Archiwum kategorii: Książka

Trzeci Oddech Kaczuchy: zaskakująco ciekawa książka

Dzisiaj gościmy na naszym blogu tekst autorstwa Andrzeja Domagalskiego – recenzję wydanej w zeszłym roku książki Andrzeja Janeczko, Trzeci Oddech Kaczuchy. O życiu i scenie.

Panu Andrzejowi dziękujemy za podzielenie się swoim tekstem, a my zapraszamy do lektury.

Janeczko książka.JPG

Fot. A. Janeczko

Trzeci Oddech Kaczuchy: zaskakująco ciekawa książka

Długo oczekiwana książka jest już na rynku. I stanowi nader przyjemne zaskoczenie. Owszem, planowana była na 35-lecie tego wielce kiedyś popularnego, a dziś może i nieco zapomnianego, kabaretu piosenki, obchodzone – przypomnijmy – w 2016 roku. Rok poślizgu jest przysłowiową betką, bo czytelnik w książce autorstwa Andrzeja Janeczko znajduje to, na co czekał. Warto było uzbroić się w cierpliwość, bowiem 340-stronicowa publikacja przygotowana przez łódzką oficynę Księży Młyn zasługuje na uwagę i staranną lekturę. Jest co czytać, jest co wspominać; i do śmiechu, i do łezki! Jest również i co oglądać, ponieważ książka ta została wzbogacona plastycznie przez dyplomowanego artystę – plastyka, autora publikacji.

Przełomowy dla zespołu był rok 1981 i pierwsze miesiące działalności olsztyńskiej grupy, które zasługują na szczególną uwagę. Wtedy to popularne „Kaczuchy”, występujące jeszcze w trzyosobowym składzie ze zmarłym w lipcu 2011 r. gitarzystą Zbigniewem Rojkiem, zresztą współzałożycielem tej grupy, zdobyły w kwietniu wzmiankowanego roku na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie Grand Prix i Nagrodę Dziennikarzy za bezbłędne i brawurowe wykonanie piosenki Wódz. Kilka miesięcy później zostali laureatami I Nagrody w koncercie Interpretacje na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej Opolu.

Nie zdawali sobie wtedy sprawy, iż ta krakowska nagroda wywróci do góry nogami ich późniejsze życie. Na drugi dzień był koncert laureatów w Hali Wisły, a potem bankiet w Rotundzie. – Za całą naszą nagrodę wszyscy pili do oporu. Stawialiśmy każdemu, kto tylko chciał pić. Łatwo przyszło, łatwo poszło. Na szczęście wtedy już graliśmy dużo imprez w całej Polsce z kabaretem „Ostatnia Zmiana” Bohdana Wrocławskiego i było za co żyć. W pewnym momencie podszedł do nas Wojciech Młynarski. – Wiecie co? Nigdy nikomu tego nie mówiłem tu na festiwalu krakowskim, ale uważam, że powinniście robić to zawodowo. To znaczy: śpiewać! Było nam bardzo miło, tym bardziej że nasz „idol”, na wyżej wspomnianym bankiecie, przeszedł z nami na ty – wspomina lider grupy Andrzej Janeczko w swojej książce. Ten jeden koncert zmienił całe ich życie. Z dnia na dzień stali się ulubieńcami całej Polski, a ich Kombajnista był swego czasu drugi na liście przebojów radiowej Trójki za Johnem Lennonem. Paradoks? Niekoniecznie! Zawsze zadawano im pytanie: – Dlaczego Trzeci Oddech Kaczuchy? Odpowiadali niezmiennie: – Ano dlatego, że była ich trójka, a Kaczuchy? – W dziecięcych czasach ich idolami był Kaczor Donald.

