Źródło: Wikipedia)

Narodziny kusicielki – Marya

Było to o tyle nieprzyzwoite, co spektakularne. Oświetlona mdłym światłem estrady, odziana w głęboki, niemal czarny fiolet, przylegający wyzywająco do ciała, z burzą ciemnych włosów, Marya stała się jedną z głównych atrakcji lokalu. Była ponoć niezrównaną diseusą (czyli recytatorką) wierszy o nad wyraz rozwiniętych małolatach, zbuntowanych panienkach i zagubionych sierotkach.

Pewne pojęcie o atmosferze panującej w tym i podobnych lokalach daje recital Janusza Radka, Królowa Nocy, w reżyserii Łukasza Czuja, w którym znajduje się utwór Ich bin ein Vamp Ja jestem wamp. Ten song był wykonywany w jednym z niemieckich kabaretów.

„Ja jestem wamp!
Ja jestem wamp, kobieta-zwierz!
Ja mężczyzn wabię, bawię się,
Kuszę i duszę, ich dusze ssę!
[..] Chcę być łagodna, każdy wie!
Ale nie! Ale nie!
Ja mam obowiązek być wciąż na dnie,
No więc jest ze mnie bestia, i cześć!”

Tak śpiewa tytułowy Wamp – Królowa Nocy, w tekście w tłumaczeniu Artura Kożucha. To właśnie obraz Femme Fatale, który utkwił w świadomości zbiorowej, gdzieś między Kurtyzaną a Artystką. Kobieta-niszczycielka i marzenie, Genesis i Apokalipsa w jednej osobie, którą w objęcia Kabaretu rzuciła rozdarta suknia.

Muza Szatana – Dagny

Nieco bliższa naszego podwórka była rudowłosa żona Smutnego Szatana, Stanisława Przybyszewskiego, norweska pianistka i pisarka, Dagny Juel-Przybyszewska.

Co prawda nie występowała na kabaretowej estradzie, przyczyniła się jednak w znacznym stopniu do ożywienia młodopolskiego środowiska artystycznego, w którym wkrótce powstał pierwszy polski kabaret – Zielony Balonik.

Zanim do tego doszło łamała serca niemieckiej bohemie w Berlinie. Była modelką i kochanką Muncha. Romansowała ze Strindbergiem. W knajpie Czarny Prosiak poznała Stanisława Przybyszewskiego, który właśnie tworzył swoją ideę „sztukę dla sztuki”.

Z nim przyjechała do Krakowa, na zaproszenie Adolfa Nowaczyńskiego, późniejszego autora Zielonego Balonika i Figlików. Kochali się w niej poeci, Wincenty Korab-Brzozowski i Stanisław Brzozowski, tragicznie zakończyła się znajomość z zakochanym do nieprzytomności Władysławem Emerykiem. Kto wie jednak, czy dzisiaj cytowalibyśmy (często nieświadomie) Słówka Tadeusza Boya-Żeleńskiego, gdyby nie jego młodzieńcza miłość do Dagny. Dla niej popełnił mnóstwo głupstw, m.in. zaciągnął się do armii austriackiej i rzucił studia medyczne.

Dagny zginęła w Tbilisie, zastrzelona przez nieszczęśliwie kochającego ją Emeryka. Do dzisiaj można oglądać ją na płótnach malarzy europejskich, w tym także polskich. Przetrwała we wspomnieniach jako inteligentna, rozpalająca zmysły „norweska księżniczka”. A Boy co prawda skończył studia, ale już od 1906 roku rozwijał się jako satyryk i pisarz.

Bogini z ekranu – Kalina

Kalina Jędrusik była objawieniem w PRL-owskiej rzeczywistości. Wielkość dekoltu może mieć znaczenie polityczne. Tak było w tym przypadku.

Kalina nosiła stroje przylegające do kształtnego ciała, często mocno wydekoltowane. Znana jest anegdota o tym, jak Władysław Gomułka, widząc ją na ekranie, rzucił w niego kapciem. Nawet jeśli nie do końca jest to historia prawdziwa, z pewnością odzwierciedla nastawienie Towarzysza Gomułki do niewątpliwej siły erotyzmu pani Kaliny.

Kiedy nakazano aktorce zmniejszyć dekolt, wystąpiła w sukni, która zakrywała ją od stóp do głów… z wyjątkiem głębokiego wycięcia na plecach.

