KTO?
Tomasz Biskup, Kabaret BudaPesz, Marek Stawarz
CO?
Inkubator Kabaretowy
KIEDY?
26.02.2016 r., 18.00
GDZIE?
Kinoteatr „WRZOS”, ul. Zamoyskiego 50
Bardzo lubię „Inkubator Kabaretowy”. Śledzę go od pierwszej edycji i widziałam już niejedno. Przewidziany jako poligon doświadczalny dla twórców eksperymentujących z formami scenicznymi około kabaretowymi, jest doskonałym miejscem do testowania nowych programów lub kierunków rozwoju. Jest to również źródło wielu niespodzianek – nigdy nie wiadomo, co pojawi się na scenie i jaka w danej edycji będzie frekwencja. Mogłabym pisać na ten temat długo, może kiedyś pokuszę się o podsumowanie tej cyklicznej imprezy. Teraz chciałabym się podzielić wrażeniami z tego konkretnego wieczoru.

Inkubatorowa grafika, autor: Marek Stawarz
Na prowadzeniu
Od dłuższego czasu „Inkubator Kabaretowy” jest organizowany przez Marka Stawarza, który pełni także rolę konferansjera. I to nie byle jakiego, bo o wyjściu do sklepu (czy do drukarni) potrafi opowiadać tak, że pointa przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Chapeau, że tak powiem, bas. Również i tym razem się na panu prowadzącym nie zawiodłam.
Jego eminencja na scenie
Co więcej, nie zawiodłam się także na gościach wieczoru. Przyznaję – stand-upu nie czuję i omijam szerokim łukiem. Z kilkoma wyjątkami. Jednym z nich jest stand-up Tomka Biskupa, który wystąpił w pierwszej części wieczoru. To jest dla mnie naprawdę zabawne. Właśnie zabawne, a nie śmieszne. Lubię jego tok myślenia, jego porównania i styl mówienia, lubię historie, które opowiada. Znam ten stand-up, może nie jakoś wybitnie, ale znam i wiedziałam, że mi się spodoba. Może przez to, że bardzo lubię czytać jego bloga (polecam), przenoszę tę sympatię również na to, co robi na scenie.

Marcin Prokop polskiej estrady.
Nie rozczarowałam się także jego monologami kabaretowymi. Mam wrażenie, że Tomek jest dużo lepszym aktorem, niż sam uważa, co zresztą pokazuje doskonale grą w kabarecie PUK. Na pewno jest tzw. aktorem charakterystycznym. Swoim one man show udowodnił, że potrafi wcielić się w imponująco różne postaci, od poety po bohatera reklamówki (takiej telewizyjnej, nie takiej z supermarketu). I wszystko to wykonał naprawdę dobrze. Było to bardzo przyjemne doświadczenie sceniczne, widzieć go w tych wszystkich rolach, które sobie narzucił. Poza tym odkryłam, że naprawdę jest podobny do Marcina Prokopa (serio!), którego tak zabawnie sparodiował. Nie mogę napisać, że wszystkim byłam absolutnie zachwycona (większością na pewno), ale zasadniczo całość tego krótkiego wystąpienia była solidnie przygotowana (lub na taką wyglądała), więc polecam z czystym sumieniem.
BudaPesz w natarciu
Drugim bohaterem wieczoru był Kabaret „BudaPesz”, który zawiązał się całkiem niedawno i właśnie w czasie „Inkubatora” testował pierwsze, przedpremierowe zalążki programu. Bardzo obiecujące. Jednak zaznaczę od razu, że tu mogę być nie do końca obiektywna, ponieważ grupę tę tworzą panowie, których w kabarecie podziwiam od lat kilku i śledzę na scenie z uporem maniaka: Adam Wacławiak i Marek Stawarz (tak, pan prowadzący, a co!).
Na ich krótką prezentację złożyły się dwie piosenki (Rodzina na swoim, System Apolonii) oraz skecz, zagrany na kompletnym blackoucie. Ten duet zna się na rzeczy. Jest między nimi energia, która z łatwością przekazują publiczności. Bardzo podobała mi się pierwsza piosenka, Rodzina na swoim, zarówno jej interpretacja, jak i treść, z Adamem, Ewą i wężem ogrodowym, zwłaszcza, że słyszałam jedną z pierwszych wersji i mogłam prześledzić jej ewolucję.

Świeżynka kabaretowa, grupa BudaPesz.
Z drugim utworem, Systemem Apolonii, już mam lekki problem, choć jest on bardzo dobry. Pod każdym względem. Jednak jakoś już od pierwszych przesłuchań nie mogę się do niego przekonać i nie bardzo potrafię powiedzieć, dlaczego tak jest. Najlepiej sprawdźcie sami własne odczucia, pierwszej wersji możecie posłuchać tutaj, jeśli jeszcze dotąd nie mieliście okazji. Muszę jednak przyznać, że w tym wykonaniu piosenka brzmiała nawet dla mnie zadziwiająco dobrze. A i choreografii nie zabrakło, bardzo żywiołowej.
Skecz pojawił się jako drugi punkt programu i, jak już pisałam, został wykonany przy całkowitym wyciemnieniu sali, więc jedynymi narzędziami aktorów były ich głosy i dźwięki. Efekt był świetny. Moim zdaniem panowie mogliby spokojnie zrobić karierę w dubbingu. Nie będę opisywać tej scenki, bo najlepiej ją po prostu obejrzeć, czy też raczej wysłuchać. Miłośnicy niestandardowego humoru estradowego na pewno będą usatysfakcjonowani. Ja byłam.

Bohaterowie wieczoru w komplecie.
Lokowanie pełnowartościowego produktu
Cały wieczór uważam za bardzo udany. Jest nadzieja w kabarecie. Cieszę się, że nadal znajduję na to potwierdzenie. Zawsze polecam kabaretowe występy na żywo, a szczególnie tych mniej znanych, nie telewizyjnych twórców. Nic nie daje takiej radości, jak świadomość, że właśnie odkryło się kogoś niezwykłego, kto potrafi nas rozbawić i może zaciekawić jakąś formą, czy tematyką. Dlatego właśnie warto wpadać na „Inkubator Kabaretowy”. Kolejny już 1 kwietnia, w Kinoteatrze „Wrzos” przy ulicy Zamoyskiego 50.
PAULINA JARZĄBEK