Andrzej Janeczko w swojej publikacji zabiera Czytelnika w zajmującą podróż, w trakcie której on, „poeta i łachmyta”, wspomina przyjaciół artystów, a książka dosłownie skrzy się od zabawnych anegdot z udziałem znanych polskich twórców estrady. – Nigdy nie zapomnę naszego pierwszego wyjazdu do Nowego Jorku z zacną ekipą m.in. w składzie: Wojciech Młynarski, Wojciech Siemion, Halina Kunicka, Jurek Derfel, Lucjan Kydryński, Wiesław Gołas, Marlena Drozdowska – wspomina autor publikacji – Na lotnisku kupiłem pół litra Soplicy i poszedłem do toalety by łyknąć co nieco przed lotem. Spotkałem tam Wiesława Gołasa. – Pan też się boi latać?- spytał. Kiwnąłem głową. – To wypijmy z jednej, mojej buteleczki, a pańska będzie na później. Tak tez zrobiliśmy. Warto dodać, iż wówczas – a było to w 1993 r. – panowała swoista „pogoda dla pijących” na pokładzie samolotu, bowiem przymusowa awaria samolotu jeszcze na płycie lotniska, ułatwiła miłośnikom odprężenia drugie – równie solidne – podejście do Soplicy, oczywiście w WC. – W całej kabinie widać było przestraszone twarze pasażerów. Tylko dwóch, Wiesław Gołas i ja odprężeni, czekaliśmy z godnością i obojętnością na rozwój wypadków – konkluduje twórca Wodza. Dodać należy, iż książka ta, pełna przeciekawych zdarzeń, krąży nie tylko wokół tematu alkoholowego rauszu. „Trzeźwych” anegdot jest bowiem zatrzęsienie, m. in. o tym, iż w trakcie Festiwalu Piosenki Prawdziwej „Zakazane Piosenki” w Gdańsku rodzimi piosenkarze byli bardzo blisko „Prawdy”, ale ciekawych tego wydarzenia odsyłamy do wspomnień artysty.

Andrzej Janeczko od kilku lat jest sołtysem pełną gębą w podłódzkich Ługach, w gminie Stryków, niczym estradowy legendarny sołtys Kierdziołek z Chlapkowic, czyli Jerzy Ofierski, wcielający się w swoich kabaretowych monologach w postać wiejskiego filozofa i komentatora bieżących wydarzeń, zaczynającego swoje monologi od sformułowania „Cie choroba!”. Janeczko raczej stroni od tego rodzaju filozofowania, tworząc przez ponad trzy dekady piosenki nader mądre, zapadające w pamięć, do których się z wielką przyjemnością wraca i które niewiele tracą na aktualności, żeby tylko wspomnieć, oprócz wymienionych wcześniej, jeszcze tylko kilka tytułów: Pytania syna poety, Nie umieraj nam inteligencjo, W naszej klasie, Te dwadzieścia kilka lat. Śpiewa je od 37 lat w duecie w towarzystwie rodowitej olsztynianki Mai Piwońskiej, zawsze uśmiechniętej i pełnej wigoru życiowej partnerki artysty. Piosenkarki, której wiek się nie ima!

Andrzej Janeczko, Trzeci Oddech Kaczuchy. O życiu i scenie, wyd. Dom Wydawniczy Księży Młyn, Łódź 2017

ANDRZEJ DOMAGALSKI

Anioł Piosenki. Recenzja książki „Czarny Anioł. Opowieść o Ewie Demarczyk”

Angelika Kuźniak, Ewelina Karpacz-Oboładze, „Czarny Anioł. Opowieść o Ewie Demarczyk”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2015.

czarny anioł.jpg

Ostatnio sporo w moim życiu Piwnicy Pod Baranami. Właściwie związanych z nią artystów, bo na wieczór kabaretowy Pod Barany jeszcze nie dotarłam. I chyba nawet nie czuję takiej potrzeby. Co ciekawe, ta „moja” Piwnica widziana jest z zupełnie innej perspektywy, niemal wyłącznie od kulis. I choć historycznie Piwnica Pod Baranami nadal jest dla mnie zjawiskiem fascynującym, ta współczesna zaczyna być po prostu jednym z elementów mojego życia, co dzieje się zupełnie naturalnie. I jeśli bym się nad tym chwilę nie zastanowiła przy okazji tego wpisu, nie zauważyłabym postępowania tego procesu. Ewa Demarczyk pozostaje jednak częścią legendy tego krakowskiego kabaretu. Tym fascynującym urywkiem historii, skrytym za mgłą czasu.

