Po moich ostatnich wycieczkach kabaretoznawczych (dotyczących kabaretu na świecie: część 1 i część 2) nabrałam apetytu na poszukiwania. Tym razem w sferze wyobraźni. Poniżej wybór najsłynniejszych, nieistniejących kabaretów.
Der Blaue Engel – Błękitny Anioł
Berliński kabaret, gdzie królowała uwodzicielska Lola Lola. Pojawił się w filmie z 1930 roku, o tym samym tytule, w którym Marlena Dietrich po raz pierwszy zagrała tak dużą rolę, dzisiaj już kultową. Film oparto na powieści Henryka Manna, Profesor Unrat.
W kabarecie tym występowały tzw. girlsy, skąpo odziane, tańczące i śpiewające, była tam także klaunada czy występy magiczne. Myślę, że można go zaliczyć do tingel-tangli. Najbardziej znaną piosenką z filmu jest Falling in love again, która uczyniła Dietrich prawdziwą gwiazdą.
Kit Kat Klub
Ten lokal znają chyba wszyscy, dzięki musicalowi i filmowi Cabaret. Adaptacje wzorowano na noweli Christophera Isherwooda, Pożegnanie z Berlinem (1939).
Kit Kat Klub to wybuch śmiechu skierowany przeciw narastającemu w Niemczech nazizmowi. Jego gwiazdą jest, malująca paznokcie na zielono (co było szczytem ekscentryzmu), Sally Bowles, grana przez Lizę Minnelli, a Mistrzem Ceremonii postać kreowana przez Joela Greya. To stamtąd wiemy, że „życie kabaretem jest”.
Obecnie w Berlinie działa Kit-KatClub, założony przez gwiazdora przemysłu pornograficznego. Zainspirował go odważny i frywolny charakter filmowego kabaretu.
Rick’s Café Américain
Kabaret w marokańskiej Casablance. I kolejna produkcja filmowa, która okazała się światowym hitem. Nietrudno się domyślić, że chodzi o film Casablanca, z Humphreyem Bogartem i Ingrid Bergman.
Akcja zaczyna się w 1941 roku, kiedy Amerykanin, Rick Blaine, zakłada w Casablance klub nocny, Rick’s Café Américain. W tym miejscu stykają się przedstawiciele różnych krajów i poglądów: oficjele niemieccy, Francuzi z Vichy, uchodźcy, którzy pragną dostać się do Ameryki. Nie będę streszczać całej treści filmu, ale ten skład to dość, by stworzyć wciągającą fabułę. Dodajmy do tego romans i rozterki wewnętrzne bohaterów, okraszone słynnym „Zagraj to jeszcze raz, Sam”, które Woody Allen wykorzystał jako tytuł filmu zawierającego odniesienia do Casablanki.
W Casablance istnieje dzisiaj miejsce odtworzone w 2004 roku według tego filmowego. Nazywa się Rick’s Cafe Casablanca.
Czerwony Młyn
W polskim filmie, Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy, z Piotrem Fronczewskim w roli tytułowej, pojawia się międzywojenny kabaret rewiowy Czerwony Młyn, inspirowany wyraźnie paryskim Moulin Rouge. Nie do końca wiem, czy taki kabaret istniał naprawdę, nie przypominam sobie, żebym na niego trafiła w opracowaniach, które czytałam, natomiast jego przedstawienie w filmie jest bardzo wiarygodne. Mogło tak być.
Kabaret wystawiał rewie muzyczne, których scenariusze czerpały z aktualnych spraw warszawskiego światka. Czerwony Młyn był bliski bankructwa (co było wśród kabaretowych scenek powszechne), więc z radością powitał nowego dyrektora, Freda Kampinosa, który pragnął w niego zainwestować. Możemy więc obserwować, jak powstaje rewia kabaretowa, od pomysłu do premiery. Girlsy, pióra, schody, blichtr, piosenki i dużo beztroskiego humoru.
Kabaret Biedronka
Na deser mały kabarecik, o którym pisałam w swojej pracy licencjackiej, więc po prostu wrzucę tutaj ten fragment tekstu, z drobnymi przeróbkami:
„W filmie Dr Jekyll i Mr Hyde według Wytwórni A’YoY pojawia się także wątek, który można nazwać autotematycznym. Mam na myśli sekwencję scen prezentującą kabaret „Biedronka”, którego pierwowzorem mógłby być paryski „Chat Noir”, monachijski „Jedenastu Katów”, czy polskie „Qui pro Quo” i „Jama Michalika”. [P. J: Teraz myślę, że może nawet bardziej objazdowy freak show.]
W szerszym kontekście można natomiast odczytać te ujęcia jako autoironiczne spojrzenie artystów kabaretowych, zaangażowanych w produkcję tego obrazu, na sztukę rozśmieszania, z którą mają do czynienia na co dzień. Wyraźnie czytelna jest tutaj formuła starego, przedwojennego kabaretu europejskiego, pomimo, że została ukazana w krzywym zwierciadle komedii. Codzienne widowisko w „Biedronce” prowadzi konferansjer (w tej roli prawdziwy konferansjer współczesnego kabaretu – Artur Andrus), a składa się ono z krótkich scenek komicznych (jak ta w wykonaniu skarpetkowych pacynek animowanych przez nieudolnego brzuchomówcę granego przez Adama Małczyka), piosenek (autotematyczne utwory Madame Lolity [Joanna Kołaczkowska] – lokalnej gwiazdy) i występów estradowych „ciekawych ludzi”, takich jak turecki artysta Janusz (Artur Walaszek), tańczący z nożami Chacza-Turian (Znany Wojtek Kamiński), czy Kobieta-Zając-Puzon (Agnieszka Litwin-Sobańska). Stali bywalcy wyrażają swoje emocje rzucając w występujących pomidorami.
Jedyną artystką budząca szczery podziw publiczności jest Madame Lolita – długowłosa piękność bardzo wrażliwa na krytykę. Cała sekwencja „kabaretowych” scen wydaje się być parodią sztuki estradowej, zwłaszcza w świetle wykonywanych przez Madame Lolitę pieśni. Śpiewa ona m.in.: „Jestem tak piękna jak róża/ co z pączka się wynurza/ jestem jak mała stokrotka/ tak słodka”, a ten „porywający” tekst wzbogaca niewyszukaną choreografią. Po uprowadzeniu przez Hyde’a dokonuje refleksji nad swoim życiem artystycznym i postanawia poszerzyć repertuar: „Puść – człowieku z La Manchy/ Puść – czy ci nie wystarczy/ Zła, co czai się w tobie/ Puść – jeśliś ty człowiek”. To z kolei może być odniesienie do patetycznej piosenki aktorskiej.”
Koniec cytatu. Tak mniej więcej wyglądają wieczory w Biedronce. Akcja filmu dzieje się w Londynie, więc mamy tutaj kabaret angielski w polskim stylu. Ciekawa jestem, jak Biedronka poradziłaby sobie teraz na polskiej estradzie. Możliwe, że całkiem nieźle.
PAULINA JARZĄBEK