MUZA PODKASANA. O NIEGRZECZNYM KABARECIE
Początki kabaretu przyczyniły się znacznie do powstania określenia „Podkasana Muza”. Bliskość ulicy skłaniała do sięgania po tematykę bliską ludowi pracującemu (i temu, co się obijał) miast i wsi. Ideały sięgały bruku, by odrodzić się w tekście piosenki, spektaklu rewiowym, skeczu, wybitnej kreacji aktorskiej… Stąd i wątki erotyczne w tym środowisku pojawiały się często i obficie, w przeróżnych postaciach. Placówki o wyższych aspiracjach stroniły od pornografii, ale nie unikały tematyki dla dorosłych. Przedstawiam subiektywny przegląd tej tematyki i sposobów jej realizacji w pierwszych kabaretach.
I MIŁOŚĆ NA ROGU ULICY
Kabaret narodził się ze związku ulicy z artystyczną duszą. Komentował społeczne tematy w sposób dosadny, często nie stroniąc od mocnych aluzji. Zwłaszcza, że bohaterami tych pierwszych piosenek kabaretowych byli mieszkańcy ulicy: włóczędzy, grajkowie, różne „tanie dranie”, no i oczywiście – panie sprzedające miłość na rogach.
Kabaret lekkich obyczajów
Mam wrażenie, że kabaret dostrzegł w prostytutce człowieka. Skupił się nie tylko na rozrywkowym aspekcie tej najstarszej profesji świata, ale i na jej społecznej genezie. Wiele z tych ulicznych dziewcząt zmusiła do prostytucji sytuacja życiowa: brak edukacji, potrzeba utrzymania się, opłacenia czynszu, itd. Kiedy czytam te stare teksty, co rusz pojawia się w nich jakaś „dobra i miła” dziewczyna lekkich obyczajów, na swój sposób także i wierna (bo np. upodobała sobie szczególnie jakąś grupę społeczną: żołnierzy, czy malarzy). Daleko tym ulicznicom do splendoru luksusowych kurtyzan, ale nie pozbawione są pewnego naturalnego wdzięku dziewczyny-kumpla.
Nie podejmę się oceny moralnej ani tych dziewcząt, ani ich życia, bo nie czuję się do tego uprawniona. Prostytucja istniała od wieków, będzie istnieć i w kolejnych stuleciach. Podoba mi się podejście kabaretowych twórców: odkrycie w ulicznicy istoty ludzkiej, mającej uczucia i wolną wolę. Być może pomogło to częściowo ograniczyć nadużycia wobec tych dam, np. ze strony agresywnych sutenerów, bo i takich ciemnych plam pełno było w tym zawodzie. Niemniej jednak wesołe dziewczęta, akceptujące swój los, bo mimo wszystko dawał im pewną swobodę, zapewniał utrzymanie i szczególny rodzaj szacunku w kręgach bohemy artystycznej, stanowiły inspiracje dla pierwszych kabaretowych hitów.
Piosenka była podstawą pierwszych programów kabaretowych. Kabarety, które miały szczęście współpracować z Aristidem Bruant, Le Chat Noir, Mirliton czy Ambassadeur, doczekały się wielu intrygujących piosenek. Także o filles de joie. Co ważne, były to utwory z dobrze napisanymi tekstami, bo tworzone przez prawdziwego literata, choć stylizującego swój język na uliczny slang.
Moje dwa ulubione teksty z tego okresu, La Noire i Nini-peau-d’chien, wydają się być reprezentatywne dla tego nurtu twórczości kabaretowej. Obydwa teksty są autorstwa Aristide’a Bruant.

Strona ze zbioru piosenek Aristide’a Bruant, Dans la rue, z tekstem La Noire.
Niech żyje Czarna!
La Noire, czyli Czarna, w moim przekładzie zaczyna się tak:
Czarna dziewczyną od nas jest
Ma gdzieś, co o niej mówi się,
A my gdzieś mamy cnoty jej
Kiedy cycuszki pręży swe.
Dla niej śpiewamy naszą pieśń: Niech żyje Czarna!
Dla niej śpiewamy naszą pieśń: Niech żyje Czarna i piersi jej!
W oryginalnej wersji językowej w tej pierwszej zwrotce już występuje słowo „canton”, a dalej jeszcze „oddział”, które na wstępie przyniosło mi dwie interpretacji tej postaci. Po pierwsze pomyślałam o dużo późniejszym tekście Jacques’a Brela, Au suivant, po polsku figurującym w tłumaczeniu Wojciecha Młynarskiego, jako Następny. To jest bardzo niewesoła historia o niemal siłowym zaspokajaniu instynktów żołnierzy przez objazdowy burdel. Taka interpretacja roli Czarnej jest dosyć brutalna, niemniej nie pozbawiona podstaw. Choć i tak w tej wersji jest to zjawisko dużo łagodniejsze.