Książka, o której piszę, nie jest właściwie linearnym zapisem biografii artystki. To raczej suma portretów, jakby zebranych w jednym szkicowniku, choć nakreślonych przez różnych obserwatorów. To właśnie „Opowieść o Ewie Demarczyk”, w której urywki myśli i wspomnień mieszają się z fragmentami korespondencji, nie tylko z czasów piwnicznych. Wiele tu poetyckich detali, adnotacji do legendy, szczypta gorzkiej prawdy i sporo momentów ukazujących wyjątkowość interpretacji Ewy Demarczyk.

Książka nie jest objętościowo zbyt rozbudowana – to zaledwie 190 stron zasadniczego tekstu , okraszonego czarno-białymi fotografiami. W tej liczbie stron zawiera się jednak esencja artystki i jej sztuki, bez zbędnego ingerowania w jej prywatność, poza prywatnością rzutującą na życie artystyczne. Szkoda, że brakuje w tym tekście komentarza samej artystki, nie licząc fraz zaczerpniętych z dawnych wywiadów. Brak komentarza jest jednak jej wyborem i jej prawem.

Książka Angeliki Kuźniak i Eweliny Karpacz-Oboładze zdaje się komentować artystyczną działalność Ewy Demarczyk raczej obiektywnie, przytaczając opinie i opowieści wielu osób, z wielu perspektyw, nieraz sprzecznych. Pozostawia tym samym czytelnikowi możliwość wyboru tych elementów „legendy i prawdy” artystki, które tworzą jego własną historię interpretatorki. Autorki pokazują, że kabaret, jak każdy rodzaj twórczości, ma Twarz. Wiele Twarzy. Jedną z nich jest oblicze Czarnego Anioła.

Dla mnie to przede wszystkim opowieść o piosence i zaklętych w niej emocjach. O kryjących się za piosenkami znaczeniami i o ich braku. O spotkaniach z autorami i ich konfrontacji z interpretatorką, która skupiała, i nadal skupia na sobie niemal wyłączną uwagę. Muzyka, choć doskonała, stanowi tło dla jej głosu. Choć książka opowiada o artystce z tak wielu perspektyw, jest spójna i czyta się ja płynnie, niemal jednym tchem. Zwłaszcza piękne opisy kabaretowej estrady i wieczorów w Piwnicy.

Daleko mi do bałwochwalczego uwielbienia dla głosu pani Ewy. A jednak trudno odmówić jej uroku i hipnotyzującego oddziaływania. Cieszę się, że znaczną część książki „Czarny Anioł. Opowieść o Ewie Demarczyk” stanowi opowieść o jej piosenkach. To w nich mieszka legenda, której trudno się oprzeć.

PAULINA JARZĄBEK

Antykwariat z recenzjami: Ryszard Marek Groński, „Od Siedmiu Kotów do Owcy [recenzja]

Ryszard Marek Groński, Od Siedmiu Kotów do Owcy. Kabaret 1946-1968, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1971.

Jesień to najlepsza pora na czytanie. W Antykwariacie z recenzjami mam dla Was  propozycję opowiadającą o dawnym kabarecie: kolejną z książek Ryszarda Marka Grońskiego. Tym razem autor skupia się na kabaretach z lat 1946-1968.

okładka_7kotów.png

Przednia i tylna okładka.

Anegdotą przez świat kabaretu

Co jest w tej książce wyjątkowego? Jak we wszystkich pozycjach tego autora, które są mi znane, temat jest przedstawiony przekrojowo, w sposób lekki, wręcz anegdotyczny. Nie ma tu co prawda rozbudowanej warstwy historycznej, ale jest sporo tekstów źródłowych. Jest też coś, co mogłabym określić „rysem stylistycznym” – naszkicowanie stylistyki danej grupy anegdotą, cytatem, fragmentem rozmowy.

