
Dzisiaj nie do końca kabaretowo, ale chciałabym zwrócić uwagę na potencjał satyryczny dzieł nie należących do kabaretu. Stanisław Wyspiański był pilnym obserwatorem swego otoczenia. Miał cięty język i wrodzone ironiczne spojrzenie na świat. Wyniki swoich obserwacji zawarł m.in. w Weselu, które w tym roku czytamy narodowo.
Miałam okazję niedawno obejrzeć najnowszą adaptację teatralną tego dramatu w reżyserii Jana Klaty i chciałabym zacytować kilka fragmentów tekstu, które sama lubię i które wydają mi się świadczyć o wyżej wymienionych cechach autora dramatu. Nie będę pisać o polityce, starciach na linii miasto-wieś i narodowym wydźwięku, bo w ten sposób podawano nam Wesele w szkole. I chociaż są to ważne aspekty, ja chciałabym się skupić na czymś znacznie przyjemniejszym: relacjach damsko-męskich.
Kto nie pamięta tych pierwszych scen, w których Dziennikarz nawiązuje niezobowiązującą rozmowę z Zosią? Najzabawniejsze jest to, że po latach faktycznie osoby, kryjące się za tymi postaciami, nawiązały romans. W czasie tamtej weselnej zabawy w Bronowicach Zosia była jednak podlotkiem i dialog z Dziennikarzem był dla niej jedynie „salonową zabawką”. Oddajmy głos bohaterom:
DZIENNIKARZ
Pani to taki kozaczek;
jak zesiądzie z konika, jest smutny.
ZOSIA
A pan zawsze bałamutny.
DZIENNIKARZ
To nie komplement, to czuję i tego bynajmniej nie tłumię.
ZOSIA
Dobrze, że przynajmniej pan umie
zmiarkować, kiedy uczucie,
a kiedy salonowa zabawka —
ale w tym razie…
DZIENNIKARZ
To sprawka
pani wdzięku, pani jest bardzo miła,
pani tak główkę schyliła…
ZOSIA
Prawda? Tak jakbym się dziwiła,
że mnie tyle honoru spotyka;
pan redaktor dużego dziennika
przypatruje się i oczy przymyka
na mnie, jako na obrazek.
DZIENNIKARZ
A obrazek malowny, bez skazek,
farby świeże, naturalne,
rysunek ogromnie prawdziwy,
wszystko aż do ram idealne.
ZOSIA
Widzę, znawca osobliwy.
To mój ulubiony fragment Wesela. Ile w tych wersach przekory! Właśnie tak charakteryzowano Zosię: jako zadziorną, temperamentną panienkę. A Dziennikarz… Cóż, na pewno nieźle szło mu konstruowanie zawiłych zdań. Na pewno powstał z tego soczysty, lekki dialog.
I te wszystkie miłosne przekomarzania Państwa Młodych. „Cięgiem ino rad byś godać, jakie to kochanie będzie” – mówi Panna Młoda do ukochanego. Jestem pewna, że jest w tym zdaniu echo opinii o niestrudzonym gadulstwie Pana Młodego. Zresztą wspominał o tym Boy-Żeleńki w znanej Plotce o „Weselu” Wyspiańskiego. Ale wróćmy do źródła:
PAN MŁODY
Kochasz ty mnie?
PANNA MŁODA
Moze, moze —
cięgiem ino godos o tem.
PAN MŁODY
Bo mi serce wali młotem,
bo mi w głowie huczy, szumi…
moja Jaguś, toś ty moja?!
PANNA MŁODA
Twoja, jak trza, juści twoja;
bo cóż cie ta znów tak dumi?
Cięgiem ino godos o tem.