Miała ciepły, powabny głos, wspierany zamglonym spojrzeniem spod wpółprzymkniętych powiek. Była utalentowaną artystką i inteligentną, charakterną kobietą, która nie dała rozstawiać się po kątach. Była świetna i jako „Jesienna dziewczyna”, i jako pewna siebie kobieta wyznająca „Bo we mnie jest seks”. I był. Mnóstwo seksapilu, który i teraz po latach emanuje z zachowanych na taśmach obrazów.

Przy okazji pojęcia sex appealu wspomnę jeszcze jedno z filmowych wcieleń Eugeniusza Bodo, artysty Kabaretu Czarny Kot i Qui Pro Quo – „nasza urodziwa, krajowego wyrobu Mae West” (Piętro wyżej, 1937). Kiedyś najwyraźniej nie wystarczyło na scenie „przebrać się za babę”. Trzeba było się nią stać. I jakoś nikomu to nie przeszkadzało.

Anioły czy demony?

Tak wygląda mój wybór demonicznych kusicielek związanych z estradą. Oczywiście nie jest to zamknięta lista, a każdy pewnie ma swój ideał estradowej kusicielki.

Nie wiem, czy potrafiłabym wskazać współczesną Femme Fatale kabaretu. Na myśl przychodzi mi jedynie Ute Lemper, którą fascynuje dawny świat kabaretu, czemu daje wyraz na scenie. Na przykład śpiewając oryginalną wersję językową piosenki, o której pisałam na początku tego tekstu – Ich bin ein Vamp.

Te postawy, związane z damsko-męskim magnetyzmem, to najczęściej tylko pozy. Wspólnym mianownikiem na pewno jest silne oddziaływanie na sferę marzeń i pragnień.

Maria Delvard świadomie grała kusicielkę, podobnie Kalina Jędrusik. Ale już np. Dagny Juel została w tę rolę wepchnięta przez okoliczności – wierzyła w fatalizm. Tak wyglądało jej życie.

Myślę, że należy pamiętać i o tym – to są mimo wszystko prawdziwe kobiety: kochają i płaczą, śmieją się i żyją naprawdę. I naprawdę umierają. Poza pozorem i postawą niedostępnej pożeraczki męskich serc, tzw. femme fatale jest ludzką istotą, nie cackiem, które można postawić na półce. Nie trofeum do zdobycia. Każda z nich jest człowiekiem, posiadającym indywidualny zbiór cech. Jeśli ten sceniczny pokrywa się z tym życiowym, wtedy można zacząć się bać – Wamp jest wśród nas.

PAULINA JARZĄBEK

Muza Podkasana. O Niegrzecznym Kabarecie [cz. II]

II Schody jak w Casino de Paris

Przez lata kabaret z tamtych lat, szalonych lat debiutu Podkasanej Muzy, jawił się jako jedna, ogromna, kolorowa mozaika. Czy dzisiaj ktoś spoza „branży” odróżnia Qui Pro Quo od Morskiego Oka?

Pukanie w dno od spodu

W pierwszym rządził triumwirat: Jarossy, Tuwim, Hemar. W tym drugim królował Andrzej Włast, o którym Ryszard Marek Groński napisał, że jego piosenki to było pukanie w dno szmiry od spodu. I może nawet miał rację.

Współcześnie jednak te naiwne teksty, pełne częstochowskich rymów wydają się szczytem artyzmu, jeśli porównamy je z niektórymi wytworami popkultury. Włast wpisałby się doskonale w popularne nurty twórczości. Na pewno miał rękę do przebojów. Zwłaszcza, że kreował je zupełnie świadomie (zresztą przyczynił się także do ukucia samego terminu „przebój”).

Odmienna była też ogólna stylistyka tych teatrzyków. Qui Pro Quo zasłynęło jako kabaret literacki. Morskie Oko było kabaretem rewiowym. Ten typ widowiska był chętnie grywany w międzywojennej Warszawie. Ale wróćmy do korzeni.

Jak w kalejdoskopie

W 1889 roku Joseph Oller założył na Montmartre kabaret zupełnie inny od pierwszego kabaretu literacko-artystycznego, Chat Noir. Moulin Rouge swoją nazwę zawdzięcza czerwonemu młynowi, który zdobi jego front.