Przykładowe strony.png

Przykładowe strony. Tutaj fragment rozdziału o Jamie Michalikowej.

Książkowa morfologia

Mój egzemplarz został wydany w 1971 roku, szczerze mówiąc, nie wiem, czy były jakieś wznowienia. To wydawnictwo jest klejone, więc niektóre kartki odrobinę „wiuchają”, ale ogólnie, jak na swój wiek, książka ma się dobrze. Kiedyś posiadała jeszcze żółtą obwolutę, która zaginęła po drodze, jednak sama okładka też daje radę. Podoba mi się także opracowanie graficzne książki, proste grafiki i układ fotografii autorstwa Jerzego Srokowskiego. I ten zapach starego papieru, ach… Format jest klasyczny, zeszytowy, w sam raz do torebki. Co ta książka ze mną przeszła!

U Lopka.png

Strona otwierająca część poświęconą kabaretowi U Lopka (Kazimierza Krukowskiego).

Bohaterowie

Jak pisze autor, wydawnictwo skupia się wokół kabaretów zawodowych z lat 1946-1968, których przekornie uporządkowano od najmłodszego do najstarszego: Owca, Egida, Dudek, Dreszczowiec, Lopek, Jama Michalikowa, Koń, Wagabunda, Szpak, Stańczyk, Siedem Kotów. Jedenaście wspaniałych grup, które kilka dekad temu przyciągały liczną publiczność. Potraficie wskazać grupy z Krakowa?

Każdemu z kabaretów poświęcono osobny rozdział, a w nim krótkie wprowadzenie w stylistykę i klimat, omówienie głównych autorów i aktorów. Co było charakterystyczne dla tych grup, były one kabaretami autorskimi, mocno naznaczonymi postaciami swoich liderów, którzy przy okazji byli także głównymi autorami tekstów i koncepcji. Ale o tym musicie poczytać już sami, do czego serdecznie Was zachęcam.

Wiesław Gołas_Magda Zawadzka.png

Fotosy Wiesława Gołasa i Magdaleny Zawadzkiej, dołączone na końcu książki.

Komu, komu!?

Komu spodoba się ta publikacja? Moim zdaniem każdemu, kto lubi literaturę faktu, satyrę (także literacką) oraz historię kabaretu polskiego. Jeśli szukacie pozycji bibliograficznej do pracy naukowej, ta książka również się sprawdzi, jednak bardziej jako punkt wyjścia do dalszych poszukiwań, bo wątki kolejnych grup są tutaj jedynie zaznaczone. Natomiast jako źródło do niewielkiego artykuły „Od Siedmiu Kotów do Owcy” nada się znakomicie, ze względu na koncentrację sporej dawki informacji ogólnych i kilku smakowitych detali.

Dreszczowiec.png

Strona otwierająca rozdział o kabarecie Dreszczowiec, dla którego pisał m.in. Wojciech Mlynarski.

U źródeł

Na szczególną uwagę zasługują oczywiście cytowane teksty źródłowe, które nieraz bardzo trudno odnaleźć w innych wydawnictwach. Do tej pory krążą mi po głowie urywki zdań od różnych twórców wspomnianych w tej książce. „Pan nie zna Lopka? Lopek i kropka”, „Kup pani tę gęś. Już oskubana, tylko nie miałam serca jej zabić”, „A naokoło sami dobrzy Niemcy”, „W co się bawić”, „Ani be-e, ani me-e-e-e, bo ja jestem declasse-e-e-e”, „Ja tak lubię drukować petitem”…

Ogólnie bardzo polecam tę publikację. Poszukajcie jej w bibliotece, albo w antykwariacie. Warto.

