W to piękne, letnie popołudnie, pora ponownie zajrzeć do lat 90. i dowiedzieć się co tym razem ciekawego ma do powiedzenia Janusz Rewiński, powszechnie znany jako „Siara”.
Janusz Rewiński- aktor, satyryk i polityk, w latach 90. wchodził w szeregi Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, z której to listy dostał się do Sejmu w wyborach parlamentarnych w 1991 roku. Członek Kabaretu „Tey”, występował także w przedsięwzięciach Olgi Lipińskiej. W rozmowie z Jackiem Lutomskim zdradza m.in. dlaczego porzucił teatr i kabaret, kto jest jego kabaretowym mistrzem czy dlaczego należy pić piwo. Zapraszam!
Dziennikarz: Skończył pan przyzwoita uczelnię, PWST w Krakowie. Jest pan magister sztuki aktorskiej. Dlaczego porzucił pan zawód wyuczony?
Janusz Rewiński: Ukończyłem również Lotnicze Zakłady Naukowe. Były to co prawda zakłady naukowe stopnia średniego, ale nazwa ładna. Jednak zawód budowniczego napędów pneumatycznych i mechanicznych także porzuciłem. Widocznie moim losem jest porzucać i ciągle iść naprzód, naprzód…
D: To kropla, która przepełniła czarę, ale jakie były głębsze motywy porzucenia sceny?
J.R: Chyba nie byłem dobrym aktorem, bo młody przestraszony aktor nie może być dobry. Nie dawało mi też satysfakcji odczytywanie na nowo starych kawałków. Ja już nie mogłem widzowi, który patrzył mi prosto w oczy, kłamać, chować się za perukę. Miałem ambicję formułowania własnej myśli na temat współczesności. Powiem więcej, chciałem nawet poprzez różne teksty oddziaływać na rzeczywistość.
D: Kabaretową drogę zaczynał pan z poznańskim „Teyem”.
J.R: Byłem z nim związany przez 5 lat. „Tey” był właściwie rodzajem teatru, który nie pozwalał na zbyt wielkie udawanie. To był rodzaj psychodramy z widzami.
D: Ma pan kabaretowe wzorce?
J.R: Moim przywódcą duchowym był Grzegorz Warchoł. Dziś szef Redakcji Filmowej w Telewizji Polskiej. Jeszcze w szkole teatralnej związany był z zespołem radiowych „Spotkań z Balladą”. I w tym programie realizował różne niesamowite pomysły. Dopiero później spotkałem Dymnego, który jak się okazało, był wzorem dla Warchoła. Ale źródłem był Dymny, którego byłem i jestem wielkim fanem.
D: Czy teraz z kolei kabaret też już pan porzuca?
J.R: Naturalne przejście. Kabaret stracił sens. Gdy była bariera cenzury, gdy obowiązywały niepisane reguły, że „mówimy partia, a w domyśle…”, gdy wypracowaliśmy, wspólny język my – satyrycy i wy – widzowie – to mnie to rajcowało, a i trzeba przyznać nieźle funkcjonowało.
D: A teraz?
J.R: Paranoja, bo jeżeli nasz kraj to jeden wielki Hyde Park, gdzie nawet królowa nie jest chroniona, to mnie już to nie bawi. Być może wykształci się nowy typ kabaretu abstrakcyjnego, apolitycznego, robionego dla „czystego śmiechu”. Ale to muszą poczuć sami widzowie. Są już takie obawy. To, że teraz wszyscy – młodzi i starzy – tak kochają „Kabaret Starszych Panów”, to jest właśnie nawrót do tej czystej poezji śmiechu.
D: Jeśli chodzi o spożywanie alkoholu to przecież już jesteśmy mocarstwem.
J.R: No właśnie. I żeby alkoholizm zwalczyć…
D: …trzeba pić.
J.R: Nie, nie! Pan dobrze wie, że żadna prohibicja, mniejsza czy większa, nie sprawdziła się. Ani w USA ani w Polsce. Trzeba zmienić strukturę spożycia. Wprowadzanie piwa zamiast napojów „wysokoprocentowych” sprawdziło się już w USA i Japonii. To jest kwestia kultury picia.
Wywiad ciekawy, aczkolwiek osobiście nie umieściłabym go pod nazwą „Poczet kabaretu polskiego”. Mimo, iż Pan Rewiński był kabareciarzem/satyrykiem, w wywiadzie tym za dużą uwagę zwrócono na politykę i ówczesną partię, do której należał rozmówca. Z rozmowy tej oczekiwałam, że dowiem się czegoś więcej na temat artystycznej działalności Pana Rewińskiego. Owszem tytuł artykułu informuje o politycznym aspekcie („Zaczynam robić w polityce”), jednak można zrozumieć go dwojako: rozmówca faktycznie zaczyna działalność polityczną albo rozmówca kreuje postać polityczną na scenie.
Pan Rewiński wspomina także o powstaniu w przyszłości nowego typu kabaretu apolitycznego. Na szczęście powstały takie grupy kabaretowe, gdzie widz polityki nie uświadczy. Uważam, że takie formacje także są potrzebne i dobre, jednak nie zrzucałabym całkowicie na margines kabaretów politycznych, gdyż te również są przydatne. Chociażby po to, aby jeszcze bardziej uwidocznić i uświadomić paradoksy polityczne. Trzeba po prostu znaleźć złoty środek.
ANETA TABISZEWSKA
Fragmenty wywiadu pochodzą z artykułu Jacka Lutomskiego Zaczynam robić w polityce, „Rzeczpospolita”, Warszawa, 1991.