Na scenie tego przybytku można było oglądać rewie (fr. revu oznacza przegląd), czyli programy o spektakularnej formie, najczęściej składanki, oplecione wokół solistów, pełne pięknych tancerek i ubranych skąpo chórków. Taki program prezentował jak w kolorowym kalejdoskopie przekrój przez wszystkie możliwości artystyczne danej placówki. Gwiazdy takich lokali bywały również luksusowymi kurtyzanami. Szeptano także po kątach o kankanie tańczonym bez bielizny.

Podobne programy grywało w Paryżu np. Casino de Paris. Pojawiały się w nich „schody pełne girls”, o których śpiewał Piotr Fronczewski, czyli Wielki Fryderyk (Jarosy), w filmie Lata dwudzieste, lata trzydzieste.

Kabaretowe girlsy zaadaptował na potrzeby swojego kabaretu Remiza w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku Wiesław Dymny. Skąpo odziane tancerki cieszyły się ogromnym powodzeniem u krakowskiej publiczności. Spragnieni wrażeń widzowie potrafili nawet wybić szybę, by dostać się do przepełnionej sali.

Niemieckie tancbudy

Mniej spektakularnie, ale równie mocno działały na zmysły artystycznie rozebrane gwiazdy niemieckich tingel-tangli i tym podobnych scenek rozrywkowych, takich jak w filmach Błękitny Anioł (Marlena Dietrich – Lola Lola), czy klasyczny już Cabaret z Lizą Minnelli jako Sally Bowles.

Poziom tych scenek nie był zbyt wysoki. Ich zadaniem było bawienie jak najszerszego grona odbiorców. Zadanie to spełniały znakomicie, pozostawiając jeszcze i dzisiaj nostalgię za czasami dwudziestolecia.

Echa tych wieczorów pobrzmiewały w PRL-owskich trasach kabaretowych, organizowanych przez Estradę. Towarzyszyły im panie striptizerki, które miały przyciągać publiczność. One nie miały nic do ukrycia. Bywało, że niedoświadczona striptizerka dostarczała dodatkowy element rozrywkowy, gdy w czasie swojego debiutu zamiast kusząco odzierać się z szatek, kuśtykała na jednej nodze, usiłując złapać równowagę.

Wolność

Tego rodzaju kabaretowe scenki i estrady przyczyniły się do rozluźnienia obyczajowości. Stały się symbolem swobody (także tej erotycznej) i sposobem na realizację pragnień o sławie. Grzeczne dziewczynki nie miały tam czego szukać. Jeśli jednak kobieta nie miała dość siły, by postawić na swoim, mogła zostać sprowadzona do roli przedmiotu.

Pojawiły się jednak i takie, które umiały wykorzystać swoje wdzięki, by wabić i prowokować, stając się niebezpiecznymi pożeraczkami męskich serc. A przynajmniej takimi chciano je widzieć. Nazywano je kobietami fatalnymi – femmes fatales. Będą one bohaterkami kolejnego artykułu.

PAULINA JARZĄBEK

Muza Podkasana. O Niegrzecznym Kabarecie [cz. I]

MUZA PODKASANA. O NIEGRZECZNYM KABARECIE

Początki kabaretu przyczyniły się znacznie do powstania określenia „Podkasana Muza”. Bliskość ulicy skłaniała do sięgania po tematykę bliską ludowi pracującemu (i temu, co się obijał) miast i wsi. Ideały sięgały bruku, by odrodzić się w tekście piosenki, spektaklu rewiowym, skeczu, wybitnej kreacji aktorskiej… Stąd i wątki erotyczne w tym środowisku pojawiały się często i obficie, w przeróżnych postaciach. Placówki o wyższych aspiracjach stroniły od pornografii, ale nie unikały tematyki dla dorosłych. Przedstawiam subiektywny przegląd tej tematyki i sposobów jej realizacji w pierwszych kabaretach.

I MIŁOŚĆ NA ROGU ULICY

Kabaret narodził się ze związku ulicy z artystyczną duszą. Komentował społeczne tematy w sposób dosadny, często nie stroniąc od mocnych aluzji. Zwłaszcza, że bohaterami tych pierwszych piosenek kabaretowych byli mieszkańcy ulicy: włóczędzy, grajkowie, różne „tanie dranie”, no i oczywiście – panie sprzedające miłość na rogach.