PAULINA JARZĄBEK

Książkowe co nieco o artystach słowa [propozycje]

Książka_Anastasia Zhenina.png

Fot. Anastasia Zhenina (unsplash.com)

Żar nieubłaganie sączy się z nieba. Żeby nie popaść w stan permanentnego rozleniwienia trzeba znaleźć umysłowi jakąś wciągającą rozrywkę. Jeśli nie książka, to co? Książka cierpliwa jest, łaskawa jest, nie zazdrości… itd. Książka rozumie. Proponuję Wam kilka lektur o artystach związanych z kabaretem. Są to książki, które od dłuższego czasu czekają, aż znajdę na nie czas, a które bardzo chciałabym wreszcie przeczytać (jak już skończę Pieśń lodu i ognia, bo się wciągnęłam). Zupełnie przypadkowo cztery z pięciu wybranych przeze mnie wydawnictw wiążą się z artystami krakowskiego środowiska kabaretowego.

Dwa tytuły to zbiory tekstów Adolfa Nowaczyńskiego, Słowa, słowa, słowa i Tylko dla kobiet. Do tej pory pozwoliłam sobie tylko na przejrzenie kilku fragmentów, a jestem tych felietonów bardzo ciekawa ze względu na twórcę, który był bliskim kolegą Tadeusza Boya-Żeleńskiego z czasów Zielonego Balonika. Jestem nimi zainteresowana także z powodu związków autora z krakowskim Podgórzem, w czasach jego dzieciństwa i młodości jeszcze wolnym miastem. Chociaż drogi Adolfa i Boya rozeszły się w czasie międzywojnia i II wojny światowej, interesuje mnie to, w jaki sposób widział świat ten literat, który dawano, dawno temu zapewnił sobie czasowe wygnanie z kraju okrzykiem „Vive l’anarchie!” w jednej z krakowskich kawiarni.

Duszę  rebelianta miał z pewnością także Wiesław Dymny. Zamierzam to stwierdzenie zweryfikować czytając jego biografię, zatytułowaną Dymny. Życie z diabłami i aniołami, której autorką jest Monika Wąs. Wiem, że artysta był związany z Piwnicą Pod Baranami, oraz z kabaretem Stodoła. Jestem ciekawa, czego jeszcze dowiem się o tym barwnym, ale i niełatwym człowieku, czytając  tę książkę.

Czeka na mnie także portret Marka Grechuty, widzianego oczami żony. Marek. Marek Grechuta we wspomnieniach żony Danuty to wywiad rzeka, który przeprowadził Jakub Baran. Liczę na interesujące spotkanie z artystą. Kiedy patrzę na tę książkę, przypomina mi się fragment jednej z piosenek: „Błękitne, szerokie okna i jasne smugi od lamp, i twoja postać, jasna postać, taką cię znam”. A jakiego Marka znała pani Danuta?

Na koniec zostawiłam sobie uroczą książkę Stefanii Grodzieńskiej, Urodził go „Niebieski Ptak”, o Fryderyku Járosym, który, obok Boya, jest moim ukochanym artystą kabaretowym. Co prawda już ją czytałam, ale bardzo chciałabym do niej wrócić. Wspomnienia pani Stefanii pełne są uroku i humoru, ale i dziwnej nostalgii. Jest tam odrobina melancholii, ale w każdym słowie czuć ciepło. Dużo tutaj anegdot, te prawdziwe przeplatają się z fantazjami Wielkiego Fryderyka, fakty z mitami. A wszystko to zamyka się w postaci Járosy’ego, którą znamy ze starych fotosów, filmów i książek. Niełatwa historia opisana z gracją godną wspaniałej tancerki.

Już teraz polecam nawet te nie przeczytane jeszcze przeze  mnie tytuły, bo, pomijając ich wartość rozrywkową czy estetyczną, na pewno warto dołożyć kolejną cegiełkę do wiedzy o wspomnianych artystach.