Druga moja interpretacja bardziej do mnie przemawia, zważywszy na inteligenckie pochodzenie Aristide’a, jest możliwa. Czarna byłaby tutaj inkarnacją samej Francji. Taką interpretację usprawiedliwia ostatnia zwrotka piosenki:
Bracia, przysięgę złóżmy, że
Bismarck jej wdzięków nie tknie, nie.
Dla niej to w cieniu flagi wciąż
Niejeden ginąć będzie mąż.
W świetle tych wszystkich „Wolności wiodących lud na barykady”, Mariann i innych ucieleśnień idei, kobiece wcielenie Francji, nawet w tak kontrowersyjnym tekście, byłoby całkiem możliwe.
Czarna, poza wszystkimi swoimi fizycznymi przymiotami: słodkim oddechem, czarnymi oczami, włosami itd., miała także jedną ważną cechę charakteru: była wierna. Całemu oddziałowi, ale jednak.
Kochana kokotka
Druga piosenka Bruant, w której występuje postać prostytutki, to Nini-peau-d’chien. Nie doszukałam się dosłownego tłumaczenie tego „przydomku” na język polski, pewnie byłoby to coś w rodzaju „Psia skórka” (jeśli znacie tłumaczenie tego określenia, dajcie znać, proszę). Zasadniczo jest to potoczne określenie dziewczyny lekkich obyczajów, raczej historyczne, i raczej z tych pieszczotliwych.
Tu sytuacja jest trochę inna. Nie ma wątpliwości, że rzecz dotyczy dziewczyny ulicznej, która nie stroni od grupki miejscowych rzezimieszków. Wśród nich jest królową. Ubóstwiają ją. Chronią. A ona jest dla nich „dobra i miła”. W przekładzie posłużyłam się słowem „kokotka”.
Kiedy była mała
Wieczorami szła
Do Świętej Małgorzaty
Tam gdzie mądra msza
Teraz, gdy dorosła
Nocą idzie tam
Gdzie ma swoją bandę –
Na Richard-Lenoir
Gdzie Bastylia
Kochamy ją! Kokotkę tą!
Bo taka dobra jest i miła!
Kochamy ją!
Kokotkę tą!
Tam gdzie Bastylia!
W tym tekście widać taką ewolucję porządnej dziewczyny, może sieroty, wychowywanej przez zakonnice, może dziewczynki prowadzanej do kościoła przez matkę, pobożną mieszczkę, w kompankę ulicznych zawadiaków. Zyskuje w ten sposób swój dwór. Niekoniecznie musi być prostytutką w ścisłym tego słowa znaczeniu, ale raczej nie stroni od mężczyzn. Ba! Jednego z nich nawet pokochała i nie boi się tego okazywać.
Tu z kolei przypomina mi się piosenką Edith Piaf, podobnie jak Brel związanej z paryskimi kabaretami międzywojnia i tymi późniejszymi. W utworze L’accordeoniste pojawia się postać „une fille de joie”, wcale nie tak radosna, jak wskazywałoby to stare, francuskie określenie. Codzienne wystawanie na rogu w celach wiadomych nie przeszkodziło jej w pokochaniu akordeonisty i snuciu romantycznych marzeń o wspólnej przyszłości. Niestety – bez happy-endu.
Miłość w czasach Bruant
Aristide śpiewał o blaskach i cieniach życia ulicznicy, będąc blisko tej tematyki. Opisywał rzeczywistość, którą znał z autopsji, dobrowolnie zanurzając się w takim środowisku, choć pewnie trochę ubarwiał swój opis. Późniejsze opisy panienek do towarzystwa, te międzywojenne, czy powojenne, mają w sobie więcej goryczy, smutku, generalnie negatywnych odczuć. Nie potrafię powiedzieć, czym było to spowodowane. Być może Aristide odwzorowywał ducha epoki – młodej europy, zrywania ze skostniałą moralnością mieszczan, więc i powszechnemu oddawaniu się wolnej miłości. Nie bez znaczenia dla tego ciemniejszego tonu późniejszych tekstów były też pewnie dwie wojny światowe.
Echa takiej lekko-obyczajnej tematyki pobrzmiewają także w Boyowych Słówkach, o tym jednak napiszę w swoim czasie, w dalszej części cyklu. To wydawnictwo zasługuje na więcej uwagi.
Frywolny obraz kobiety stanowił obiekt zainteresowań wielu twórców sztuki estradowej, jeszcze przed powstaniem pierwszego kabaretu. Kiedy kabaret literacki rozwijał się w inne formy, choćby rewie, erotyka stała się już nawet nie tyle tematem, co jednym z głównych środków formalnych. O tym i o ewolucji tego zjawiska będzie opowiadać kolejny artykuł z cyklu podkasanej Muzy.
Na deser posłuchajcie piosenki Kabaretu Moralnego Niepokoju, w której pobrzmiewa jeszcze tamta gorzko-słodka lekkość wersów Aristide’a.
PAULINA JARZĄBEK