PAN MŁODY
A ty z twoim sercem złotem
nie zgadniesz, dziewczyno–żono,
jak mi serce wali młotem,
jak cię widzę z tą koroną […]
I tak dalej… Uważam, że to naprawdę świetny przykład satyrycznego zmysłu Wyspiańskiego. Zauważcie, że zazwyczaj w roli nakręconej katarynki występują kobiety. A tutaj, nie dość, że gadułą jest mężczyzna (co prawda literat), to jeszcze jest to przykład z życia wzięty. Przecież to jest piękna, podwójna ironia! I wreszcie jakaś próba parytetu w dziedzinie gadulstwa bohaterów literackich (i życiowych).
Jeśli mowa o młodopolskim flircie, to oczywiście nie może zabraknąć poezji. Tak o względy dam walczył weselny Poeta:
POETA
Żeby mi tak rzekła która,
sercem już dysponująca,
tak po prostu: „no, chcę ciebie”,
jak jaka wiejska dziewczyna…
MARYNA
To niby ja ta dziewczyna,
ja oświadczyć się mająca?
Skądże taka pewna mina?
POETA
Wcale insze miałem plany
jeźlim plany miał w ogóle —
chciałem coś powiedzieć czule,
chciałem zapukać w serduszko,
coś usłyszeć, coś podsłuchać:
jak się to tam musi ruchać,
jak się to tam musi palić — ?!
MARYNA
Muszę panu się pożalić,
w serduszku nie napalone […]
Na szczęście dla odbiorców i na nieszczęście dla siebie trafił na twardą przeciwniczkę – rodzoną siostrę Zosi – Marynę. Dzięki temu otrzymaliśmy Scenę X, będącą serią ciętych ripost i bardzo ładnym przykładem tego, jak to się kiedyś flirtowało na salonach: „Sztuka dla sztuki”. W dalszej relacji Poety i Maryny możemy obserwować mnóstwo prztyczków wymierzanych w nos młodopolskiego bożyszcza, Kazimierza Tetmajera i literatury tamtego okresu.
POETA
To zagadka?
MARYNA
Sfinks.
POETA
Meduza.
MARYNA
Może z tego pan odgadnie
nowoczesny styl harbuza [czyli kosza ;)];
tak jak ja odgadłam snadnie:
próżność na wysokiej skale,
w swojej własnej śpiącą chwale.
Myślę, że na podstawie tych dialogów można by stworzyć bardzo fajną wersję popularnej niegdyś, na salonach właśnie, gry, Flirt Towarzyski. Wystarczy po prostu przepisać odpowiednie kwestie. Dodatkowo zyskujemy kontakt z pięknym, polskim językiem, stylizowanym po mistrzowsku przez autora.
A co się dzieje, kiedy w jednym miejscu spotykają się Poeta i poetycko usposobiona kobieta? Mamy i takie spotkanie opisane w Weselu.
POETA
I czegóż pani życzy?
RACHEL
Miodu, rozkoszy, słodyczy
miłości, roznamiętnienia
i szczęścia.
POETA
A miłość wolna?…
RACHEL
Ach, marzyłam o tym zawsze!
POETA
A gdyby tak szczęście łaskawsze
pożaliło się jej biedy?
RACHEL
Przestałabym marzyć wtedy.
No oczywiście: „miłość wolna”. Bynajmniej nie chodziło o tempo zakochania. Młodopolanie miłości wolnej sobie nie żałowali. Pewnie między innymi dlatego Wyspiański miał o czym pisać. Rachel chyba jednak nie skusiła się na słówka Poety.
To oczywiście nie wszystkie miłosne pogawędki, jakie znajdziemy w Weselu. Te jednak należą do moich ulubionych i po prostu w jakiś sposób mnie bawią. A Was?
Ach, co to były za czasy, kiedy maskowano zamiar miłego spędzenia czasu tête-à-tête pięknymi słówkami, a bawidamkami byli poeci. To wspaniale, że możemy sobie odtworzyć teraz te wszystkie podsłuchane przez Wyspiańskiego słowa, słówka i pół-słówka, i w dodatku po prostu się do nich uśmiechnąć. Ot tak, „pour passer le temps”!
PAULINA JARZĄBEK
PS Polecam Wesele w serwisie Wolne Lektury.
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…