PAULINA JARZĄBEK

Młodopolskie flirty według Wyspiańskiego [refleksja]

Młodopolskie flirty według Wyspiańskiego

Dzisiaj nie do końca kabaretowo, ale chciałabym zwrócić uwagę na potencjał satyryczny dzieł nie należących do kabaretu. Stanisław Wyspiański był pilnym obserwatorem swego otoczenia. Miał cięty język i wrodzone ironiczne spojrzenie na świat. Wyniki swoich obserwacji zawarł m.in. w Weselu, które w tym roku czytamy narodowo.

Miałam okazję niedawno obejrzeć najnowszą adaptację teatralną tego dramatu w reżyserii Jana Klaty i chciałabym zacytować kilka fragmentów tekstu, które sama lubię i które wydają mi się świadczyć o wyżej wymienionych cechach autora dramatu. Nie będę pisać o polityce, starciach na linii miasto-wieś i narodowym wydźwięku, bo w ten sposób podawano nam Wesele w szkole. I chociaż są to ważne aspekty, ja chciałabym się skupić na czymś znacznie przyjemniejszym: relacjach damsko-męskich.

Kto nie pamięta tych pierwszych scen, w których Dziennikarz nawiązuje niezobowiązującą rozmowę z Zosią? Najzabawniejsze jest to, że po latach faktycznie osoby, kryjące się za tymi postaciami, nawiązały romans. W czasie tamtej weselnej zabawy w Bronowicach Zosia była jednak podlotkiem i dialog z Dziennikarzem był dla niej jedynie „salonową zabawką”. Oddajmy głos bohaterom:

DZIENNIKARZ

Pani to taki kozaczek;

jak zesiądzie z konika, jest smutny.

ZOSIA

A pan zawsze bałamutny.

DZIENNIKARZ

To nie komplement, to czuję i tego bynajmniej nie tłumię.

ZOSIA

Dobrze, że przynajmniej pan umie

zmiarkować, kiedy uczucie,

a kiedy salonowa zabawka —

ale w tym razie…

DZIENNIKARZ

To sprawka

pani wdzięku, pani jest bardzo miła,

pani tak główkę schyliła…

ZOSIA

Prawda? Tak jakbym się dziwiła,

że mnie tyle honoru spotyka;

pan redaktor dużego dziennika

przypatruje się i oczy przymyka

na mnie, jako na obrazek.

DZIENNIKARZ

A obrazek malowny, bez skazek,

farby świeże, naturalne,

rysunek ogromnie prawdziwy,

wszystko aż do ram idealne.

ZOSIA

Widzę, znawca osobliwy.

To mój ulubiony fragment Wesela. Ile w tych wersach przekory! Właśnie tak charakteryzowano Zosię: jako zadziorną, temperamentną panienkę. A Dziennikarz… Cóż, na pewno nieźle szło mu konstruowanie zawiłych zdań. Na pewno powstał z tego soczysty, lekki dialog.

I te wszystkie miłosne przekomarzania Państwa Młodych. „Cięgiem ino rad byś godać, jakie to kochanie  będzie” – mówi Panna Młoda do ukochanego. Jestem pewna, że jest w tym zdaniu echo opinii o niestrudzonym gadulstwie Pana Młodego. Zresztą wspominał o tym Boy-Żeleńki w znanej Plotce o „Weselu” Wyspiańskiego. Ale wróćmy do źródła:

PAN MŁODY

Kochasz ty mnie?

PANNA MŁODA

Moze, moze —

cięgiem ino godos o tem.

PAN MŁODY

Bo mi serce wali młotem,

bo mi w głowie huczy, szumi…

moja Jaguś, toś ty moja?!

PANNA MŁODA

Twoja, jak trza, juści twoja;

bo cóż cie ta znów tak dumi?

Cięgiem ino godos o tem.

