„Poczet kabaretu polskiego” w retrospektywie [cz. VII]: Ryszard Marek Groński

RETROSPEKTYWA

Dziś na kartach naszego cyklu, postać wybitna: satyryk, dziennikarz, poeta, pisarz dla dorosłych i dzieci, z wykształcenia zaś historyk. O kim mowa? O Ryszardzie Marku Grońskim. W rozmowie z Krzysztofem Masłoniem opowiada o czasach PRL-u, zdradza z kim współpracował i co dla niego jest „prywatnym kabaretem” oraz odpowiada na pytanie czy mając możliwość stworzyłby prawdziwy kabaret. Zapraszamy!

Dziennikarz: Każda władza, o czym pan – jako autor kabaretowy i historyk tego gatunku – wie najlepiej, ma wśród błaznów swoich ulubieńców. W PRL-u musieli jednak spełniać ściśle określone wymagania.

Ryszard Marek Groński: W czasach Gomułki np. niedoścignionym wzorem rozrywki był „Wielokropek” i dogasające wówczas programy masowe typu „Zgaduj-Zgadula”. Za Gierka rozrywka stała się szalenie elegancka, a brylował Jerzy Michotek, najpewniej czując się w Sali Kongresowej. W latach 80. rozrywki nie było, a jeśli już, to na tyle specyficzna, że w efekcie dzisiaj musimy się zadowolić…

D: „Polskim ZOO”?

R. M. G.: Oczywiście. Po wielkich osiągnięciach kabaretowego aktorstwa, doszliśmy do tego, że najlepsza jest jednak kukiełka.

D: „Kukiełki u nas – cytując pana książkę – zwykły pisać postaci”.

R. M. G.: Tak, z tym, że kukiełkom jest dzisiaj łatwiej, ponieważ przywrócony został model satyry z lat 50. Wiadomo z kim należy się cackać, kto jest bohaterem pozytywnym, a kto wrogiem. Triumfuje satyra dworska. W końcu zawsze można liczyć na zaproszenie na dwór, co – jak się zdaje – nastąpiło. Ten typ satyry pozbawiony jest nie tylko jadu, złośliwości, ale i własnych poglądów. (…)

D: A czy ta nasza satyra musi się na okrągło kręcić wokół polityki, która – jak się wydaje – interesuje coraz mniejszą część społeczeństwa?

R. M. G.: W Polsce tak naprawdę – tu wiele osób się obrazi – nie istnieją już kabarety w tradycyjnym rozumieniu. Zastały szyldy, pod którymi ukrywają się trupy objazdowe. Piotr Fronczewski powiedział w jednym z wywiadów, że kabaret popełnił harakiri w momencie, kiedy dał się zapędzić do „Spodków”, hal, amfiteatrów i na stadiony. Wtedy zbankrutował. Kabaret bowiem – i tu się całkowicie z wybitnym aktorem zgadzam – wymaga intymności, dymu papierosowego, zapachu koniaku. Pewnego wtajemniczenia.

D: Przyzwyczailiśmy się, że kabaret pełnił w ostatnich latach funkcje informacyjne.

M. G: Od tego dzisiaj jest gazeta, takie czy inne radio, a nawet telewizja, zwłaszcza satelitarna. Ścigać się nie ma po co. Od kabaretu natomiast wymaga się obecnie komentarza i to takiego, który obejmuje większe fragmenty rzeczywistości. Dlatego nie zgadzam się, że dzisiaj, po komunie, pisze się łatwiej – to nieprawda. Dzisiaj powinno się pisać trudniej.

20170316_125057

D: Jako wytrawny znawca gatunku, czy podjął by się pan – mając zamożnego sponsora i nieosiągalny dla niektórych zasłużonych artystów lokal – stworzenia kabaretu z prawdziwego zdarzenia?

R. M. G.: Nie. Kabaret jest trybuną ludzi młodych, którzy mogą wyrazić w nim swoje niepokoje, lęki i radości. Wnoszą oni poza wszystkim innym, to, co w kabarecie jest niezwykle ważne: inne poczucie języka i inny sposób myślenia. Proszę spojrzeć na kabaret „Potem”, na jego preferencje nie dla tekstu, ale dla działań parateatralnych.