Kabaret lekkich obyczajów

Mam wrażenie, że kabaret dostrzegł w prostytutce człowieka. Skupił się nie tylko na rozrywkowym aspekcie tej najstarszej profesji świata, ale i na jej społecznej genezie. Wiele z tych ulicznych dziewcząt zmusiła do prostytucji sytuacja życiowa: brak edukacji, potrzeba utrzymania się, opłacenia czynszu, itd. Kiedy czytam te stare teksty, co rusz pojawia się w nich jakaś „dobra i miła” dziewczyna lekkich obyczajów, na swój sposób także i wierna (bo np. upodobała sobie szczególnie jakąś grupę społeczną: żołnierzy, czy malarzy). Daleko tym ulicznicom do splendoru luksusowych kurtyzan, ale nie pozbawione są pewnego naturalnego wdzięku dziewczyny-kumpla.

Nie podejmę się oceny moralnej ani tych dziewcząt, ani ich życia, bo nie czuję się do tego uprawniona. Prostytucja istniała od wieków, będzie istnieć i w kolejnych stuleciach. Podoba mi się podejście kabaretowych twórców: odkrycie w ulicznicy istoty ludzkiej, mającej uczucia i wolną wolę. Być może pomogło to częściowo ograniczyć nadużycia wobec tych dam, np. ze strony agresywnych sutenerów, bo i takich ciemnych plam pełno było w tym zawodzie. Niemniej jednak wesołe dziewczęta, akceptujące swój los, bo mimo wszystko dawał im pewną swobodę, zapewniał utrzymanie i szczególny rodzaj szacunku w kręgach bohemy artystycznej, stanowiły inspiracje dla pierwszych kabaretowych hitów.

Piosenka była podstawą pierwszych programów kabaretowych. Kabarety, które miały szczęście współpracować z Aristidem Bruant, Le Chat Noir, Mirliton czy Ambassadeur, doczekały się wielu intrygujących piosenek. Także o filles de joie. Co ważne, były to utwory z dobrze napisanymi tekstami, bo tworzone przez prawdziwego literata, choć stylizującego swój język na uliczny slang.

Moje dwa ulubione teksty z tego okresu, La Noire i Nini-peau-d’chien, wydają się być reprezentatywne dla tego nurtu twórczości kabaretowej. Obydwa teksty są autorstwa Aristide’a Bruant.

bruant_dans_la_rue_083

Strona ze zbioru piosenek Aristide’a Bruant, Dans la rue, z tekstem La Noire.

Niech żyje Czarna!

La Noire, czyli Czarna, w moim przekładzie zaczyna się tak:

Czarna dziewczyną od nas jest
Ma gdzieś, co o niej mówi się,
A my gdzieś mamy cnoty jej
Kiedy cycuszki pręży swe.
Dla niej śpiewamy naszą pieśń: Niech żyje Czarna!
Dla niej śpiewamy naszą pieśń: Niech żyje Czarna i piersi jej!

W oryginalnej wersji językowej w tej pierwszej zwrotce już występuje słowo „canton”, a dalej jeszcze „oddział”, które na wstępie przyniosło mi dwie interpretacji tej postaci. Po pierwsze pomyślałam o dużo późniejszym tekście Jacques’a Brela, Au suivant, po polsku figurującym w tłumaczeniu Wojciecha Młynarskiego, jako Następny. To jest bardzo niewesoła historia o niemal siłowym zaspokajaniu instynktów żołnierzy przez objazdowy burdel. Taka interpretacja roli Czarnej jest dosyć brutalna, niemniej nie pozbawiona podstaw. Choć i tak w tej wersji jest to zjawisko dużo łagodniejsze.

Druga moja interpretacja bardziej do mnie przemawia, zważywszy na inteligenckie pochodzenie Aristide’a, jest możliwa. Czarna byłaby tutaj inkarnacją samej Francji. Taką interpretację usprawiedliwia ostatnia zwrotka piosenki:

Bracia, przysięgę złóżmy, że
Bismarck jej wdzięków nie tknie, nie.
Dla niej to w cieniu flagi wciąż
Niejeden ginąć będzie mąż.

W świetle tych wszystkich „Wolności wiodących lud na barykady”, Mariann i innych ucieleśnień idei, kobiece wcielenie Francji, nawet w tak kontrowersyjnym tekście, byłoby całkiem możliwe.