PAN MŁODY

A ty z twoim sercem złotem

nie zgadniesz, dziewczyno–żono,

jak mi serce wali młotem,

jak cię widzę z tą koroną […]

I tak dalej… Uważam, że to naprawdę świetny przykład satyrycznego zmysłu Wyspiańskiego. Zauważcie, że zazwyczaj w roli nakręconej katarynki występują kobiety. A tutaj, nie dość, że gadułą jest mężczyzna (co prawda literat), to jeszcze jest to przykład z życia wzięty. Przecież to jest piękna, podwójna ironia! I wreszcie jakaś próba parytetu w dziedzinie gadulstwa bohaterów literackich (i życiowych).

Jeśli mowa o młodopolskim flircie, to oczywiście nie może zabraknąć poezji. Tak o względy dam walczył weselny Poeta:

POETA

Żeby mi tak rzekła która,

sercem już dysponująca,

tak po prostu: „no, chcę ciebie”,

jak jaka wiejska dziewczyna…

MARYNA

To niby ja ta dziewczyna,

ja oświadczyć się mająca?

Skądże taka pewna mina?

POETA

Wcale insze miałem plany

jeźlim plany miał w ogóle —

chciałem coś powiedzieć czule,

chciałem zapukać w serduszko,

coś usłyszeć, coś podsłuchać:

jak się to tam musi ruchać,

jak się to tam musi palić — ?!

MARYNA

Muszę panu się pożalić,

w serduszku nie napalone […]

Na szczęście dla odbiorców i na nieszczęście dla siebie trafił na twardą przeciwniczkę – rodzoną siostrę Zosi – Marynę. Dzięki temu otrzymaliśmy Scenę X, będącą serią ciętych ripost i bardzo ładnym przykładem tego, jak to się kiedyś flirtowało na salonach: „Sztuka dla sztuki”.  W dalszej relacji Poety i Maryny możemy obserwować mnóstwo prztyczków wymierzanych  w nos młodopolskiego bożyszcza, Kazimierza Tetmajera i literatury tamtego okresu.

POETA

To zagadka?

MARYNA

Sfinks.

POETA

Meduza.

MARYNA

Może z tego pan odgadnie

nowoczesny styl harbuza [czyli kosza ;)];

tak jak ja odgadłam snadnie:

próżność na wysokiej skale,

w swojej własnej śpiącą chwale.

Myślę, że na podstawie tych dialogów można by stworzyć bardzo fajną wersję popularnej niegdyś, na salonach właśnie, gry, Flirt Towarzyski. Wystarczy po prostu przepisać odpowiednie kwestie. Dodatkowo  zyskujemy kontakt z pięknym, polskim językiem, stylizowanym po mistrzowsku przez autora.

A co się dzieje, kiedy w jednym miejscu spotykają się Poeta i poetycko usposobiona kobieta? Mamy i takie spotkanie opisane w Weselu.

POETA

I czegóż pani życzy?

RACHEL

Miodu, rozkoszy, słodyczy

miłości, roznamiętnienia

i szczęścia.

POETA

A miłość wolna?…

RACHEL

Ach, marzyłam o tym zawsze!

POETA

A gdyby tak szczęście łaskawsze

pożaliło się jej biedy?

RACHEL

Przestałabym marzyć wtedy.

No oczywiście: „miłość wolna”. Bynajmniej nie chodziło o tempo zakochania. Młodopolanie miłości wolnej sobie nie żałowali. Pewnie między innymi dlatego Wyspiański miał o czym pisać. Rachel chyba jednak nie skusiła się na słówka Poety.

To oczywiście nie wszystkie miłosne pogawędki, jakie znajdziemy w Weselu. Te jednak należą do moich ulubionych i po prostu w jakiś sposób mnie bawią. A Was?

Ach, co to były za czasy, kiedy maskowano zamiar miłego spędzenia czasu tête-à-tête pięknymi słówkami, a bawidamkami byli poeci. To wspaniale, że możemy sobie odtworzyć teraz te wszystkie podsłuchane przez Wyspiańskiego słowa, słówka i pół-słówka, i w dodatku po prostu się do nich uśmiechnąć. Ot tak, „pour passer le temps”!

PAULINA JARZĄBEK

PS Polecam Wesele w serwisie Wolne Lektury.