D: No i sam pan sobie przeczy. Od kabaretu literackiego, o który się pan upomina, dzielą „Potem” czy np. „OT.TO” lata świetlne.

R. M. G.: Nie tak odległe. Ci ludzie, operując na razie elementami czysto teatralnymi , w sensie organizacji ruchu, z czasem zatęsknią do tekstu. Zrozumieją, że bez niego daleko nie dojdą, że inwencji starczy im na jeden, dwa programy. Później, zazwyczaj nieśmiała literatura przypomni o sobie.

D: Po lekturze pańskiej ostatniej książki „Puszka z Pandorą” odniosłem wrażenie, że stać pana na wyrozumiałość jedynie dla dawnych sław, najlepiej – zmarłych. Dla żyjących ma pan tylko złośliwość.

R. M. G.: Tak się złożyło, że widziałem większość kabaretów uchodzących za żywą klasykę tego gatunku. Te najwybitniejsze – także. Za takie uważam kabaret „Koń” i następny, tworzony również przez Jerzego Dobrowolskiego – „Owca”. Znam bardzo interesujące przedstawienia „Szpaka”, a także kabaretu o zupełnie innej formule – „Wagabundy”, w którym – przypomnę – występowali m.in. Zbigniew Cybulski, Bogumił Kobiela, Jacek Fedorowicz. Bez większych zahamować mogę pisać i mówić o nich, gdyż z większością kabaretów współpracowałem: także z „Dudkiem” i, oczywiście, przez wiele lat z dawną „Egidą”. Z wcześniejszych działań kabaretowych mile wspominam teatrzyk studencki Akademii Medycznej w Łodzi – „Cytryna”.

D: Jako autor utożsamiany jest pan raczej z felietonistyką, tą z przedostatniej strony „Polityki”.

R. M. G.: Być może felietony te są moim prywatnym kabaretem, w którym zresztą operuję różnymi formami: od monologu, przez dialog, powiastkę, po – powiedzmy – pamflet. Co czynię z niechęcią, bo serce mam dobre.

D: Ten „prywatny kabaret” ustawia pana jednak politycznie.

R. M. G.: Pewnie tak, ale rozmawia pan z człowiekiem, który nigdy w życiu nie należał do organizacji politycznych i nie musiał składać żadnych legitymacji, ponieważ ich – po prostu – nie miał.

Kolejny wywiad autorstwa Krzysztofa Masłonia czyta się lekko i z przyjemnością, mimo, że niekiedy poruszane są poważne kwestie. Odnosi się także wrażenie, że dziennikarz słucha swojego rozmówcy, chce go poznać i zrozumieć pewne mechanizmy, a nie tylko „odbębnić” rozmowę. Jestem zachwycona wywiadami tego dziennikarza. Polecam!

ANETA TABISZEWSKA

PS od Pauliny: Uwielbiam książki Ryszarda Marka Grońskiego. Natomiast o samym autorze wiem niewiele. Ten wywiad sprawił, że chętnie sięgnęłabym po źródła dotyczące tego autora. Może ktoś takie zna? 

Poza tym nasunęły mi się pewne spostrzeżenia dotyczące sztuki kabaretowej. Ciekawie jest spojrzeć na dzisiejszych klasyków gatunku z innej perspektywy. Bo Kabaret Potem jest dla mnie kabaretem klasycznym, a dla pana Grońskiego był grupą młodych ludzi, którzy szukają swojej drogi artystycznej. Nigdy nie uważałam, żeby Potemom nie zależało na tekście. Jasne, nie był to kabaret literacki w starym stylu, ale jednak operował dobrymi tekstami. Czy o kabaretach naszego pokolenia ktoś będzie w przyszłości myślał podobnie? Dewaluację tekstu w kabarecie obserwujemy od dłuższego czasu. Chociaż mam wrażenie, że kilka ostatnich lat daje nadzieję na powrót dobrych tekstów. Przynajmniej z tego, co udało mi się obejrzeć „na żywo”.

W każdym pokoleniu po Zielonym Baloniku pobrzmiewa chyba takie hasło „Kiedyś to były kabarety!”. Ciekawe, w jakiej formie wróci ono za np. dwadzieścia lat.

Fragmenty wywiadu pochodzą z artykułu Krzysztofa Masłonia Harakiri? Niekoniecznie, „Rzeczpospolita”, Warszawa, 1991.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s