Czarna, poza wszystkimi swoimi fizycznymi przymiotami: słodkim oddechem, czarnymi oczami, włosami itd., miała także jedną ważną cechę charakteru: była wierna. Całemu oddziałowi, ale jednak.

Kochana kokotka

Druga piosenka Bruant, w której występuje postać prostytutki, to Nini-peau-d’chien. Nie doszukałam się dosłownego tłumaczenie tego „przydomku” na język polski, pewnie byłoby to coś w rodzaju „Psia skórka” (jeśli znacie tłumaczenie tego określenia, dajcie znać, proszę). Zasadniczo jest to potoczne określenie dziewczyny lekkich obyczajów, raczej historyczne, i raczej z tych pieszczotliwych.

Tu sytuacja jest trochę inna. Nie ma wątpliwości, że rzecz dotyczy dziewczyny ulicznej, która nie stroni od grupki miejscowych rzezimieszków. Wśród nich jest królową. Ubóstwiają ją. Chronią. A ona jest dla nich „dobra i miła”. W przekładzie posłużyłam się słowem „kokotka”.

Kiedy była mała
Wieczorami szła
Do Świętej Małgorzaty
Tam gdzie mądra msza
Teraz, gdy dorosła
Nocą idzie tam
Gdzie ma swoją bandę –
Na Richard-Lenoir

Gdzie Bastylia
Kochamy ją! Kokotkę tą!
Bo taka dobra jest i miła!
Kochamy ją!
Kokotkę tą!
Tam gdzie Bastylia!

W tym tekście widać taką ewolucję porządnej dziewczyny, może sieroty, wychowywanej przez zakonnice, może dziewczynki prowadzanej do kościoła przez matkę, pobożną mieszczkę, w kompankę ulicznych zawadiaków. Zyskuje w ten sposób swój dwór. Niekoniecznie musi być prostytutką w ścisłym tego słowa znaczeniu, ale raczej nie stroni od mężczyzn. Ba! Jednego z nich nawet pokochała i nie boi się tego okazywać.

Tu z kolei przypomina mi się piosenką Edith Piaf, podobnie jak Brel związanej z paryskimi kabaretami międzywojnia i tymi późniejszymi. W utworze L’accordeoniste pojawia się postać „une fille de joie”, wcale nie tak radosna, jak wskazywałoby to stare, francuskie określenie. Codzienne wystawanie na rogu w celach wiadomych nie przeszkodziło jej w pokochaniu akordeonisty i snuciu romantycznych marzeń o wspólnej przyszłości. Niestety – bez happy-endu.

Miłość w czasach Bruant

Aristide śpiewał o blaskach i cieniach życia ulicznicy, będąc blisko tej tematyki. Opisywał rzeczywistość, którą znał z autopsji, dobrowolnie zanurzając się w takim środowisku, choć pewnie trochę ubarwiał swój opis. Późniejsze opisy panienek do towarzystwa, te międzywojenne, czy powojenne, mają w sobie więcej goryczy, smutku, generalnie negatywnych odczuć. Nie potrafię powiedzieć, czym było to spowodowane. Być może Aristide odwzorowywał ducha epoki – młodej europy, zrywania ze skostniałą moralnością mieszczan, więc i powszechnemu oddawaniu się wolnej miłości. Nie bez znaczenia dla tego ciemniejszego tonu późniejszych tekstów były też pewnie dwie wojny światowe.

Echa takiej lekko-obyczajnej tematyki pobrzmiewają także w Boyowych Słówkach, o tym jednak napiszę w swoim czasie, w dalszej części cyklu. To wydawnictwo zasługuje na więcej uwagi.

Frywolny obraz kobiety stanowił obiekt zainteresowań wielu twórców sztuki estradowej, jeszcze przed powstaniem pierwszego kabaretu. Kiedy kabaret literacki rozwijał się w inne formy, choćby rewie, erotyka stała się już nawet nie tyle tematem, co jednym z głównych środków formalnych. O tym i o ewolucji tego zjawiska będzie opowiadać kolejny artykuł z cyklu podkasanej Muzy.

Na deser posłuchajcie piosenki Kabaretu Moralnego Niepokoju, w której pobrzmiewa jeszcze tamta gorzko-słodka lekkość wersów Aristide’a.

PAULINA JARZĄBEK